[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uciekania przed jego pocałunkiem wpiła się jedynie palcami z całych sił w balustradę
balkonu.
Całował ją teraz mocniej, dając jej przedsmak tego, co ich czeka, i jakby ostatnie
ostrzeżenie: możesz się jeszcze wycofać, ale wkrótce będzie już za pózno.
Coś w niej jednak, jakaś siła biorąca górę nad rozumem, zignorowała to ostrzeże-
nie i przyzwalała na to, by jego ręce oplatały jej kibić, a niedogolona broda przesuwała
się powoli w dół pleców.
- Możemy zabrać deser na górę - powiedział Zander.
- Nie powinnam... - zaczęła mówić, nie patrząc mu w oczy, bo gdyby spojrzała,
musiałaby podjąć decyzję, a to było tak trudne. - Jestem przecież w pracy.
- Nie teraz - odparł Zander. - Odbiłaś właśnie kartę i masz fajrant.
- Ale twój brat...
- Zapomnij o nim - powiedział Zander, za wszelką cenę powstrzymując wściekły
komentarz na temat jej lojalności wobec Nikosa; wiedział, że jeśli coś takiego powie,
Charlotte ucieknie.
- Nie chcę tego żałować rano...
- Jak mogłabyś żałować czegoś tak pięknego?
- Ja... - próbowała wyjaśnić, ale wtedy właśnie jego palce uporały się z zapięciem
stanika i Zander wsunął dłonie pod jej ubranie.
Charlotte stała na balkonie, nie mogąc pozbierać myśli; była wprawdzie w dalszym
ciągu ubrana, ale jednocześnie czuła się przed nim zupełnie naga. Co on ze mną robi? -
przemknęło jej przez głowę, ale wtedy Zander obrócił ją do siebie i podał jej swe usta.
Całował ją długo i czule, tak że bliska omdlenia Charlotte mogła jedynie resztką świa-
domości rejestrować reakcje swego ciała na bodzce, których nigdy jej wcześniej nie do-
starczono i o istnieniu których nie miała pojęcia.
Całował wcześniej bardzo wiele kobiet, ale w ten pocałunek włożył naprawdę
wszystko. Jako młodziutki chłopak całował bogate turystki, żeby zapewnić sobie jedze-
nie na wieczór i łóżko do spania. Całował następnie wiele kobiet, które pomagały mu się
ustawić w życiu, ale tak smakowitego pocałunku nie pamiętał.
R
L
T
Pod gradem pocałunków Zandera znikła zupełnie jej szminka, podobnie jak i
resztki wszelkiego oporu. Wessana w ciepło jego ust czuła się bezpieczna i beztroska jak
dziecko.
Zabrał ją swoim pocałunkiem w odległe światy, ale wkrótce przyprowadził na po-
wrót na balkon hotelowy na Ksanos: wręczył torebkę, którą upuściła wcześniej w szale
żądzy, poprawił trochę biustonosz, chwycił ją mocno za dłoń i patrząc prosto w jej nie-
bieskie oczy, powiedział:
- Nie pożałujesz tego nigdy.
Kłamał.
R
L
T
ROZDZIAA PITY
Nie wiedziała, dlaczego mu tak ufa.
Przecież nigdy wcześniej nie pozwoliła się nikomu tak po prostu chwycić za rękę i
zaprowadzić do pokoju hotelowego.
W łazience jego luksusowego apartamentu próbowała się za to skarcić, powtarzała
sobie, że przecież nic nie wie o tym człowieku poza tym, że jest od kilku dni klientem jej
szefa.
%7ładne jednak karcenie nie pomagało.
Był bratem Nikosa, któremu ufała niemal bezgranicznie, ale to nie tłumaczyło ni-
czego. Powodem, dla którego aż tak zaufała temu człowiekowi, było to, że nigdy z nikim
nie czuła się wcześniej tak dobrze jak z Zanderem przez te kilka, w końcu krótkich,
chwil, które spędzili razem.
Od lat nie śmiała się tak swobodnie, nie mówiła do nikogo tak bezpośrednio.
No i te jego pocałunki...
Patrząc w lustro na siniak, jaki jej pozostawił, który dało się na szczęście, choć z
trudem, zasłonić włosami, musiała przyznać przed sobą samą, że Zander był atrakcyjny
również przez to, że oferował jej ucieczkę. Dziś wieczorem była kobietą ubraną w buty
na wysokim obcasie i wieczorową suknię - to dla niej była pierwsza ucieczka od mono-
tonii codziennego życia od dobrych kilku lat.
Przyniesiono desery. Kieliszki z likierem i kokilki z kremem brûlée, a także ma-
leńkie ciasteczka pływające w sosie o ostrym, czekoladowym smaku. Ale Charlotte na-
wet nie zwróciła na nie uwagi; zamiast tego podeszła i siadła mu na kolanach - mogli te-
raz oddać się pocałunkowi, którego nikt nie ośmieli się im przerwać.
Zander popełnił jednak błąd: założył z góry, że Charlotte była kochanką jego brata,
pomyślał zatem, że odbierając mu ją, pognębi go jeszcze bardziej.
Tymczasem ta kobieta, która siedziała teraz na jego kolanach, całowała go najwy-
razniej tak, jakby należała wyłącznie do niego.
Czy on też ci tak robił? - chciał zapytać, kiedy rozsuwał jej suknię i chwytał łap-
czywie ustami odsłonięte sutki.
R
L
T
Albo to? - pytał dalej w myślach, wstając i popychając ją teraz zdecydowanym ru-
chem w stronę łóżka.
Czy też to? - kontynuował pytanie, zsuwając jej majtki.
Zachowywał się teraz w sposób bardziej szorstki, niemal wręcz brutalny, zupełnie
inaczej niż do tej pory. Charlotte, siedząc już na łóżku, odskoczyła od niego, zaskoczona
tÄ… niespodziewanÄ… zmianÄ….
- Zander?
Spojrzał w jej niebieskie oczy, które w chwili niepokoju stały się ciemniejsze niż
zwykle. Zapragnął ich poprzedniej barwy, spokoju w jej spojrzeniu, zrozumiał, że chce
się z nią kochać, a nie tylko brutalnie ją zdobywać.
PragnÄ…Å‚ jej samej.
- Myślałem o tobie tak długo... - zaczął mówić, niby tonem wyjaśnienia swojej na-
głej gwałtowności. - Przez całe tygodnie. Wybacz, trochę mnie poniosło - mówił, pa-
trząc, jak Charlotte mruga powiekami, próbując go zrozumieć. - Kiedy rozmawialiśmy
przez telefon, ty w Londynie, a ja w Australii, i wiedziałem, że leżysz w łóżku... - Char-
lotte przypomniała sobie tamte chwile; ona wtedy też fantazjowała o nim. - Nie będzie-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]