[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wnętrze hangaru, znajdującego się na najniższym poziomie wielkiej świątyni
na Yavinie Cztery, było ciche i chłodne. Ktoś mógłby przypuszczać, że w ten
sposób witało podróżnych wracających do akademii Jedi. Niewielki wahadłowiec
z cichym westchnieniem osiadł na gładkich kamiennych płytach lądowiska. Luke
Skywałker otworzył właz i zszedł po opuszczonej rampie. Stanął w cieniu,
czekając, aż wnętrze statku opuszczą także jego uczniowie.
W dawnych czasach ogromna świątynia, wzniesiona na niewielkim,
porośniętym dżunglą księżycu krążącym wokół gazowego giganta, pełniła funkcję
tajnej bazy Rebeliantów. Hangar był wówczas miejscem gorączkowej krzątaniny.
Przebywali w nim piloci myśliwców typu X wraz ze swoimi maszynami, hałaśliwą
aparaturą, androidami i robotami, a także różnymi urządzeniami służącymi do
obrony. Ostatnio jednak wielka budowla przekształciła się w ośrodek, w którym
szkolili się i medytowali przyszli obrońcy Nowej Republiki.
Luke odwrócił się i obserwował, jak młodzi rycerze Jedi opuszczają pokład
Zcigacza Cieni , zgrabnego imperialnego wahadłowca, którym on i Tenel Ka
odlecieli z Akademii Ciemnej Strony, kiedy ratowali Jacena, Jainę i Lowbaccę.
Myśli mistrza Jedi były przepełnione tym samym niepokojem, który odbijał się
na twarzach jego młodych uczniów schodzących po rampie małego statku.
Korzystając z pomocy Akademii Ciemnej Strony, grupa odszczepieńców,
nazywających siebie Drugim Imperium, stanowiła z każdym dniem coraz większe
zagrożenie dla kruchego pokoju, ustanowionego przez władze Nowej Republiki
niemal w całej galaktyce. Wszyscy wyczuwali, że chyba zanosi się na
rozstrzygające starcie... jedno z tych, które zadecydują o losie galaktyki na wiele
lat, a może nawet dziesięcioleci.
Poszukując rekrutów dysponujących umiejętnościami Jedi, Akademia
Ciemnej Strony poczynała sobie coraz śmielej. Co dziwniejsze, zapraszała w
swoje progi także kandydatów, nie wykazujących żadnych zdolności... ale
dlaczego? Kolejnym elementem łamigłówki było porwanie krążownika
Diament z ładunkiem rdzeni jednostek napędu nadświetlnego i baterii do
turbolaserów - części potrzebnych, by zbudować i uzbroić potężną flotę.
Wszystko wskazywało na to, że miało wydarzyć się coś złego... i to wkrótce:
Luke poleciał na Coruscant, aby zabrać stamtąd swoich uczniów. Dało mu to
okazję do zobaczenia się z siostrą, Leią, a także dowiedzenia się czegoś więcej na
temat rosnącego zagrożenia, jakie stanowiły siły imperialne dla Nowej Republiki.
Przez cały czas podróży młodzi Jedi byli jednak niezwykle małomówni.
Wydawali się pogrążeni we własnych myślach. Powracali na porośnięty dżunglą
księżyc, by dołączyć do innych uczniów. Mieli kontynuować naukę, żeby stworzyć
potężny nowy zakon rycerzy, który będzie stał na straży Nowej Republiki. Młoda
władza już niedługo będzie potrzebowała obrońców potrafiących posługiwać się
Mocą.
Przez szeroko otwarte wrota hangaru wpadały promienie słońca, oświetlając
niektóre miejsca lądowiska, a inne kryjąc w cieniu. Przyjaznym cieniu. Luke
uniósł głowę i popatrzył na oślepiający blask bijący od wypolerowanego
kwantowego pancerza niewielkiego wahadłowca.
109
- Zcigacz Cieni jest piękną jednostką - odezwała się Jaina, jakby umiała
czytać w myślach Luke a Skywalkera. - Wystarczy tylko spojrzeć na te łagodne
krzywizny kadłuba, opływowe kształty...
- A co więcej, jest jeszcze jednym silnie opancerzonym i uzbrojonym statkiem,
którego nie ma Akademia Ciemnej Strony - stwierdził Jacen, który podszedł do
nich i przystanął obok wuja.
Mistrz Jedi kiwnął głową.
- Widok tego wahadłowca powinien wam uświadomić, jakie jednostki zdolni
są zbudować nasi wrogowie. Pomyślcie zatem, co zrobią, dysponując dużymi
ilościami rdzeni jednostek napędu nadświetlnego i baterii do turbolaserowych
dział, które niedawno ukradli razem z tamtym krążownikiem.
Lowie warknął przeciągle, zgadzając się z jego zdaniem.
- Tak, to jest fakt - potwierdziła Tenel Ka.
Luke odwrócił się i przeszedł przez otwarte wrota hangaru. Młodzi Jedi
pospieszyli za nim. Oddychając czystym wilgotnym powietrzem, cieszyli oczy
słonecznym blaskiem. Krople porannej rosy wciąż jeszcze błyszczały na liściach
ogromnych drzew Massassów i pnących paproci. W przesyconym wilgocią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]