[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jak silne są one? - zapytał sir Roger.
- Jedna, zwana Stularax, leżąca po drugiej stronie planety, jest prawie taka
jak Ganturath. Jest też główna forteca, Darova, gdzie mieszka prokonsul
44
Huruga. Jest ona największa i najsilniejsza. Sądzę, że to stamtąd pochodzi
większość otaczających nas ludzi i statków.
- Gdzie jest najbliższy świat zamieszkiwany przez naszych wrogów?
- Zgodnie z księgą, którą przestudiowałem - jakieś dwadzieścia łat świetlnych.
Sam Wersgorixan, główna planeta, jest znacznie dalej - dalej nawet .niż Terra.
- Ale przekaznik głosu od razu zawiadomiłby ich cesarza o tym co się
.zdarzyło, nieprawdaż? - spytał kapitan Bullard.
- Nie. To urządzenie przesyła wieści tak szybko, jak mknie światło.
Wiadomości między gwiazdami muszą być przenoszone przez statek, co oznacza,
że zawiadomienie Wersgorixanu zabrałoby kilka tygodni. W dodatku Huruga
jeszcze tego nie zrobił -słyszałem, jak mówił, że na razie będą utrzymywali
sprawę w sekrecie.
- Tak - zgodził się Brian Fitz-William. - Będzie się starał umocnić swą pozycję
niszcząc nas samodzielnie; może w ogóle nie zawiadomi cesarza o czymkolwiek.
To normalna praktyka.
- Jeśli wszakże bardziej mu zaszkodzimy, zawoła o pomoc -przewidywał sir
Owain.
- Właśnie - zgodził się sir Roger. - A ja wpadłem na pomysł, jak mu
zaszkodzić!
Stwierdziłem ponuro, że kiedy mi język przyrasta do podniebienia, to wic, co
robi.
- Jak możemy walczyć? - spytał Bullard. - Nie mamy wystarczającej ilości tej
diabelskiej broni w porównaniu z tym, co stoi tam na polu. Jeśli trzeba będzie,
mogą nam taranować statek za statkiem i nie będzie to dla nich zbyt wielką
stratą.
- l dlatego właśnie - oznajmił sir Roger - proponuję wyprawę do mniejszego
fortu Stularax, aby zdobyć więcej broni, a przy okazji pozbawić Hurugę pewności
siebie.
- Albo spowodować atak.
- Trzeba zaryzykować. Zresztą nie obawiam się wcale następnej walki. Czy
nie widzicie, że naszą jedyną szansą jest bezczelność? . ,
Nie było większego sprzeciwu. Sir Roger długie godziny dodawał ducha swym
ludziom, więc znów zaakceptowali jego dowództwo. Jedynie sir Brian sprzeciwił
się i to dorzecznie.
- Jak możemy zorganizować taką wyprawę? Owa twierdza leży o tysiące mil
stąd, a nie możemy wystartować, bo nie dość, że zerwiemy rozejm, to jeszcze nas
zestrzelą.
- Może masz magicznego konia? - spytał ironicznie sir Owain.
- Nic, ale mam pomysł. Posłuchajcie...
To była długa i pracowita noc dla naszych ludzi. Pracowali naprawdę ciężko:
włożyli płozy pod jeden z pomniejszych statków, zaprzęgli woły i wyprowadzili z
obozu najciszej, jak umieli. Ich droga była zamaskowana przez prowadzone
równolegle bydło, niby na wypas. Pod osłoną ciemności i dzięki łasce boże
podstęp się udał, a kiedy byli już w cieniu drzew, osłonę przejęli zwiadowcy,
którzy ostrzegliby o pojawieniu się wroga w polu widzenia.
- Mają doświadczenie jako byli kłusownicy - poinformował
45
mnie Czerwony John. Praca dzięki nim była bezpieczniejsza, ale i trudniejsza;
ledwie o brzasku łódz była kilka mil za obozem, tak że mogła wystartować
niepostrzeżenie dla wartowników Hurugi.
Jednakże największy pojazd, który mógł być tak przeprowadzony, był wciąż
zbyt mały, aby zabrać naszą najlepszą broń, toteż sir Roger zbadał duże pociski
wystrzeliwane przez pewne typy dział; po objaśnieniach ciężko przestraszonego
tubylczego zbrojmistrza wyposażono je w zapalniki uderzeniowe. Na statek
załadowano kilkanaście takich wraz z rozmontowaną katapultą, dziełem naszych
rzemieślników.
Tymczasem każdy, kto był wolny, został wysłany do umacniania fortyfikacji
naszego obozu. Aopaty rozdano nawet kobietom i dzieciom, a w pobliskim borze
dzwięczały topory. Noc zdawała się nam jeszcze dłuższa niż naprawdę, pomimo
wyczerpującej pracy przerywanej tylko na krótką drzemkę lub posiłek.
Wersgorowie zauważyli naszą aktywność - tego nie można było uniknąć - ale
staraliśmy się odciągnąć ich uwagę od rzeczywistych prac, by nie dostrzegli, że
otaczamy mniejszą część Ganturathu słupami, dołami i drewnianymi zaporami.
Kiedy nadszedł ranek i zajaśniało pełne światło dnia, nasze umocnienia były
ukryte w wysokiej trawie.
Dla mnie ta łamiąca grzbiet praca była ucieczką od obaw, które targały mym
umysłem, jak pies kością. Czy sir Roger postradał zmysły? Robił wrażenie, jakby
postępował bez sensu, lecz na każde zagadnienie znajdowałem taką samą
odpowiedz, jaką on sam by znalazł.
Czemu nie uciekliśmy w chwili, gdy opanowaliśmy Ganturath, lecz
czekaliśmy, aż przybędzie Huruga i przyprze nas do muru?
Dlatego, że zgubiliśmy drogę powrotną i nie mieliśmy szansy odnalezienia jej
bez pomocy wyszkolonych nawigatorów (jeśli w ogóle była do odnalezienia).
Zmierć była lepsza niż błądzenie na oślep między gwiazdami - gdzie i tak nasza
niewiedza doprowadziłaby do tego samego.
Dlaczego sir Roger osiągnąwszy rozejm podejmował najpoważniejsze ryzyko
natychmiastowego zerwania tegoż przez atak na Stularax?
Ponieważ było jasne, że rozejm nie potrwa długo. Mając czas na przemyślenie
tego, co zobaczył i usłyszał, Huruga z pewnością przejrzy naszą grę i zniszczy nas.
Zbity z tropu przez nasze zuchwalstwo mógłby nadal sądzić, że jesteśmy
potężniejsi niż to ma faktycznie miejsce. A gdyby zdecydował się walczyć,
bylibyśmy wzmocnieni przez broń zdobytą w nadchodzącej wyprawie.
Czyżby sir Roger poważnie oczekiwał, że ów szaleńczy plan się powiedzie?
Na to tylko sam Bóg i on mogli odpowiedzieć. Wiedziałem, że mój pan
improwizuje - jak biegacz, który się potknął, musi jednak biec dalej, by się nie
przewrócić.
Ale jak wspaniale on biegł!
Ta refleksja uspokoiła mnie; poleciłem swój los łasce niebios i pracowałem
łopatą ze spokojniejszym sercem.
Tuż przed świtem, kiedy mgła snuła się między budynkami, namiotami i
długolufymi działami, przy pierwszym bladym świetle wypełzającym na niebo, sir
Roger posłał ludzi na wyprawę. Było ich dwudziestu: Czerwony John z
najlepszymi spośród naszych zbrojnych oraz sir Owain Montbelle jako dowódca.
46
To zadziwiające, jak duch owego rycerza rósł przed walką - był szczęśliwy jak
chłopiec, kiedy tak stał, odziany w długi szkarłatny płaszcz, i słuchał ostatnich
rozkazów.
- Podążajcie lasami, dobrze się kryjąc, aż do miejsca, gdzie spoczywa statek -
powiedział mój pan. - Czekajcie południa i startujcie. Wiecie, jak używać map w
rulonach, tych samodzielnie rozwijających się map, prawda? Dobrze zatem; gdy
przybędziecie do Stularax - zabierze wam to z godzinę - lądujcie tam, gdzie
znajdziecie osłonę. Odpalcie parę pocisków z katapulty, by zniszczyć zewnętrzne
umocnienia, a potem, dopóki jeszcze będą zaskoczeni, zaatakujcie na piechotę.
Zabierzcie, co możecie, z arsenałów i wracajcie. Jeśli tutaj będzie utrzymywał się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]