[ Pobierz całość w formacie PDF ]
moglibyśmy zrobić przed twoim odlotem, to się pokłócić.
Rozumiem też, że nie możesz śnić o mnie na jawie, kiedy
lecisz na patrol, a zwłaszcza wtedy, gdy pod tobą palą się lasy.
Ale nie rozumiem, dlaczego twoje surowe zasady mają
doprowadzać do sytuacji, w której traktujesz mnie jak
powietrze. Czy ty tego nie pojmujesz?
Simon wyglądał tak, jakby wyczerpał mu się zapas słów.
- Sama już nie wiem, co rozumiem - oznajmiła z rozpaczą
Shea. - Nie rozumiem nawet samej siebie. Muszę iść, bo
inaczej się spóznię.
Kiedy wybiegła z kuchni, stanął w progu, patrząc, jak
podnosi torbę i przechodzi przez pokój. W drzwiach
mieszkania, jakby przez moment się zawahała, zaraz jednak
odrzuciła głowę i wyszła.
Mógł ją zatrzymać. Mógł objąć ją ramionami i zacałować
na śmierć. Ale na co by się to zdało? Była głucha na wszystko,
co mówił.
Następnego popołudnia Sally przywołała Simona z
nabrzeża, gdzie wylegiwał się w słońcu po długiej kąpieli w
jeziorze.
- Dzwonią z bazy helikopterów. Ktoś chce z tobą mówić
- powiedziała, kiedy szedł ścieżką.
Nagle pomyliły mu się kroki. Zastanawiając się, czy
kiedykolwiek nauczy się nie bać takich telefonów i czy bardzo
to po nim widać, wszedł do domu i podniósł słuchawkę.
- Halo - powiedział.
- Mówi Bill Dugan. Poczekaj chwilę, Simon. Aączę cię z
Sheą.
Głos, który usłyszał po chwili, brzmiał nienaturalnie i był
bardzo odległy.
- Simon? Słuchaj, będę w Halifax, bo muszę tam odwiezć
małego chłopca do szpitala. Moglibyśmy zjeść razem szybką
kolację, jeśli cię to oczywiście interesuje. Przez kilka
najbliższych dni na pewno nie wyrwę się do domu.
- Gdzie i kiedy? - zapytał, pojmując od razu, że Shea
szuka zgody.
Wymieniła nazwę restauracji w pobliżu szpitala.
- Może o piątej? Będę musiała wracać przed zmrokiem.
Simon ustalił z Jimem, że następnego dnia pojadą razem na
miejsce pożaru, żeby pomóc w walce z żywiołem, ale z
jakiegoś powodu nie chciał o tym mówić Shei.
- W porządku. Bezpiecznego lotu.
Odłożył słuchawkę i zwierzył się Sally ze swoich planów.
Sally oczywiście się ucieszyła. Taką już miała naturę - chciała,
żeby inni byli tak samo szczęśliwi jak ona.
- Możesz wziąć samochód, bo Jim ma teraz ciężarówkę
- oświadczyła z entuzjazmem. - Co prawda grat nie jest do
końca sprawny, ale niech mnie kule biją, jeśli pamiętam, co
należało naprawić.
Podziękował i ubrał się w rekordowym czasie. Bez
problemu uruchomiony samochód, wytelepał się z podjazdu,
jak zawsze wlokąc za sobą spaliny. Ale już na szosie oklapł.
Simon zorientował się szybko, że naprawy wymaga tłumik.
Mając nadzieję, że mimo wszystko jakoś dociągnie do
Halifax, ruszył wolno w stronę miasta. Miał przed sobą
jeszcze około dwudziestu minut drogi, gdy samochód zaczął
uparcie przechylać się na jedną stronę. Okazało się, że w
przednim kole siadła opona. Klnąc na czym świat stoi, Simon
wyciągnął z zakurzonego bagażnika zapasowe koło i
podnośnik, patrząc z wściekłością na swoje spodnie, które
momentalnie przestały być białe. Podniósł samochód,
dzwignął leżące na ziemi zapasowe koło, gdy nagle się
zorientował, że było ono również przebite. Dziesięć minut
zajęło mu oznakowanie samochodu, dalsze dziesięć dojazd
autostopem do najbliższego warsztatu naprawczego i kolejne
dwadzieścia oczekiwanie na jego właściciela, którym okazał
się dobroduszny człowiek imieniem Jethro. Na pytanie o
telefon, odpowiedział, że telefon co prawda jest, ale się
popsuł.
- Panie, ich obchodzi tylko to, żeby płacić podatki - rzekł,
spluwając precyzyjnie do kanału. - Może się i trochę grzebię
przy papierkach, ale czy te urzędasy to zrozumieją? Panie...
Nic ich nie obchodzi. Dawaj forsę i wynocha. W tym kraju
nigdy nie będzie dobrze, bo ci, co rządzą, nie mają za grosz
poczucia humoru.
Marząc o tym, żeby móc zadzwonić do restauracji, Simon
niecierpliwie czekał, aż Jethro naprawi oponę. Na szczęście na
tej robocie znał się lepiej, niż na płaceniu rachunków.
Podwiózł Simona do pozostawionego samochodu,
błyskawicznie wymienił koło, zainkasował pieniądze i
przyjaznie szczerząc zęby odjechał.
Spózniony już o ponad godzinę, Simon rwał do miasta jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]