[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaniepokojony, ale zbyt pózno. Za obie pary przegubów schwy-
ciły go czyjeś dłonie. Dostrzegł zielone mundury, żółte pasy
i patki na kołnierzach. Strach pomknął mu po nerwach. Zapro-
gramowane węże z metalu i plastiku owinęły mu się wokół
nadgarstków. Silne ramiona postawiły na nogi. Stał odrętwiały
ze wszystkimi czterema dłońmi w kajdankach.
- Ubu Roy - powiedział wąsaty gliniarz w średnim wieku.
Jego dwaj asystenci byli młodsi i bardziej umięśnieni. Starszy
gliniarz wręczył Ubu wydruk. - Jesteś aresztowany. Przywłasz-
czenie, oszustwo bankowe, fałszowanie danych. Uciekinier"
wraz z zawartością zostaje zajęty przez OttoBanąue jako kom-
pensata opłat za wyłudzoną pożyczkę.
Ubu gapił się na niego.
- Gdzie jest moja siostra?
- Zobaczysz ją niedługo. Wzięliśmy ją po południu.
- Nie rozumiem tego wszystkiego - oznajmił z uporem.
- Przeczytaj pismo, bossrajderze. - Gliniarz był znużony.
Wielokrotnie wykonywał takie urzędowe czynności. - Jestem
tylko chłopcem na posyłki, Ubu Roy - oznajmił. - Jeśli chcesz
wyjaśnień, znajdz sobie adwokata. Im się płaci, by takie rzeczy
rozumieli. Mnie nie.
Powlekli go - nie stawiał oporu. Myślał o Szlamgrodzie,
o życiu małolata na Angelice.
Pomyślał o swojej siostrze i ból pozbawił go tchu.
5
Piękna Maria podeszła do drzwi ruroklitki, nacisnęła guzik
Otwórz", pochyliła się i wkroczyła do środka.
Ubu, z górnymi rękoma splecionymi nad głową, oglądał
holoekscyt: tuż przed jego oczyma piraci kosmiczni pod wodzą
Phila Mendozy gwałcili i zabijali. W koszu tkwiły puste butel-
ki po piwie. Nie dojedzona chabanina leżała w kartonowym pu-
dełku przy koi.
- Idę na spacer - powiedziała Maria. - Chcesz iść ze mną?
Ubu przeniósł na nią wzrok.
- Raczej nie - odparł.
Uklękła przy nim.
- Powinieneś się stąd ruszyć.
W przestrzeni między nimi eksplodowała holograficzna krew.
- Przecież nie mamy dokąd iść.
Maria spojrzała na brata.
- To był twój strzał.
- Nie przypominaj mi. - Znów śledził ekscyt.
W serce Marii wlewał się smutek. Od chwili aresztowania
Ubu prawie się nie ruszał, nie odzywał. Nie chciał wyjść na
obrzeże, nie chciał nikogo widzieć.
Maria odwróciła się i wyszła z rury. Kit de Suarez niecierpli-
wie czekał na chodniku.
- Nie pójdzie - oznajmiła Maria i zamknęła drzwi ruroklitki.
Kit przyjął to z ulgą.
- Szkoda - powiedział. Objął dziewczynę ramieniem.
- Chcę mu pomóc - stwierdziła. - Uważa, że jest wszystkie-
mu winien, a to nieprawda.
- Przejdzie mu - odparł Kit bez przekonania w głosie.
Maria nic nie odrzekła. Intensywnie rozmyślała.
Areszt okazał się zadziwiająco łagodny. Gdy Maria i Ubu
przekazali stacji swoje odciski palców i wzorce siatkówki, pro-
kurator spojrzał w ich akta, ziewnął i doszedł do wniosku, że
nie są agresywni. Zamiast obciążać małe więzienia, postano-
wiono ulokować ich w dwóch ruroklitkach. Cztery razy dzien-
nie musieli przykładać kciuki do skanerów umieszczonych
w jednostkach komunikacyjnych, by potwierdzić, że nie znik-
nęli ze stacji.
Uciekinier" został zapieczętowany, zmieniono mu kody
dostępu. Formalna rekwizycja statku pozostawała jedynie kwe-
stią czasu.
Jedynie Maxima nie udało się zatrzymać. Policjanci gonili
kota po całym pokładzie, ale nie zdołali go pochwycić. Maxim
mógłby przeżyć jeszcze kilka miesięcy, korzystając z automa-
tycznych statkowych poideł i podajników jedzenia, ale wcześ-
niej statek i tak zostanie najprawdopodobniej rozebrany, a jego
napęd osobliwościowy sprzedany. Maria zaproponowała, że sa-
ma złapie kota i gliny właśnie rozważały jej ofertę. Najwidocz-
niej sprawdzano, czy OttoBanąue zalicza kota do aktywów
Uciekiniera".
Z audycji informacyjnej Angeliki Maria dowiedziała się,
w jaki sposób ich wykryto. Kasyno Monte Carlo umieściło ich
nazwiska w stacyjnym komputerze na liście osób podejrzanych
i gdy Ubu ponownie ubiegał się o pożyczkę w OttoBanąue,
bankowe komputery automatycznie odwołały się do tej listy,
znalazły nazwisko Ubu i zaalarmowały nadzorującego system
człowieka. Ten dopiero po kilku dniach spojrzał na wniosek;
wówczas sprawdził oprogramowanie systemowe, by przekonać
się, czy przy nim nie majstrowano. Wtedy wezwał policję.
Maria odniosła wrażenie, że tak naprawdę bank chciał wie-
dzieć, jak to zrobiono. Muszą albo zaproponować pieniądze.
albo wycofać oskarżenie - inaczej OttoBanąue pozostanie na
etapie domysłów. Maria zamierzała trzymać się swej wersji:
skoro przedłużono jej pożyczkę, w programie musiał być jakiś
kiks; nie spodziewała się przychylnego załatwienia podania
i była nawet zdziwiona, gdy dostała odpowiedz pozytywną.
Sprawy czekały na dalsze sprecyzowanie.
- Ty jesteś Piękna Maria, tak? Mam na imię Oswald.
- Idz sobie.
- No, strzelczyni, chciałem tylko porozmawiać. Może mógł-
bym ci pomóc.
Oswald, wysoki, o miękko monowanym ciele, głos miał za-
dziwiająco łagodny i nadzwyczaj przymilny. Może kiedyś był
strzelcem, który zbankrutował na Rubieżach i musiał sobie po-
szukać innego zajęcia.
Maria zauważyła, że nie jest w tym zbyt sprawny - większość
alfonsów pojawiła się już w dwie godziny po jej aresztowaniu.
- Odczep się - powiedziała.
Przywarła do Kita, objęła go. Ruszyli ulicą. Mężczyzna
szedł za nimi, gestami białych wypielęgnowanych rąk podkreś-
lał wypowiadane słowa.
- Nie masz pieniędzy, zgadza się? Musisz zapłacić prawni-
kom, pokryć rachunki. A tu pełno ludzi z forsą. Powinnaś tyl-
ko znalezć kogoś, kto cię przedstawi odpowiednim osobom.
Kit odwrócił się do niego.
- Zjeżdżaj albo zginiesz - powiedział.
Oswald spojrzał z niedowierzaniem, wzruszył ramionami.
- Porozmawiamy kiedy indziej - powiedział, patrząc na Ma-
rię. Strzelił oczami w kierunku Kita. - A z tobą może się jesz-
cze zobaczymy.
- Kiedy tylko zechcesz.
Maria i Kit poszli dalej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]