[ Pobierz całość w formacie PDF ]
będzie miała rozkosz zamartwiania się o moje ewentualne zapalenie płuc. No cóż, zacząłem o
tym myśleć i patrzyłem, jak rzucają błoto przyklepując je tak, jakby to było coś w rodzaju
zaprawy murarskiej albo jakby budowali zagrodę, i zrobiło mi się jakoś głupio, więc
postanowiłem trochę się przejść. Pomyślałem, że jeśli pójdą w kierunku miasta, to się ze mną
zrównają i będą mnie namawiać, żebym wsiadł do któregoś powozu, więc skręciłem w
kierunku cmentarza murzyńskiego. Wszedłem pod jakieś cedry, gdzie deszcz nie zacinał tak
silnie, siąpił tylko tu i ówdzie, i stąd patrzyłem, jak kończą i odchodzą. Po chwili nikogo nie
było, zaczekałem trochę i wyszedłem.
Musiałem iść ścieżką, żeby nie wchodzić na mokrą trawę, więc zobaczyłem ją, kiedy już
byłem bardzo blisko; stała w czarnym płaszczu, spoglądając na kwiaty. Zorientowałem się od
razu, kto to taki, jeszcze nim odwróciła się, spojrzała na mnie i podniosła welon.
Dzień dobry, Jazon powiada wyciągając dłoń. Podaliśmy sobie ręce.
Co ty tu robisz? pytam. Zdaje się, przyrzekłaś nigdy tu nie wracać. Myślałem, że
masz więcej rozumu w głowie.
Naprawdę? ona na to. Znowu popatrzyła na kwiaty. Musiały kosztować co najmniej
z pięćdziesiąt dolarów. Ktoś położył wiązankę na grobie Quentina. Tak myślałeś?
powtórzyła.
Ale wcale mnie to nie dziwi powiedziałem. U ciebie wszystko możliwe. Ty się
nikim nie przejmujesz. Ty wszystkich masz w nosie.
Och ona na to. Ta posada. Spojrzała na grób. Bardzo mi przykro, jeśli o to
idzie, Jazon.
Pewno, że ci przykro powiadam. Teraz cienko śpiewasz. Ale niepotrzebnie
wróciłaś. Nic nie zostało. Zapytaj Wujka Maury'ego, jeśli mi nie wierzysz.
Ja nic nie chcę. Popatrzyła na grób. Czemu mnie nie zawiadomili? Przypadkiem
przeczytałam w gazecie. Na ostatniej stronie. Ot, tak, przypadkiem.
Nie odpowiedziałem. Staliśmy tak, spoglądając na grób, a potem zacząłem myśleć, jak to
kiedyś byliśmy mali, o tym i o owym i znowu zaczęło mi się robić tak jakoś dziwnie, tak
jakbym był trochę wściekły na myśl, że teraz będziemy mieli Wujka Maury'ego cały czas w
domu, on będzie wszystkim dyrygował, tak właśnie jak dzisiaj z tym zostawieniem mnie na
deszczu, żebym sam wracał do domu. Powiedziałem:
Dużo cię to wszystko obchodzi, przyjeżdżasz chyłkiem zaraz, jak tylko umarł. Ale nic
z tego. Nie myśl, że możesz skorzystać z jego śmierci i wrócić tu po cichu. Jak nie potrafisz
się utrzymać na swoim koniu, to musisz chodzić piechotą. Nie wymawiamy twego imienia w
domu, wiesz o tym? Nie mówi się o tobie przy nim i przy Quentin. Wiesz o tym?
Wiem ona na to. Jazon powiada patrząc na grób. Jeśli tak urządzisz,
żebym ją mogła widzieć chwileczkę, to ci dam pięćdziesiąt dolarów.
Nie masz pięćdziesięciu dolarów.
Zrobisz to? pyta nie patrząc na mnie.
Chciałbym je zobaczyć. Nie wierzę, żebyś miała pięćdziesiąt dolarów.
Ręce jej poruszyły się pod płaszczem, potem wyciągnęła dłoń. Niech mnie diabli, jeśli nie
miała garści pełnej forsy! Dojrzałem kilka żółtych banknotów.
On ci wciąż daje pieniądze? spytałem. Ile ci przysyła?
Dam ci sto ona na to. Zgoda?
Ale tylko minutkę powiadam. I w taki sposób, jak powiem. Nie ryzykowałbym,
żeby się Matka o tym dowiedziała, nawet za tysiąc dolarów.
Dobrze. Tak, jak każesz. Tak, żebym ją mogła przez minutkę widzieć. Nie będę o nic
błagać, nic nie zrobię. Potem wyjadę natychmiast.
Daj pieniądze powiedziałem.
Dam ci je potem,
Nie ufasz mi?
Nie. Znam cię. Chowałam się razem z tobą.
Aadne masz prawo gadać o zaufaniu ja na to. No cóż. Muszę uciekać z tego
deszczu. Do widzenia. Zrobiłem ruch, jakbym odchodził.
Jazon! zawołała. Stanąłem.
Tak powiadam. Pośpiesz się. Moknę.
No więc masz. Wokół nie było nikogo. Wróciłem, by wziąć pieniądze. Ona
przytrzymywała jeszcze banknot. Zrobisz to? pyta i spogląda na mnie przez welon.
Obiecujesz?
Chodzmy powiadam. Czy chcesz, żeby ktoś przyszedł i zobaczył nas?
Puściła banknot. Włożyłem go do kieszeni. Zrobisz to, Jazon? pyta. Nie
prosiłabym cię, gdybym miała inną możliwość.
Co do tego racja, innej możliwości nie masz mówię. Pewno że zrobię.
Obiecałem, że zrobię, to zrobię. Tylko że musisz się dostosować do tego, co powiem,
słyszysz?
Tak ona na to, Wszystko jak każesz. Więc jej powiedziałem, gdzie ma być, i
poszedłem do wynajmu powozów. Pośpieszyłem się i przyszedłem akurat, kiedy wyprzęgali
konie z wynajętego przez nas powozu. Zapytałem, czy już zapłacone, powiedzieli, że nie, a ja
na to, że pani Compson zapomniała czegoś i prosi, żeby to przywiezć, więc niech mi jeszcze
dadzą powóz. Powoził Mink. Zafundowałem mu cygaro i jezdziliśmy w kółko, aż zaczęło
zmierzchać, jezdziliśmy po bocznych ulicach, żeby nikt nie zobaczył. Potem Mink
[ Pobierz całość w formacie PDF ]