logo
 Pokrewne IndeksCykl Pan Samochodzik (51) KrzyĹź Lotaryński Arkadiusz Niemirski61 Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ...zakladnicyClancy Tom Power Plays 02 Sprawa OrionaStrugacki Arkadij i Borys Slimak na zboczuDominik WGuillone,_Sedonia_ _Danny's_DragonBass, T. J La Ballena DiosFryderyk Nietzsche O pośźytkach i szkodliwośÂ›ci historiDiana Palmer Pustynna gorć…czkaBarton Beverly Powrót miśÂ‚ośÂ›ci
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apo.htw.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    najwyrazniej nie miał do tego głowy. Zaprowadziłem go do sali bilardowej, znalazłem na
    parapecie pół butelki brandy, która pozostała tu od wieczora, i dałem ją Hincusowi. Porwał ją
    łapczywie i długo nie odejmował od ust.
    Patrzyłem na Hincusa. Można było, rzecz jasna, założyć, że jest on w zmowie z mordercą
    i że wszystko zostało wymyślone dla zamydlenia oczu, tym bardziej że Hincus przyjechał razem
    z Olafem. I można było nawet przypuścić, że on właśnie jest mordercą i że wspólnicy związali go
    potem, żeby mu zapewnić alibi. Ale czułem, że hipoteza ta jest cokolwiek zbyt skomplikowana,
    żeby była prawdziwa. To znaczy, oczywiście, z Hincusem wyraznie nie wszystko było
    w porządku. %7ładnej gruzlicy, rzecz jasna, nie miał, nie był też prawdopodobnie kuratorem do
    spraw nieletnich. I bez odpowiedzi pozostawało pytanie, w jakim celu właściwie sterczał na
    dachu... Nagle mnie olśniło. Przypomniałem sobie te wszystkie historie z prysznicem, z fajką,
    z tajemniczymi listami i przypomniałem sobie, jaki zielony i przerażony był Hincus, kiedy
    w dzień schodził z dachu.
     Niech pan posłucha, Hincus  powiedziałem łagodnie.  Ten, który napadł na pana...
    Przecież pan go widział już przedtem w ciągu dnia, prawda?
    Hincus dziko spojrzał na mnie i znowu przyssał się do butelki.
    Tak  powiedziałem.  No to chodzmy. Za  pana w pańskim pokoju. Butelkę może pan za 
    ze sobą.
     A pan?  ochryple zapytał Hincus.
     Co ja?
     Pan odejdzie?
     Naturalnie  odpowiedziałem.
     Niech pan posłucha  powiedział.  Niech mnie pan posłucha, inspektorze...  Oczy mu
    biegały, nie wiedział, co powiedzieć.  Pan... Może ja pójdę z panem? Ja nie ucieknę, i... nic...
    przysięgam panu...
     Boi się pan sam zostać w pokoju?  zapytałem.
     Tak  odpowiedział Hincus.
     Ale przecież ja pana zamknę  uspokajałem go.  I klucz zabiorę ze sobą...
    Jakoś rozpaczliwie machnął ręką.
     To nie pomoże  wymruczał.
     No, no, Hincus  powiedziałem surowo.  Niechże pan będzie mężczyzną! Rozkleił się pan
    jak stara baba!
    Hincus nic nie odpowiedział, tylko jeszcze mocniej obiema rękami przytulił butelkę do
    piersi. Odprowadziłem go do pokoju, jeszcze raz obiecałem, że go odwiedzę i zamknąłem. Klucz
    rzeczywiście zabrałem i włożyłem do kieszeni. Czułem, że Hincus to nie wyeksploatowana żyła
    złota i że przyjdzie mi jeszcze nad nim popracować. Odszedłem nie zaraz. Kilka minut postałem
    pod drzwiami przyłożywszy ucho do dziurki od klucza. Słychać było, jak bulgocze płyn, potem
    zaskrzypiało łóżko, potem rozległy się częste, przerywane dzwięki. Nie od razu domyśliłem się,
    co to takiego, ale potem dotarło do mnie. Hincus płakał.
    Zostawiłem go sam na sam z jego sumieniem i poszedłem do du Barnstockre a. Stary
    otworzył mi natychmiast. Był okropnie wzburzony. Nawet nie zaproponował mi, żebym usiadł.
    Pokój był pełen dymu z cygar.
     Drogi panie inspektorze!  przemówił natychmiast.  Mój szanowny przyjacielu! Czuję się
    diabelnie niezręcznie, ale sprawy zaszły zbyt daleko. Muszę wyznać panu moje niewinne
    przestępstwa...
     To pan zamordował Olafa Andvaraforsa?  zażartowałem ponuro.
    Du Barnstockre wzdrygnął się i załamał ręce.
     O Boże! Nie! Nigdy w życiu nikogo nawet palcem nie dotknąłem! Quelle idee! Nie! Chcę
    tylko szczerze wyznać, że regularnie mistyfikowałem publiczność w naszym hotelu... 
    Przycisnął ręce do piersi obsypując szlafrok szarym popiołem.  Niech mi pan wierzy, niech
    mnie pan zrozumie właściwie, to były tylko żarty! To zawodowe przyzwyczajenie! Uwielbiam
    atmosferę tajemniczości, mistyfikacje, powszechne zdumienie... Bez żadnych złych zamiarów,
    zapewniam pana! Bezinteresownie...
     Jakie konkretnie żarty ma pan na myśli?  zapytałem sucho.
     No... wszystkie te zabawne historie z cieniem Poległego Alpinisty. No, te pantofle, które
    ukradłem sam sobie i schowałem pod jego łóżkiem... %7łart z prysznicem...
     Stół w moim pokoju to też pana robota?  zapytałem.;
     Stół?  du Barnstockre popatrzył na mnie stropiony, a potem spojrzał na swój własny stół.
     Tak, stół. Zalał pan klejem stół.
     N-nie  zaprzeczył z przestrachem.  Klejem... stół... Nie, nie, to nie ja, przysięgam panu! 
    znowu przycisnął ręce do piersi.  Niechże pan zrozumie, inspektorze, wszystko, co robiłem,
    było całkowicie niewinne, nikomu nie sprawiło najmniejszej przykrości... Wydawało mi się
    nawet, że wszystkim to się ogromnie podoba, a nasz drogi gospodarz tak wspaniale mi
    podgrywał...
     Był w zmowie z panem?
     Ależ nie, co też pan mówi!  du Barnstockre zamachał rękami.  Chciałem powiedzieć, że
    on... że mu się to właściwie bardzo podobało...
     Rozumiem  powiedziałem.  A ślady w korytarzu?
    Twarz du Barnstockre a spoważniała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl