[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zadowolona z siebie ruszyła do kuchni, ale w drzwiach przystanęła i
zerknęła na Conana. Trzymał pełny talerz i słuchał tyrady Jacka Cartera.
Zwietnie, pomyślała. Jack słynął z elokwencji. Z braku innych słuchaczy
często mówił sam do siebie.
Poruszyła palcami, którymi przed chwilą ścisnęła ramię Conana. Zaw-
sze tak dziwnie burzył jej spokój. Czułaby się trochę niezręcznie, gdyby
Conan zaczął regularnie bywać na rodzinnych imprezach, ale jej doznania
S
R
się nie liczyły. Najważniejsze, żeby zintegrował się z rodziną. Należał do
klanu O'Bannonów, a ona, Megan, zamierzała uczynić wszystko, co w jej
mocy, aby w nim pozostał.
Sama też mogłaby dobrze na tym wyjść. Zwłaszcza jeśli to rodzinne
swatanie jeszcze trochę potrwa. Co prawda nie sądziła, że między nią a
Conanem coś zaiskrzy, ale... bezwiednie dotknęła ślubnej obrączki, po
czym zsunęła ją z palca prosto do kieszeni.
Ten gest oczywiście nic nie znaczył. Jasne, że nie. I tak powinna to była
zrobić dawno temu, gdyż w jej sytuacji noszenie obrączki było przejawem
hipokryzji. Przecież jeszcze przed wypadkiem Brada zamierzała wystąpić
o rozwód.
S
R
ROZDZIAA SZÓSTY
- Pociągnij włóczkę małymi palcami, owiń ją o nie i złap kciukami i
palcami wskazującymi - poleciła Kara.
- Co z tego wyjdzie? - Conan z ogłupiałą miną gapił się na swoje omo-
tane włóczką dłonie. Z niesfornym kosmykiem na czole wyglądał niemal
chłopięco.
- Węzełek w innym kształcie.
Megan uśmiechnęła się ciepło. Kara usiłowała nauczyć Conana robienia
różnych supełków, ale nie miała pedagogicznych zdolności. Natomiast
Conan okazał się imponująco cierpliwy. Nie okazał nawet cienia irytacji,
gdy dziewczynka co chwilę rozplątywała nitkę i zaczynała zabawę od no-
wa.
Kara była spragniona ojcowskiej uwagi. Na myśl o tym Megan wes-
tchnęła ciężko. Nie ulegało wątpliwości, że Kara marzy o czymś, co nigdy
się nie spełni.
- Teraz przytrzymaj w miejscu, gdzie nitki się krzyżują.
Conan chyba po raz dziesiąty spróbował wykonać polecenie, ale nie-
chcący zsunął z kciuka pętelkę i włóczka znów się poplątała.
- Przepraszam - mruknął. Prawdę mówiąc, nie bardzo rozumiał, jak ktoś
mógł lubić taką zabawę.
S
R
- Nie ma za co, Conan - zapewniła Kara, klepiąc go po ramieniu. - Ja też
strasznie długo się uczyłam, ale najlepsza jest w tym mama. Zna mnóstwo
sztuczek.
- Może zademonstrujecie mi kilka z nich, żebym się połapał, w czym
rzecz.
Ta niewinna sugestia przeraziła Megan. Wszyscy właśnie wrócili z ko-
lejnego meczu, podczas którego Conan uparcie trzymał się blisko niej. Na
szczęście podczas gry nie mógł podjąć rozmowy na żaden kłopotliwy te-
mat. Ale teraz siedział z Karą na kocu i uśmiechał się uwodzicielsko. Me-
gan jęknęła bezgłośnie. Miałaby usiąść obok niego?
- Chodz, mamo. Pokażemy Conanowi, jak to się robi.
- Pokaż mu, moja droga - wtrąciła się Eleanor.
Spora część rodziny wylegiwała się w cieniu wielkiej markizy, rozko-
szując się pogodą - wyjątkowo ciepłą, jak na pazdziernik. Megan uwiel-
biała atmosferę takich leniwych piątkowych popołudni w gronie bliskich.
- Użyjemy dłuższego kawałka włóczki. - Unikając wzroku Conana,
usiadła obok córki. - To ułatwia sprawę, jeśli ma się duże dłonie.
- Mówisz, że mam wielkie ręce? - szepnął Conan prosto do jej ucha.
Mimo woli spojrzała na jego dłonie. Sprawiały wrażenie silnych i
zręcznych, a ona nagle zapragnęła, aby ją dotykały. Na pewno cudownie
błądziłyby po jej ciele...
Poczuła falę żaru, która najpierw ogarnęła piersi, następnie powędrowa-
ła w górę, sięgając szyi.
- Mamusiu, możesz zacząć?
Pytanie podziałało otrzezwiająco i Megan wzięła głęboki oddech. Boże
drogi, jak mogła myśleć o takich rzeczach, siedząc tuż obok Conana? I
własnej córki? Chyba kompletnie zgłupiała.
S
R
- Dobrze, ja zaczynam. - Pośpiesznie związała końce włóczki. Kara
była lepszą uczennicą niż nauczycielką, toteż bez trudu wykonały kilka
efektownych supełków.
- To mi siÄ™ podoba - mruknÄ…Å‚ Conan.
Megan zerknęła na niego spod oka. Czyżby sobie kpił? Ale nie, chyba
rzeczywiście był zainteresowany tymi trikami. Kolejna rzecz, której za-
pewne nie doświadczył w dzieciństwie, pomyślała ze smutkiem.
Nic dziwnego, że nie umiał przystosować się do życia na tonie rodziny
ani zwyczajnie się odprężyć, skoro wychował się w sierocińcu. Nawet ona
otrzymała w dzieciństwie więcej, chociaż rodzice bezustannie się kłócili.
Kara zażyczyła sobie wykonania miotły czarownicy, a wsparty na łokciu
Conan obserwował Megan. Bawiąc się z dzieckiem, wyglądała tak uroczo.
Na mecz przebrała się w dżinsy, lecz po powrocie znów włożyła sukienkę
z rozkloszowaną spódnicą, a lśniące włosy ściągnęła w koński ogon.
W przeciwieństwie do większości rudawych kobiet, Megan nie była
piegowata. Przeciwnie, miała śliczną, brzoskwiniową cerę i nawet pach-
niała brzoskwiniami. Słodko i kusząco. On oczywiście nie widział nic
złego w piegach. Nawet chętnie liczyłby piegi Megan, gdyby natura ją ni-
mi obdarzyła.
- Zrób drabinę Jakuba - poprosiła Kara, a Megan zręcznie wykreowała
włóczkowe dzieło, a po nim jeszcze czapkę czarownicy i kilka innych cu-
deniek.
- Zdumiewające, że można wykonać tyle różności z kawałka włóczki -
mruknÄ…Å‚.
- Twoja kolej, Conan - oznajmiła Kara.
Usiadł i pracowicie usiłował powtórzyć skomplikowane ruchy rąk Me-
gan. Bezskutecznie. To zrozumiałe, pomyślał.
S
R
Przecież prawie przez cały czas patrzył na jej twarz, a nie na włóczkę.
- Może gdybyś pokierowała moimi palcami...? - Wiedział, że jest pod-
stępnym draniem, ale tylko w ten sposób mógł skłonić Megan, aby go do-
tknęła. Za coś tak niewinnego na pewno nie będzie smażył się w piekle. A
z jej pomocą rzeczywiście szybciej pojmie tajniki tej zabawy.
Nie patrząc na niego, Megan udzieliła jego palcom lekcji praktycznej w
zakresie trzech zasadniczych ruchów i odsunęła się. Conan jakimś cudem
zdołał po raz pierwszy wykonać zadanie i nawet poczuł satysfakcję, gdy
Kara go pochwaliła.
- Zagrasz w badmintona? - spytała po chwili.
- Nie... chyba jeszcze tu posiedzÄ™ z twojÄ… mamÄ….
- Super. - Dziewczynka spojrzała na matkę, po czym znów przeniosła
wzrok na niego i uśmiechnęła się radośnie. - To na razie. - W podskokach
pobiegła na zaimprowizowane trawiaste boisko, gdzie wisiała siatka do
gry.
- Muszę zajrzeć do kuchni - prawie natychmiast oświadczyła Megan.
- Szybko się zdecydowałaś.
- Na co?
- Na ucieczkę - mruknął cicho, żeby usłyszała tylko Megan.
- Wcale nie uciekam. - Skrzyżowała ramiona, a w zielonych oczach po-
jawił się gniewny błysk.
- Przeciwnie. Robisz to od samego rana.
- Mam obowiązki - syknęła, zrywając się z koca, i pomaszerowała do
domu.
Conan westchnął ciężko i machinalnie ścisnął w dłoni zwiniętą włóczkę.
Miły był ten relaks w towarzystwie Megan. Mógłby tak przy niej siedzieć
w nieskończoność. Oczywiście zawsze były jakieś sprawy do załatwienia,
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]