logo
 Pokrewne IndeksLien_Merete_ _Zapomniany_ogrĂłd_04_ _Glosy_z_przeszłości588. Morris Julianna Kalifornijska opowieśćDee Carney [Phoenix Prophecy 01] Deeper Than The Ocean (pdf)Krawczuk Aleksander Ostatnia olimpiadaChmielewska J. Lekarstwo na miśÂ‚ośÂ›ć‡Barb & J C Hendee Noble Dead 07 In Shade and Shadow (v5.0)Anatole France L'ile Des Pingouins141. Gina Wilkins Randka z sć…siademAnne McCaffrey Ship 06 The Ship Errant1854 Hard Times
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    czwarta, a nie było Jacka. Chciała jak najprędzej jechać do
    domu i zadecydować, czy trzeba wezwać lekarza.
    Denerwowała się, że jeżeli w ciągu godziny nie przygotują
    ostatniej strony, nazajutrz nie będzie można rozesłać
    tygodnika prenumeratorom. A coś takiego nie może się
    zdarzyć! Ellin Bennett zawsze mieściła się w terminach.
    Człowiek, który nie potrafi na czas zredagować
    ośmiostronicowego tygodnika, powinien zrezygnować z
    dziennikarstwa i zająć się wyplataniem koszyków.
    - Co robimy? - nieśmiało zapytał Owen.
    - Jeszcze raz spróbuję złapać Jacka.
    Już dwukrotnie kontaktowała się ze szkołą i prosiła, żeby
    pan Madden zadzwonił, ale Jack nie raczył się odezwać. Tym
    razem powiedziano jej, że akurat zaczęła się próba teatralna i
    nauczyciel będzie zajęty do ósmej.
    Ellin zaklęła w duchu, ponieważ tak długo nie mogli
    czekać. Bała się, że wpadnie w obezwładniającą panikę. W
    Chicago stale towarzyszył jej stres, ale tutaj odzwyczaiła się
    od życia w niezdrowym napięciu. Zdołała opanować się,
    wypytała Deanie o wyniki rozgrywek, włączyła komputer i
    przygotowała krótkie, suche sprawozdanie z meczu.
    Zadowolona z siebie podała wydruk Owenowi.
    - Naprawdę mam to zamieścić? - spytał, nieufnie patrząc
    na tekst.
    - Nie widzę innego wyjścia.
    Pomstowała na Jacka za to, że postawił ją w
    nieprzyjemnej sytuacji. Jego lekceważenie terminów
    świadczyło o przechodzącym granice przyzwoitości braku
    kompetencji. Poważnie zastanawiała się, czy nie powinna
    zwolnić wolnego strzelca.
    - Zamieścimy też ten dłuższy opis przyjęcia z okazji
    setnej rocznicy urodzin pani Mabel Howard. Damy też relację
    jej wnuczki i dzięki temu jakoś zapełnimy szpalty.
    - Tak jest, szefowo.
    Czuła, że dusi się ze złości, więc aby nie wybuchnąć,
    zadzwoniła do domu.
    - Jak Lizzie się czuje?
    - Dużo lepiej. Zjadła trochę zupy, nic nie zwymiotowała i
    teraz ogląda film rysunkowy. Siedzi w koronie, otoczona
    zabawkami, więc chyba jest zdrowa.
    - Kamień spadł mi z serca.
    Mimo to nie uspokoiła się do końca, ponieważ bardzo
    serio traktowała obowiązki matki. Przed laty sądziła, że nie
    posiada instynktu macierzyńskiego, więc nie chciała mieć
    dzieci. Po przyjściu Lizzie na świat, wszystko się zmieniło.
    Wprawdzie zdarzały się chwile, gdy nadal wątpiła w swe
    rodzicielskie kwalifikacje, ale już nie wyobrażała sobie życia
    bez ukochanej jedynaczki.
    Byłego męża nie zachwyciła perspektywa zostania ojcem
    w pierwszym roku małżeństwa. Zarzucał Ellin, że to ona
    zawiniła, bo jest roztargniona. Lekarz uspokoił ją i wyjaśnił,
    że w związku z przebytą grypą mogło nastąpić zaburzenie
    cyklu.
    Andrew ostatecznie pogodził się z nieuniknionym, lecz
    nadal praca zawodowa była najważniejsza. Gdy Lizzie miała
    sześć miesięcy, zaproponowano mu wyjazd do Libanu.
    Skwapliwie skorzystał z okazji i wrócił dopiero po półtora
    roku. Ich związek w zasadzie już się rozpadł, więc jedynie
    załatwili formalności prawne.
    Oboje byli zbyt pochłonięci pracą i zbyt samolubni, by się
    kłócić. Nie mogli nawzajem się obwiniać, ponieważ nie
    uczynili nic, aby utrzymać małżeństwo. Stale z sobą
    rywalizowali, chcieli nawzajem się prześcignąć. Ich związek
    nie opierał się na wielkiej miłości, toteż rozwiedli się
    spokojnie, bez bólu.
    Rano Lizzie obudziła się zdrowa jak ryba. Dzieci Jany też
    miały jakąś niedyspozycję żołądkową, ale również ich
    choroba szybko minęła. Widocznie wirus był słaby, dokuczał
    tylko przez jeden dzień.
    Niezadowolenie prenumeratorów okazało się bardziej
    złośliwe niż wirus. Największym gniewem pałali rodzice
    koszykarzy i znajomi znajomych, których synowie grali w
    koszykówkę. To zaś oznaczało, że obrazili się prawie wszyscy
    mieszkańcy Waszyngtonu.
    Ledwo Ellin przekroczyła próg, Owen poinformował ją
    grobowym głosem, że już było kilka telefonicznych zażaleń i
    dzwoniący ostro krytykują suche sprawozdanie z meczu.
    Deanie w tej chwili znowu słuchała pretensji. Ellin nalała
    sobie kawy i ciężko opadła na krzesło.
    - To moja wina - rzekła ponuro.
    Deanie odłożyła słuchawkę.
    - Kto dzwonił?
    - Pani Jackson. Jest rozżalona, bo nie wspomnieliśmy o
    szesnastu punktach, które jej syn zdobył w poniedziałek.
    - Co jej powiedziałaś?
    - To samo, co innym. %7łe jestem tylko sekretarką i nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl