[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROZDZIAA DZIEWITY
Siedząc przy kawie, gawędzili o wszystkim i o niczym. Po
pewnym czasie zjawił się Toby.
- Poszedłem obudzić babcię, ale nie chce wstać - oznajmił
zmartwiony.
Molly natychmiast zerwała się na równe nogi.
- Pójdę zapytać, jak się czuje.
Richard wyciągnął rękę do smutnego malca.
- Nie martw się, to na pewno nic groznego. Babcia przejadła się
albo przemęczyła. A czemu chciałeś ją obudzić?
125
R S
- Bo prosiła, bym do niej przyszedł po przebudzeniu. Obiecała
mi poczytać.
- Mnie też o tym wspomniała - odezwała się Molly. - Znalazła
książkę, którą czytała tobie, gdy byłeś mały. Bardzo to lubiłeś, dlatego
chciała podobną przyjemność zrobić wnukowi. - Zmierzwiła chłopcu
czuprynę i uśmiechnęła się. - Zaraz do was wrócę.
- Czy babcia jest chora?
- Oby nie. Ale nawet jeśli złapała jakieś zarazki, Molly ją
wyleczy. Jest dobrą pielęgniarką, prawda?
- No pewnie.
Richard wahał się, czy jeszcze coś dodać. Nie miał pojęcia, co
dolega matce. Po śmierci męża popadła w długotrwałą depresję, ale
przyjazd wnuka okazał się zbawienny. Ostatnio była w lepszej
kondycji fizycznej i psychicznej. Czyżby teraz się przeforsowała?
Ledwie Molly odwiesiła słuchawkę, rozległo się pukanie.
- Proszę.
Weszła Luiza.
- Czy pani Anderson jest chora? - zapytała szeptem.
- O, już wróciłaś.
- Dopiero przed chwilą. Czy pani Anderson jest chora? -
powtórzyła zatroskana pokojówka.
- Chyba ma grypę. Lekarz, z którym rozmawiałam, wypytał o
objawy i zaordynował lekarstwa. Wiesz, w której aptece będą do
odebrania?
126
R S
- Tak. Czy Albert ma zaraz jechać?
- Bardzo proszę. Pani Anderson ma temperaturę, skarży się na
silny ból głowy. Czy w domu jest tylenol?
- Zaraz sprawdzę.
Luiza poszła do łazienki, po chwili wróciła ze szklanką wody i
lekarstwem.
- O, dziękuję.
Po wyjściu pokojówki Molly podparła panią Anderson
poduszkami i podała lek. Chora znowu się położyła, ale po chwili
otworzyła oczy.
- Gdzie Toby? - szepnęła.
- Siedzi w kuchni. Bądz o niego spokojna. Dlaczego nie
powiedziałaś, że zle się czujesz?
- Liczyłam, że drzemka pomoże. Co mi jest?
- Twój lekarz podejrzewa grypę. Radził jak najwięcej pić,
przepisze ci lek, który pomógł wielu pacjentom.
- Ale Boże Narodzenie...
- Zwięta dopiero za tydzień. Przez ten czas zdążysz wyzdrowieć.
- Nie mogę chorować. Muszę zrobić świąteczne zakupy.
- Zakupy możesz zlecić Richardowi albo mnie.
- Będzie mi trudno. Obiecałam Toby'emu, że przeczytam mu
rozdział z książki, którą kiedyś czytałam Richardowi.
- Ja mu poczytam, a ty popatrzysz, jak reaguje. Chcesz?
- Może pózniej.
127
R S
- Dobrze. Spróbuj jeszcze trochę się zdrzemnąć. Przyjdę za
godzinę.
Wychodząc z sypialni, nieomal wpadła na Richarda.
- Jak mama?
- Dostała tylenol, chyba zaraz zaśnie.
- Dziękuję, że tak szybko zadzwoniłaś do lekarza.
- Nie ma za co. - Cofnęła się kilka kroków. - Choroba potrwa
najdalej kilka dni, ale niech Albert kupi maski. Przed pójściem do
chorej trzeba wkładać maskę.
- Czy to konieczne?
- Na pewno nie zaszkodzi.
- Dobrze.
- Twoja mama martwi się z powodu świątecznych zakupów. Ja
chętnie wszystko załatwię, ale chyba ty jesteś bardziej przydatny w tej
materii.
- Porozmawiamy, gdy mama się obudzi. Molly wyminęła go.
- Dokąd idziesz?
- Muszę zrobić spis potrzebnych rzeczy.
- Jeśli Albert już pojechał, ja skoczę po zakupy. - Zszedł za nią
na parter. - W gabinecie mam pióro i papier. - Otworzył drzwi,
zaprosił ją szerokim gestem. - Chodzmy tutaj.
Molly dyskretnie się rozejrzała. Zciany gabinetu były obu-
dowane półkami, na których stały książki oprawione w skórę. Pod
oknem umieszczono duże biurko, a z lewej strony skórzaną kanapę
oraz stolik do kawy.
128
R S
Richard wyjął z szuflady kilka kartek oraz pióro, podał je Molly
i usiadł obok niej na kanapie.
Jego bliskość rozpraszała ją, ale mimo to wkrótce zrobiła listę.
Zanotowała, żeby zapytać Delores o zupę.
Richard zaglądał jej przez ramię i czytał.
- Delores gotuje pyszny rosół - powiedział. - Na pewno chętnie
zrobi dla mamy.
- Dobrze. No, tyle wystarczy. - Wręczyła mu listę. - Jeśli Alberta
nie ma, pojadę z tobą. Tylko najpierw sprawdzę, gdzie jest Toby.
Malec siedział przy kuchennym stole i pałaszował tort. Alberta
nie było. Richard uprzedził Delores, że jedzie załatwić sprawunki.
- Wybierzesz się ze mną? - zapytał Toby'ego.
- A mogę?
Chłopiec pytająco spojrzał na Molly, która odwróciła się do
Richarda.
- Naprawdę chcesz go zabrać?
- To będzie dla niego urozmaicenie.
- Wobec tego lepiej, żebym i ja pojechała.
- No to ruszajmy w drogę. - Wyciągnął rękę do siostrzeńca. -
Mężczyzni są gotowi.
- Mężczyzni? - powtórzyła rozbawiona. Richard schwycił ją za
rękę.
- Kobieto, nie ociągaj się, bo cię zostawimy.
129
R S
Zakupy upłynęły w miłej atmosferze. Richard brał wszystko, co
mogło ulżyć jego matce. Pomyślał też o dziecku, żeby miało czym się
zająć. Znalazł ciekawe układanki oraz kasety wideo. Zamierzał wziąć
kolejną grę, gdy Molly pociągnęła go za rękaw.
- Gwiazdka - szepnęła.
Zrozumiał, o co jej chodzi. Posłusznie odłożył grę.
- Poza tym już dosyć kupiłeś - orzekła i z niewinną miną dodała:
- Nie chcę, żebyś rozpuścił Toby'ego.
Towarzyszący im ekspedient wymownie popatrzył na dziecko.
- Rodzice często mają różne zdanie - rzekł.
- Ale my nie jesteśmy...
- Skłóceni - dokończył Richard. - Nie sprzeczamy się, tylko
staramy się postępować rozsądnie. Prawda, kochanie?
- Tak, kochanie, oczywiście. Toby, wychodzimy.
- A książka, którą obiecałaś mi przeczytać?
- Pajęczyna Charlotty"?
- Tak.
- Poczekajmy, może znajdziesz ją pod choinką.
- Dobrze.
Toby szedł kilka kroków przed nimi, więc mogli swobodnie
rozmawiać.
- Zwięty Mikołaj jest bardzo zapobiegliwy. Nie przypuszczałem,
że mama już wcześniej coś kupiła.
- Bywa.
130
R S
Umknęła wzrokiem i przyśpieszyła kroku. Zaskoczony
zastanawiał się, o co chodzi. Z trudem uczył się rozszyfrowywać jej
chwilami dziwne zachowanie.
Po powrocie do domu Molly poleciła mu, aby zaniósł do
sypialni nawilżacz i wzięła szklankę soku przygotowanego przez
Delores.
- Tylko sok? - zdziwił się Richard. - Mama pewnie jest głodna.
- Nie, bo zjadła trochę zupy z puszki - powiedziała Delores. - A
teraz gotuję rosół.
- Powiem jej, że niedługo dostanie twoje mistrzowskie dzieło.
Ną pewno się ucieszy.
- Pamiętasz o masce? - zapytała Molly.
- Oczywiście. - Posłusznie wziął maskę. - A ty?
- Ja jestem uodporniona.
Chciał to skomentować, ale ugryzł się w język. W sypialni
uruchomił nawilżacz i po chwili zauważył dobroczynny skutek: matka
oddychała znacznie lżej.
Molly obudziła chorą i podała sok. Po wypiciu połowy porcji
pani Anderson znowu usnęła.
- Mama nieprędko wyzdrowieje - zmartwił się Richard.
- W święta będzie zdrowa jak rydz. Nawilżacz od razu przyniósł
jej ulgę. Zauważyłeś?
- Tak. Sam nie wpadłbym na to, żeby go przynieść.
- Cieszę się, że mogę pomóc. Tyle wam zawdzięczam...
131
R S
Richard otworzył i zamknął usta. Wolał nie mówić tego, co miał
na końcu języka. Molly stała się mu bardzo bliska, a przecież od
dawna taką więz czuł jedynie z matką. Na dole czekał smutny Toby.
- Jak babcia się czuje?
- Spokojnie śpi. Chorzy na grypę powinni często drzemać, bo
dzięki temu szybciej wracają do zdrowia. - Molly przytuliła go. -
Babcia niedługo będzie zdrowa. Obiecuję.
- Nie chcę, żeby chorowała.
- Wiem, skarbie. Chodz, obejrzymy jakiś film z tych, które
dostałeś od wujka.
Toby wybrał Mary Poppins".
- Czy seans jest dla wszystkich? - zapytał Richard.
- Tak. Zapraszamy.
Usiedli na kanapie, dziecko między dorosłymi. Godzinę pózniej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]