[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ny ran ge ro ver cze kał za par ko wa ny w pew nej od le gło ści, by za wiezć ich do wiel -
kie go sta re go domu sto ją ce go na naj dal szym krań cu je zio ra, któ re miej sco wi na -
zy wa li Lago di La cri me.
Je zio ro Aez, po my śla ła Lily, pa trząc w kie run ku skal nej ścia ny od dzie la ją cej je -
zio ro od lą do wi ska. Jak że od po wied nia na zwa.
Oba wiam się, że wy ni ki te stów nie bu dzą wąt pli wo ści. Nie ma o czym dys ku -
to wać po in for mo wał ją Ra fa el trium fu ją cym gło sem. Je steś Lily Hol lo way,
a Arlo jest na szym sy nem.
Po win na coś po czuć, coś wiel kie go. Pa ni kę. Zde spe ro wa nie. Może ulgę. Może
wzru sze nie po wra ca ją ce go do domu tu ła cza. Jed nak to, co po czu ła, było bo le -
snym skur czem ser ca.
Nasz syn, po wie dział. Tak jak by byli zwy kłą parą, jak by ist nia ła moż li wość, że
będą, jak by już wcze śniej nie znisz czy li się wza jem nie tak sku tecz nie, że mi nio -
ne pięć lat na wet nie przy ćmi ło bólu, ni cze go nie zmie ni ło. Nic nie zmie ni się
w przy szło ści.
Sta li ra zem w ci szy, w jed nym z naj pięk niej szych miejsc na świe cie. Lily jed nak
nie wi dzia ła ni cze go prócz mrocz nych ob ra zów z prze szło ści, któ re ją tu spro -
wa dzi ły. Jej uza leż nie nie od Ra fa ela, jego ego izm. Ich wspól na, brud na ta jem ni -
ca. Wy bo ry, któ rych do ko na ła, by znik nąć z jego ży cia, rów nie ko niecz ne, co nie -
wy ba czal ne.
Nowy po czą tek? Nie było ta kiej opcji. Ra fa el był oj cem jej syna, syn je dy ną
war to ścią li czą cą się w jej ży ciu, sen sem ist nie nia. Mimo to Ra fa el był rów nież
po wo dem, dla któ re go spa li ła za sobą mo sty, po rzu ca jąc wszyst ko, co kie dy kol -
wiek ko cha ła.
Arlo był tego wart. Arlo był wart wszyst kie go.
Nie ozna cza ło to, że wie dzia ła, jak te raz prze trwać bli skość Ra fa ela. Nie mia -
ła po ję cia. Gdy by ist niał spo sób, aby na praw dę wy ma zać go z pa mię ci, za pła ci ła -
by wszyst kie pie nią dze za cu dow ny lek. Nie ste ty mu sia ła ra dzić so bie sama.
Nie wiem, co mam od po wie dzieć wy szep ta ła po dłuż szej chwi li mil cze nia.
Nie czu ję się jak Lily Hol lo way. Nie wiem, kto to jest. Nie ro zu miem, kim dla
cie bie była.
Bez obaw. Wszyst ko ci wy ja śnię, wszyst kie go cię na uczę od po wie dział.
Ra fa el nie wie dział, co ro bić. Spro wa dził Lily i jej syna swo je go syna do
Włoch. I co te raz?
Od czu wał coś dziw ne go, nie zna ne go, ja kieś nie przy jem ne do zna nie&
Sły szał bra ta wcho dzą ce go do nie wiel kie go ga bi ne tu, któ re go uży wał jako biu -
ra w tym wiel kim, sta rym domu, ale nie od wró cił się od okna, przy któ rym stał.
Tkwił tam od dłuż sze go cza su, wpa trzo ny w po po łu dnio wą mgieł kę opa da ją cą na
ma low ni czą wio skę po ło żo ną u pod nó ża po tęż nych gór, któ re zda wa ły się strzec
do stę pu do niej.
Nie co bli żej, w ogro dzie pod oknem, ra do śnie bie gał pię cio let ni chło piec, bez
wąt pie nia jego syn, ze swo ją mat ką, ko bie tą, któ ra twier dzi ła, że go nie pa mię ta.
On pa mię tał do sko na le. I czuł, wy czy tał to w jej pięk nych oczach, że tak jak on
pa mię ta ła wszyst ko, że kła ma ła. Nie wie dział tyl ko dla cze go.
Nie za mie rzasz nic po wie dzieć? zwró cił się do Luki, z nie po trzeb ną agre -
sją w gło sie. Czy bę dziesz tak ster czał, jak te góry na prze ciw ko?
Mogę mó wić, je śli chcesz od parł Luka, nie zra żo ny to nem gło su bra ta.
Tyle tyl ko, że moje opo wie ści są znacz nie mniej in te re su ją ce od tego, co ty miał -
byś do po wie dze nia.
Sły sza łem, że je dziesz dziś do Rzy mu. Ra fa el spoj rzał bra tu w oczy.
Ow szem. Coś mi się wy da je, że przed tobą i Lily wie czór wspo mnień prze -
rwał na chwi lę, gdy z dołu do biegł ich śmiech dziec ka. Cóż& Wszyst kie te in -
try gu ją ce hi sto rie, o któ rych ja koś za po mnia łeś mi opo wie dzieć&
Po pa trzy li na sie bie z prze ciw nych koń ców nie wiel kie go po miesz cze nia, opro -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]