[ Pobierz całość w formacie PDF ]
maskującymi, nawet z dalszej odległości sprawiały nieco nienaturalne wrażenie. Nigdzie
w zasięgu wzroku Han nie dostrzegł patroli ani wart, żadnych systemów ostrzegawczych,
więc bez obawy skierował się na prawo.
Nagle, pośród traw, usłyszał coś, co przypominało bzyczenie insekta. Han rozpoznał w
nim umowny sygnał Chewbaccy.
Skierował się ku przyjacielowi, rozchylił rękami wysoką trawę i ujrzał uśmiechniętą twarz
Wookiego. Porozumieli się szybko gestami. Obserwacje Chewbaccy były identyczne, z
jednym tylko wyjątkiem: Wookie dostrzegł wartownika, chyba Pozostałego Przy Życiu,
wolno przemierzającego cały teren. Szybko ustalili plan działania i ruszyli naprzód. Han z
początku planował użyć pistoletu ogłuszającego Badury, jednak istniało duże ryzyko, że
ktoś może ujrzeć błysk ładunku energetycznego.
Wartownik odziany był w popularny na Dellalt strój, niewiele przypominający kostiumy
Pozostałych Przy Życiu. Powoli spacerował wzdłuż swego rewiru, uzbrojony w ciężki
karabin obronny marki Kell II. Trzymał broń lekko opartą o ramię. Jak większość
76
Han Solo i utracona fortuna
wartowników, jakich Han kiedykolwiek widział, również i ten nie spodziewał się żadnego
ataku. Widać było, że jego myśli krążą wokół tematów zupełnie nie związanych z
pełnieniem obowiązków. W chwili gdy wyrosła przed nim potężna, kudłata postać, było
już zbyt późno na wszelkie działanie. Mężczyzna padł twarzą do ziemi, ogłuszony ciosem
kolby.
Han odebrał mu broń, po czym wraz z Wookiem, pośpiesznie rozejrzeli się wokół. Nie
dostrzegli żadnych innych wartowników, jednak coś innego przyciągnęło uwagę Hana.
Pod plandekami maskującymi zgromadzono najróżniejsze pojazdy atmosferyczne,
wszystkie o przeznaczeniu transportowym. Po bliższym przyjrzeniu się, stwierdzili, że
żaden z pojazdów nie zawiera ładunku.
— Na cóż im dwadzieścia transportowców? — zastanawiał się Han, dając towarzyszom
znak do opuszczenia kryjówki. — Plus dodatkowo dwa czy trzy w bazie górskiej?
Gdy nadeszli pozostali, Badure wyjaśnił, że ukryli skradzioną tratwę tuż za wzniesieniem.
Następnie
przyjaciele
przystąpili
do
metodycznego
niszczenia
nadajników,
zamontowanych na pokładach pojazdów. Nikt z nich nie był w stanie podać choćby
jednego logicznego powodu tak znacznej koncentracji floty transportowej.
— Spójrzcie na ten garb u podnóża gór — rzekł Han wskazując dziwaczne wybrzuszenie
terenu. — Jak daleko jest stąd do obozu górniczego I’noch?
— Jeżeli pójdziemy prosto — rzekła Hasti — wzdłuż grzbietów górskich, wkrótce tam
dojdziemy. Możemy również pójść dolinami.
Han zarzucił na ramię zdobyczny karabin.
— Ruszajmy od razu, wszyscy razem. Lepiej się nie rozdzielać z tego względu, że gdyby
udało nam się odzyskać „Sokoła”, moglibyśmy natychmiast zwinąć manatki.
Ruszyli w kierunku zboczy górskich, uważnie rozglądając się dookoła. Bollux, którego
sensory nastawione były na maksymalną czułość, nie stwierdził obecności żadnej
aparatury alarmowej. Nie zauważyli też żadnych śladów na ziemi, co nie miało zresztą
większego znaczenia, gdyż bursztynowa trawa charakteryzowała się wyjątkową
sprężystością.
Bollux zameldował, że odbierane przez niego sygnały stały się o wiele silniejsze.
— One się powtarzają — oświadczył robot. — To zupełnie tak, jakby ktoś nieustannie
nadawał ten sam meldunek.
Podłoże na szczycie garbu było skaliste, z wyraźnymi śladami czegoś, co przypominało
gąsienice ciężkich maszyn. Oczywiste było, że Pozostali Przy Życiu mogli zainteresować
się obozem I’noch, pozostawało jedynie przekonać się, czy miało to jakikolwiek związek
ze skarbem. Jednak myśli Hana krążyły głównie wokół „Sokoła”.
Doczołgali się do najwyższego punktu grzbietu i spojrzeli na rozciągającą się dolinę. Hasti
aż jęknęła, a Skynx wydał dźwięk, przypominający zduszone kichnięcie. Bollux spoglądał
w milczeniu, zaskoczony znacznie mniej od innych. Han i Chewbacca zaniemówili, a
Badure wyszeptał:
— Wielki Boże!
Wszystko, co dotychczas stanowiło zagadkę — flota transportowców, ślady na kamiennym
podłożu, rytualna ceremonia, a nawet ogrom komnaty, w której ich więziono, stało się
jasne. Monolityczne, kamienne bloki, wypełniające podziemną jaskinię, nie były stołami,
półkami ani przegrodami.
Były to ławki.
Cała dolina pełna była postaci, które jeszcze wczoraj na nich siedziały. Było tu przynajmniej
tysiąc krępych, wojennych robotów, skonstruowanych na rozkaz Xima Despoty. Wszystkie
one stały nieruchomo, w pełnym bojowym rynsztunku. Człekopodobne machiny bitewne
wzrostem sięgały Hanowi mniej więcej do łokcia. Ich korpusy pokryte były lśniącą,
77
Han Solo i utracona fortuna
lustrzaną powłoką, odbijającą promienie laserowe. Pośród robotów krzątali się Pozostali
Przy Życiu, wyposażeni w aparaturę testującą. Przeprowadzali próby, których sygnały
dotarły do Bolluxa.
— To oni! — wyszeptał wreszcie Skynx. — Tysiąc strażników, których Xim Despota
umieścił na pokładzie „Królowej Ranroon”, by strzegli jego skarbu. Zastanawiam się, ile
razy musieli obrócić, by ich tu wszystkich przywieźć? I po co ich tu zgromadzono?
— Jedynym wytłumaczeniem jest to — odparła Hasti, nieco unosząc się na łokciach i
ruchem brody wskazując na coś w oddali. Z miejsca, w którym się znajdowali, widać
było wyraźnie zarysy obozu I’noch, który rozciągał się po obu stronach wielkiej szczeliny
skalnej. Baraki i magazyny znajdowały się po jednej stronie, zaś odkrywka górnicza
po drugiej, a łączył je masywny most estakadowy. Wydawało się, że praca w obozie
przebiega normalnym, codziennym rytmem, ciężkie, górnicze maszyny systematycznie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]