[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mogę liczyć na pani gościnność?
- Oczywiście, Wasza Królewska Mość.
- To prowadz nas do siebie. Zdimie, ty też z nami pójdziesz, gdyż bez ciebie nie mógłym
porozmawiać z tą piękną damą.
Poszliśmy do domu Roski. Przed nami i za nami szli strażnicy. Niemal przed frontowymi
drzwiami do budynku jakiś jęk zwrócił naszą uwagę. Ranny Hrunting leżał w cieniu przy ścianie.
Hvaednir rozkazał strażnikom, by przenieśli rannego do domu Roski. Położono go na sofie,
lecz zanim Hvaednir skończył badanie, człowiek zmarł.
- Musiał go zakłuć jakiś Iriańczyk, który nie chciał oddać złota - stwierdził Hvaednir. - Nie
możemy puścić tego płazem, lecz nie bardzo wiem, jak znalezć winowajcę.
Przez chwilę się zastanawiał i wreszcie rozkazał strażnikowi:
- Idz, sprowadz mego kuzyna, księcia Shnorri. Muszę się z nim naradzić.
Polecił też wystawić wartę przed domem. Przez popękane drzwi bojazliwie zaglądali do
środka służący Roski. Hvaednir zasiadł w fotelu, zdjął złoty hełm i wysadzany klejnotami pendent,
po czym podrapał się po czole.
- Na nos Greipneka, ale jestem zmęczony! - sapnął. - Myślę, że przeniosę stolicę królestwa
do bardziej normalnego miasta. Przebywanie w tej zachwalanej jaskini przyprawia mnie o
dreszcze.
- Jeśli chodzi o moją sakiewkę... - zaczęła Roska, lecz Hvaednir podniósł rękę.
- Nie śmiałbym nawet pomyśleć o ograbieniu tak wspaniałej damy. Możesz zatrzymać
drogocenności. Lecz czy mogę prosić o kielich wina?
- Awad! - krzyknęła w odpowiedzi.
Smagły Fediruni wślizgnął się nieśmiało do pokoju. Gdy mnie ujrzał, pod jego czarnym
zarostem pojawił się grymas uśmiechu. Roska posłała go po wino, które Hvaednir błyskawicznie
wypił wielkimi haustami.
- Potrzebuję przyjaciela wśród Iriańczyków - odezwał się szorstkim głosem. - Wiem, jak
wielu obraziło się po dzisiejszych wydarzeniach, choć sami je wywołali. Jednak z upływem czasu
mam nadzieje udowodnić, że król z plemienia szlachetnych Hruntingów może rządzić bardziej
sprawiedliwie niż ci kochający pieniądze syndykowie.
Wychylił jeszcze jeden puchar i niepewnie się podniósł.
- Rosko, kochanie, czy mogłabyś mnie oprowadzić po swoim domu?
- Oczywiście, Wasza Królewska Mość.
- Chodz więc. Zdimie, możesz zostać. Muszę wypróbować kilka nowych zwrotów
novariańskich na naszej uroczej gospodyni. Jeśli mam rządzić Novarianami, wypada mi uczyć się
ich języka.
Roska obeszła z Hvaednirem pokój, pokazując mu obrazy, wazy i inne ozdoby. Następnie
poszli schodami do góry.
Do pokoju wślizgnął się Awad i uścisnął mi dłonie.
- Pan Zdim! Jak to miło zobaczyć pana znowu! Panienka śledziła pańskie przygody w
kamieniu i opowiadała nam o niektórych, lecz wolelibyśmy usłyszeć o wszystkim z pańskich ust.
Mam nadzieję, że wróci pan tu na służbę?
- Jeszcze nie wiem - odpowiedziałem. - Chciałbym spróbować tego wina. Pochodzi z
Vindium, jeśli się nie mylę?
- Tak jest. Ale wróćmy do historii. Opuścił nas pan pierwszego dnia miesiąca orła...
Krzyk z góry przerwał mu. Pierwszą moją powinnością ciągle jeszcze była służba pani
Rosce, więc poderwałem się z krzesła i pognałem po schodach, Awad zaś następował mi na pięty.
Po kolejnym krzyku nastąpiło wezwanie Roski:
- Zdim! Ratuj mnie!
Głos dochodził z sypialni. Popędziłem więc w tym kierunku. W komnacie byli Roska i
Hvaednir. Roska, w resztkach zdartej z ciała sukni, leżała na wznak na łóżku. Nad nią pochylał się
Hvaednir z jednym kolanem opartym o materac. Książę przytrzymywał Roskę jedną ręką, gdy
drugą starał się rozpiąć spodnie.
Czytałem o praktyce wśród Pierwszoplanowców zwanej gwałtem , podczas której osobnik
męski spółkuje z kobietą wbrew jej woli. Nie znamy niczego takiego na Dwunastym Planie i
zastanawiałem się, jak są rozwiązywane pewne techniczne problemy przeprowadzenia tej operacji,
którą większość ludzkich społeczności uważa za przestępstwo.
Otrzymawszy od Roski rozkaz ratowania jej, nie mogłem jednak zaspokoić swej
ciekawości, stojąc z boku i obserwując całe zdarzenie z filozoficznym obiektywizmem. Rzuciłem
się do wykonania zadania nie zastanawiając się nad wszystkimi jego logicznymi konsekwencjami.
Skoczyłem na Hvaednira z tyłu, wbiłem szpony w jego tułów i ściągnąłem z łóżka.
Mężczyzna wyrwał się jednak z mego uchwytu, choć przez to jego tunika i skóra pod nią
zostały okrutnie poszarpane, i zdzielił mnie takim ciosem w szczękę, że zachwiałem się na nogach.
Jestem pewny, że normalny Pierwszoplanowiec poleciałby przez cały pokój. Zwarliśmy się
ponownie. Próbowałem przegryzć mu gardło, lecz on wsunął mi łokieć pod szczękę i trzymał w ten
sposób na dystans.
Zadziwiła mnie siła tego człowieka. Wdawałem się już wcześniej w walkę wręcz z
Pierwszoplanowcami i stwierdziłem, że są na ogół słabeuszami. Jednak Hvaednir był prawdziwym
gigantem wśród Novarian - wyższy i dużo cięższy ode mnie, miał też wyjątkowo silne mięśnie.
Jego siła fizyczna niemal dorównywała mojej, a może nawet była jej równa.
Kręciliśmy się w kółko, ciężko stąpając, szarpiąc się i kopiąc. %7ładen z nas nie mógł
osiągnąć wyraznej przewagi. Wtedy wyczułem rękojeść noża wciskaną mi w dłoń. Wbiłem jego
ostrze w bok Hvaednira, raz, drugi, trzeci.
Olbrzymi Hrunting zaryczał i szarpnął się w mym uścisku, lecz siły zaczęły go powoli
opuszczać. Gdy zwolniłem chwyt, zwalił się na podłogę. Stojący za nim mały Awad wskazał na
długi, zakrzywiony sztylet w mej dłoni.
- Mój - wyjaśnił.
- Dziękuję ci - odpowiedziałem, pochylając się nad leżącym przeciwnikiem.
Szybko stwierdziłem, że Hvaednir, niedoszły król Ir, jest martwy. Pani Roska usiadła na
łóżku, przykrywając swą nagość prześcieradłem i spytała:
- Na bogów, Zdimie! Dlaczego go zabiłeś?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]