[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chodnim wybrzeżu marokańskim. Wyszedłem z tej bitwy bez szkody, pomimo, że walczyłem
16
równo z drugimi. Towarzyszy moich powieziono w głąb kraju i tam zaprzedano w niewolę.
Mnie upodobał sobie właściciel rozbójniczego okrętu i jako niewolnika zatrzymał.
Utrata wolności, przejście nagłe z kupca na niewolnika, zgnębiło mnie niezmiernie. W
czasie obu podróży i pobytu w Londynie, nie pomyślałem wcale o przebłaganiu rodziców.
Teraz na nowo zabrzmiały mi w uszach pamiętne słowa ojca:
kto nie słucha rodziców, temu nigdy Bóg błogosławić nie będzie i marnie zginie.
Przepowiednia ta ziściła się zupełnie. Chwila kary nadeszła. Byłem najnieszczęśliwszym z
ludzi. Oddalony o kilkaset mil od ojczystej ziemi, niewolnik na wpół dzikich mahometanów,
bez pociechy i wszelkiej pozbawiony nadziei, oddawałem się strasznej rozpaczy. A jednak
był to dopiero początek moich cierpień. Inne, dolegliwsze nierównie cierpienia czekały mnie
w przyszłości, jak się o tym, miły czytelniku, w dalszym opowiadaniu przekonasz.
VI
Niewola mauretańska. Mój pan robi mnie ogrodniczkiem. Uczę
się pracować. Pomieszkanie i pożywienie. Rybołówstwo. Ksury i
Mulej.
Nowy mój pan nie był wcale rozbójnikiem z profesji, ale bogatym magnatem mauretań-
skim. Wysyłał on okręty na zdobycz, bo mu to korzyść przynosiło, a korsarstwo u Maurów
nie było wcale rzeczą hańbiącą, ale czynem bohaterskim, rycerskim. Więc sami nawet człon-
kowie rodziny sułtańskiej wysyłali statki na chwytanie i łupienie giaurów (psów chrześcijań-
skich), a pan mój zrobił wielką fortunę na tych wyprawach.
Za przybyciem do Sale, dozorca niewolników, Akib, obejrzał mnie i przeznaczył na
ogrodniczka. Nie mogę narzekać, żeby mnie bito lub dręczono, ale jako chrześcijanin, byłem
w pogardzie u Maurów i traktowany na równi z Murzynami, z którymi mieszkać i jeść mu-
siałem. Mieszkaliśmy w ciasnej, podziemnej prawie izbie, zanieczyszczonej brudem i mnó-
stwem obrzydłego robactwa. Placek z prosa, kawał jęczmiennego grubego chleba i nieco go-
towanego ryżu stanowiło nasze pożywienie. Noc była dla mnie najokropniejsza. Leżąc pośród
kilkunastu Murzynów, których ciała nieznośny zaduch wydają, dręczony przez owady, nieraz
na garści zgniłej słomy, rzewnymi zalewałem się łzami.
Wówczas stawały mi w najżywszych barwach w pamięci szczęśliwe chwile przepędzone
w domu rodziców. Jakże mi tam dobrze było w schludnym pokoiku, na czyściutkim posłaniu,
otoczonemu troskliwością ukochanej matki! A dziś! Jakiż los mój okropny! I wzburzony tymi
myślami, zrywałem się z posłania głośne wydając jęki, a Murzyni, zbudzeni mym narzeka-
niem, złorzeczyli mi, grożąc biciem, jeśli im będę przerywał spoczynek.
A jednak mimo tak strasznego położenia, myśl o Bogu nie powstała w mej duszy. Złorze-
czyłem tylko albo rozpaczałem, lecz nie szukałem pociechy w modlitwie, a kiedy wzruszenie
moje uspokoiło się nieco, naówczas rozmyślałem o sposobie ucieczki z niewoli.
Kopiąc lub plewiąc po całych dniach w ogrodzie, miałem dosyć czasu do rozmyślania. Z
początku pocieszała mię nadzieja, że pan mój, wyprawiając się na morze, wezmie mię z sobą;
że przyjdzie szczęśliwa chwila, iż dogoni nas wojenny okręt chrześcijański i pokonawszy
korsarzy, wyrwie mię z niewoli. Lecz wkrótce przekonałem się o zwodniczości tych marzeń.
Ile razy Maur przedsiębrał wyprawę, zawsze zostawiał mię w domu, pod nadzorem Akiba.
Tak zeszły dwa ciężkie lata w niewoli. Pomimo trudów wyrosłem i zmężniałem. Położenie
moje było wciąż przykre, lecz zyskałem bardzo wiele pod innym względem. Dostawszy się
do niewoli, byłem wierutnym próżniakiem, ale bojazń plag zmuszała mnie do roboty. Wi-
17
działem nieraz, jak bat dozorcy krwawe znaczył bruzdy na plecach leniwego Murzyna i wcale
nie miałem ochoty spróbować, jak to smakuje.
Tak więc ze strachu nauczyłem się pracować. Robota nie tylko nie sprawiała mi przykro-
ści, lecz przeciwnie. W każdy piątek, będący u muzułmanów naszą niedzielą, gdy uwalniano
nas od pracy, nudziłem się niezmiernie. I tak, sam nie wiem kiedy, stałem się wytrwałym i
roboczym, co mi się w pózniejszym życiu bardzo przydało.
Pracowitość moja i uległość nie uszły oku Akiba i doniósł o tym panu. Właśnie wówczas
okręt nasz po krwawej bitwie został przez Holenderów zniszczony. Pan mój więc porzucił
korsarstwo, ale nawykły do morza, nie chciał się z nim rozstawać. Z rozkazu jego zbudowano
ładną szalupę, w której częstej używał przejażdżki, wypływając na połów ryb.
Wskutek pochwał Akiba obrócił mnie do służby na tym statku, co było wielką dla mnie
ulgą. Ja i Ksury, czternastoletni Maur, chłopiec cichy i dobry, stanowiliśmy obsadę szalupy, a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]