[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Co do osoby porywacza miał już pewną koncepcję. Pamiętał wszystko,
co Andi opowiadała mu o Calhounach. Wszyscy zostali wyeliminowani,
wszyscy oprócz tego jednego, który jak dotąd nie pojawiał się na scenie.
Worth Calhoun.
Nagle usłyszał nadjeżdżający samochód. Szybko sprawdził broń i
położył ją koło drzwi. Kiedy usłyszał, że silnik zgasł, otworzył drzwi budki na
oścież.
Przed odjazdem Bradley zakleił Andi usta taśmą, na ręce i nogi nałożył
plastikowe kajdanki i pchnął ją na podłogę przed fotelem obok kierowcy.
Miała się stamtąd nie ruszać. Andi udało się jednak w którymś momencie
unieść głowę i zerknąć na dom, który był jej więzieniem. To stary, zniszczony
dom, prawdopodobnie na jakiejś opuszczonej farmie, których w Montanie
były setki.
Miała na rękach i nogach kajdanki, drzwi samochodu były zamknięte, a
broń Bradleya w zasięgu jego ręki. O ucieczce nie było co marzyć.
Pozostawała tylko nadzieja, że faktycznie zostanie użyta jako kartą przetar-
gowa.
A jeśli nie? Jeśli Bradley wcale nie chce żadnej wymiany, jeśli i tak
poleje się krew? Była przerażona tą perspektywą, przerażona, że Cade'owi
grozi tak wielkie niebezpieczeństwo...
Kiedy Bradley zaczął zwalniać, znów udało jej się zerknąć przez szybę.
Byli koło chaty Cade'a. Przed chatą stał dobrze znany jej pikap.
Zapadał zmierzch. Znieg przestał padać, na granatowym niebie migotało
już kilka gwiazd. Bradley wyjął nóż z kieszeni, rozciął kajdanki na jej, nogach
i natychmiast sięgnął po broń.
%7ładnych głupstw powiedział. Spróbuj uciekać, a zastrzelę, jasne?
192
R
L
T
Otworzył drzwi. Chwycił Andi za włosy, przystawił lufę do jej skroni.
Wypchnął ją z samochodu prosto w głęboki śnieg. Omal nie upadła. I zabolało
okropnie, bo przecież Bradley trzymał ją za włosy. Szarpnął nimi brutalnie,
żeby stanęła na nogi, wbił lufę w jej skroń i zaczął popychać, żeby szła w
stronę jeziora.
Drzwi budki były otwarte, światło wylewało się na zewnątrz, na śnieg i
lód.
Wyczuwała, że Bradley jest bardzo zdenerwowany. Na pewno teraz
rozglądał się na boki, bojąc się, czy to aby nie jakaś zasadzka. Dookoła było
pusto, inne budki na jeziorze znajdowały się w sporej odległości od budki
Cade'a, i na pewno były puste, bo nie widziała żadnych zaparkowanych
pojazdów ani sprzętu. Jezioro otaczały zewsząd łagodne wzgórza, jedynym
miejscem, gdzie ktoś mógłby się ukryć, było kilka drzew i niewielkich skał.
Parę metrów przed budką Bradley zatrzymał się. Szarpnął brutalnie
Andi, zmuszając ją, by stanęła tuż przed nim i zawołał.
Wychodz!
Na widok Cade'a, wychodzącego z budki, serce Andi zatrzepotało. Nie
miał na sobie kurtki, był tylko w dżinsach i flanelowej koszuli. Wyszedł
powoli, równie powoli podniósł obie ręce do góry i obrócił się dookoła, żeby
pokazać, że nie ma przy sobie żadnej broni.
Pokaż pieniądze! krzyknął Bradley.
Cade cofnął się z powrotem do budki, po chwili znów się pojawił. Z
wielką, wypchaną torbą na śmieci. Przechylił ją, jasne banknoty pofrunęły na
śnieg.
Bradley zaklął.
A gdzie reszta?
W środku. Puść ją, to dostaniesz wszystko.
193
R
L
T
Najpierw chcę zobaczyć! wydarł się znowu Bradley, ale Cade nie
ruszył się z miejsca, tylko powtórzył:
Puść ją.
Pałce Bradleya chwyciły włosy Andi jeszcze mocniej, lufa wbiła się
głębiej w jej skroń. Było jasne, że nie ma najmniejszego zamiaru jej puścić.
Albo pokażesz kasę, albo ją zastrzelę! zawołał. Teraz!
Cade ponownie cofnął się do budki. Po kilku sekundach pojawił się z
następnym workiem, na białym śniegu znów osiadły jasne banknoty.
Bradley zaklął.
Zastrzelę tego sukinsyna!
To wszystko, co miałem ci do pokazania powiedział Cade, bardzo
spokojnym, niebezpiecznie spokojnym głosem. Reszta w budce. Puść ją.
Ale Bradley nie puszczał Andi, tylko zaczął popychać ją w stronę budki.
Było jasne, że chce zajrzeć do środka i zobaczyć resztę pieniędzy.
Odsuń się od tej budki warknął do Cade'a.
Nie puścił jej. Co teraz? Andi czuła, że wpada w panikę. Wyglądało na
to, że Bradley wybrał wariant ostateczny. Wykończy ją, wykończy Cade'a. Jak
go ostrzec? Jak, kiedy usta ma zaklejone taśmą, skutecznie tłumiącą jej słowa?
Próbowała jednak krzyknąć, ale słychać było tylko głośny pomruk
przechodzący w jęk.
Zamknij się szepnął do niej Bradley, a do Cade'a zawołał: Odsuń
się wreszcie od tej cholernej budki!
Mogła wyciągnąć, z buta pręt. Ale czy jest sens? Teraz, kiedy Bradley
trzyma ją za włosy? Jest.
Zebrała się w sobie i z całej siły kopnęła Bradleya w kostkę. Kopnęła,
potem jej ciało nagle zwiotczało i zaczęło osuwać się na ziemię. Wiadomo, po
co. %7łeby tego drania pociągnąć za sobą.
194
R
L
T
Bradleya musiało porządnie zaboleć. Wrzasnął, zaczął ciągnąć ją za
włosy do góry, teraz okropnie ją bolało, ale nie poddawała się. Jej bezwładne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]