[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czerwonym ogniem, a choć usta wygięły się w uśmiechu, w oczach jarzyła się złość i
nienawiść.
Nie było żadnych wątpliwości. Twarz należała do Mateczki Malkin.
Co się działo? Czy Alice była już opętana? A może w jakiś sposób używała lustra, by
porozmawiać z Ma¬teczkÄ… Malkin?
Bez zastanowienia chwyciłem świecznik i rąbną-
246
ciężką podstawą w taflę, która rozprysnęła się z głośnym trzaskiem, po którym nastąpił
melodyjny brzęk opadających błyszczących odłamków szkła. W chwili gdy lustro pękło,
Alice krzyknęła głośno, przenikliwie.
ByÅ‚ to najgorszy krzyk, jaki można sobie wyobra¬zić, przepeÅ‚niony udrÄ™kÄ…; skojarzyÅ‚ mi siÄ™ z
wrza¬skiem zarzynanej Å›wini. Nie żaÅ‚owaÅ‚em jednak Alice, choć zaczęła pÅ‚akać i szarpać
sobie włosy, rozglądając się z przerażeniem i oszłomieniem.
Z wnÄ™trza domu dobiegÅ‚y mnie caÅ‚e serie dzwiÄ™¬ków. Najpierw pÅ‚acz dziecka ElÅ‚ie, potem
niski, męski głos, przeklinający głośno, wreszcie tupot ciężkich buciorów.
Jack wpadł z furią do pokoju, raz jeden spojrzał na stłuczone lustro, po czym ruszył ku mnie,
unosząc pięść. Pewnie uznał, że to wszystko moja wina, bo Alice wciąż krzyczała, ja
trzymałem świecznik, a kostki miałem pokaleczone przez szklane odłamki.
W ostatniej chwili do sypialni wbiegła Ellie. Prawą ręką tuliła do siebie niemowlę, które
wciąż pÅ‚akaÅ‚o jak oszalaÅ‚e. Lecz wolnÄ… dÅ‚oniÄ… zÅ‚apaÅ‚a Jacka i zaczÄ™¬Å‚a go szarpać, aż w koÅ„cu
rozluznił i opuścił pięść.
- Nie, Jack - błagała. - Co to da?
247
- Nie wierzę, że to zrobiłeś! - Jack spojrzał na mnie wściekle. - Wiesz, ile lat miało to
lustro? Jak sÄ…dzisz, co teraz powie tato? Jak siÄ™ poczuje, gdy to zobaczy?
Nic dziwnego, że wpadÅ‚ w furiÄ™. Nie dość, że wszyst¬kich obudziÅ‚em, to jeszcze to. Toaletka
należaÅ‚a do mamy ojca. Teraz, gdy oddaÅ‚ mi hubkÄ™, pozostaÅ‚a je¬dynÄ… pamiÄ…tkÄ… po jego
rodzinie.
Jack postąpił dwa kroki ku mnie. Kiedy stłukłem lustro, świeca nie zgasła, teraz jednak od
jego krzyku zaczęła migotać.
- Dlaczego to zrobiłeś? Co w ciebie wstąpiło, do diaska?
Cóż miałem rzec? Wzruszyłem tylko ramionami i spuściłem wzrok, wbijając go w podłogę.
- Co ty w ogóle robisz w tym pokoju? - naciskał Jack.
Nie odpowiedziałem. Wszystko, co mogłem rzec, tylko pogorszyłoby sprawę.
- Od tej pory siedz w swojej sypialni! - huknął mój brat. - Mam wielką ochotę od razu
wyprawić was w drogę.
Zerknąłem na Alice: wciąż siedziała na krześle, ukrywając twarz w dłoniach. Przestała już
płakać, ale cała się trzęsła.
Gdy z powrotem odwróciłem się do Jacka, jego gniew ustąpił miejsca zaniepokojeniu.
WpatrywaÅ‚ siÄ™ w Ellie, która nagle siÄ™ zachwiaÅ‚a. Nim zdążyÅ‚ zare¬agować, straciÅ‚a
równowagę i poleciała do tyłu na ścianę. Jack na chwilę zapomniał o lustrze, krzątając się
przy żonie.
- Nie wiem, co mi siÄ™ staÅ‚o - wyjaÅ›niÅ‚a zdenerwo¬wana. - Nagle zakrÄ™ciÅ‚o mi siÄ™ w
głowie. Och, Jack! Jack! O mało nie upuściłam dziecka!
- Ale tego nie zrobiłaś, jest bezpieczne. Nie martw się, daj, wezmę ją...
Kiedy Jack przytulił do siebie dziecko, uspokoił się natychmiast.
- Na razie posprzątaj ten bałagan - polecił mi. -Porozmawiamy o tym rano.
Ellie podeszła do łóżka i położyła dłoń na ramieniu Alice.
- Alice, zejdz na dół, daj Tomowi posprzÄ…tać - po¬wiedziaÅ‚a. - ZrobiÄ™ nam wszystkim
coÅ› do picia.
W chwilę pózniej poszli do kuchni, pozostawiając mnie samego z odłamkami szkła. Po
jakichÅ› dziesiÄ™¬ciu minutach ruszyÅ‚em w ich Å›lady, po zmiotkÄ™ i szu¬felkÄ™. Siedzieli przy
kuchennym stole, sącząc ziołową herbatę, niemowlę spało w ramionach Ellie. Nie roz-
248
249
mawiali, nikt mnie nie poczęstował, nikt nawet nie patrzył w moją stronę.
Wróciłem na górę i posprzątałem najlepiej, jak umiałem, po czym, już we własnej sypialni,
usiadÅ‚em na łóżku, wyglÄ…dajÄ…c przez okno, samotny i przerażo¬ny. Czy Alice byÅ‚a już
opÄ™tana? W koÅ„cu to twarz Ma¬teczki Malkin wyglÄ…daÅ‚a z lustra. JeÅ›li tak, dziecku i
wszystkim innym groziÅ‚o prawdziwe niebezpieczeÅ„¬stwo.
Na razie niczego nie spróbowaÅ‚a, lecz w porówna¬niu z Jackiem Alice byÅ‚a raczej drobna i
Mateczka Malkin musiała zadziałać podstępnie. Zaczeka, aż wszyscy zasną. Ja będę głównym
celem. Albo może dziecko, krew dziecka dodałaby jej sił.
A może stłukłem lustro na czas? Może złamałem zaklęcie w chwili, gdy czarownica miała
opÄ™tać Alice? Możliwe też, że Alice po prostu rozmawiaÅ‚a z wiedz¬mÄ… za pomocÄ… lustra. Ale
to też nie wyglÄ…daÅ‚o najle¬piej, bo oznaczaÅ‚o, że mam w domu nie jednego, lecz dwóch
wrogów.
MusiaÅ‚em coÅ› zrobić. Tylko co? I gdy tak siedzia¬Å‚em i próbowaÅ‚em uporzÄ…dkować wirujÄ…ce
w głowie myśli, ktoś zastukał do moich drzwi. Myślałem, że to Alice, więc nie wstałem.
Wtedy jednak znajomy głos
250
wymówiÅ‚ cicho moje imiÄ™. To byÅ‚a Ellie, toteż otwo¬rzyÅ‚em.
- Możemy porozmawiać w środku? - poprosiła. -Nie chciałabym obudzić małej, dopiero
co znów ją uśpiłam.
Skinąłem głową, Ellie weszła i starannie zamknęła za sobą drzwi.
- Dobrze się czujesz? - w jej głosie dzwięczała troska.
Z nieszczęśliwÄ… minÄ… przytaknÄ…Å‚em, ale nie mo¬gÅ‚em jej spojrzeć w oczy.
- Zechcesz opowiedzieć mi, o co w tym wszystkim chodzi? Rozsądny z ciebie chłopak,
Tom. Musiałeś
: mieć bardzo dobry powód, by zrobić to, co zrobiłeś. Rozmowa może sprawić, że poczujesz
siÄ™ lepiej.
Jak mogÅ‚em wyznać jej prawdÄ™? Ellie miaÅ‚a dziec¬ko, musiaÅ‚a siÄ™ nim opiekować. Nie
miałem sumienia powiedzieć jej, że gdzieś w domu ukrywa się czarow-
" nica złakniona krwi niemowląt. Nagle zrozumiałem, że dla dobra dziecka powinienem jej
wszystko wy-
j znać. Musiała wiedzieć, jak zle sprawy stoją, musiała opuścić dom.
- CoÅ› siÄ™ staÅ‚o, Ellie, ale nie wiem, jak ci to powie¬dzieć.
251
mm
MM
%
Ellie uśmiechnęła się.
- Najlepiej byłoby zacząć od początku.
- Coś przyszło tu za mną - spojrzałem jej prosto w oczy. - Coś złego, co chce mnie
skrzywdzić. Dlatego wÅ‚aÅ›nie stÅ‚ukÅ‚em lustro. Alice z tym czymÅ› rozma¬wiaÅ‚a i...
W oczach Ellie zapłonął nagły gniew.
- Powiedz to Jackowi, a z pewnością poczujesz jego pięść! Chcesz powiedzieć, że coś tu
sprowadziÅ‚eÅ›? Kie¬dy mam pod opiekÄ… maÅ‚e dziecko? Jak mogÅ‚eÅ›? Jak mogÅ‚eÅ› to zrobić?
- Nie wiedziaÅ‚em, że tak bÄ™dzie! - zaprotestowa¬Å‚em. - DowiedziaÅ‚em siÄ™ dopiero dziÅ›
wieczór, dlatego właśnie mówię ci o tym teraz. Musisz opuścić dom i zabrać ze sobą małą.
Odejdz, nim będzie za pózno.
- Co? Teraz? W środku nocy? Przytaknąłem.
Ellie stanowczo pokręciła głową.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]