[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ja potwierdził z uśmiechem dumy, po czym gwałtownym ruchem chwycił ją za
ramiona i postawił przed sobą. Nie ma sensu się opierać. Decydowałem o twoim
losie przez większość twojego życia i nie zamierzam tego zmieniać. Za chwilę
wezmiesz szal i odejdziesz ze mną. Opuścisz to miejsce i nie zobaczysz więcej
swojego słodkiego Williama i jego rodziny. Jeśli zrobisz coś, żeby go ostrzec,
będziesz szukać pomocy albo wyjawisz sekrety skrywane od lat, spotka cię coś
znacznie gorszego niż nauczka, której zamierzam ci udzielić.
Pocałował Justine, jeśli takie obleśne mokre dotknięcie rozchylonymi wargami
można nazwać pocałunkiem. Próbowała go odepchnąć, ale naparł na nią i wcisnął
jej język do ust tak głęboko, że niemal zaczęła się dusić i zaniechała walki. Wtedy ją
puścił i wymierzył jej siarczysty policzek, po którym zatoczyła się i opadła na sofę.
Koszmar się powtarzał. A ona, jak zwykle, nie umiała mu zapobiec. Krzyk
oznaczał nadejście odsieczy, ale też konieczność wyjaśnień. Wówczas William i jego
krewni dowiedzą się o wszystkim. Służba nie zataiłaby napaści na swoją panią
przed osobami, które mogłyby ukarać sprawcę.
Padałyby pytania, wiele pytań. Dlaczego wpuściła tego człowieka do domu?
Dlaczego nie zawołała o pomoc wcześniej? Wreszcie pytanie, które sama zadawała
sobie najczęściej: Dlaczego nie znalazła sposobu, żeby już przed laty go
powstrzymać?
Jak zwykle nie potrafiła odpowiedzieć. I jak zwykle zamknęła oczy i wyobraziła
sobie, że jest gdzie indziej.
ROZDZIAA SIEDEMNASTY
Will potrzebował jedynie krótkiej chwili, żeby zdecydować którędy i jak szybko
wrócić do domu. Spokojny kłus przy powozie sprzyjałby głębszemu namysłowi, ale
tego akurat nie potrzebował. Przez ostatnie tygodnie aż nazbyt wiele czasu
zajmowały mu bezowocne roztrząsania i próby zrozumienia nowych okoliczności
własnego życia. Jednak kiedy przeszłość jawi się jako gęsta mgła, kryjąca serię
przerażających domniemanych faktów, doprawdy trudno wyciągać sensowne
wnioski.
Teraz należało działać, nie rozmyślać. Rzucił się galopem na przełaj, przez pola
uprawne i pastwiska, płosząc owce i z łatwością przeskakując nad płotami.
Ostatecznie nie miał się czego obawiać. Jupiter nie zginął. On nie wyleciał z siodła,
a doznany uraz nie był skutkiem wypadku.
Chciał wrócić do domu znacznie wcześniej, niż zapowiadał, i zaskoczyć Justine de
Bryun. Uśmiechnął się, ale bez tej głupiej, jak się okazało, zupełnie niestosownej
radości, jaka mu ostatnio towarzyszyła. Tym razem na jego ustach zagościł zimny
uśmiech satysfakcji, jaką muszą odczuwać ci, którzy przyłapali złoczyńcę na
gorącym uczynku i posłali go na szubienicę.
Zamierzał pojawić się niespodziewanie w domu i wytrząsnąć z niej prawdę. Nie
patrząc w te wielkie smutne oczy, cisnąć napoczętą koronkę w ogień, a w ślad za
nią ten głupi czepek, który prawdopodobnie miała na głowie. Kłamliwe dziwki nie
powinny nosić pensjonarskich sukien ani czepków przeznaczonych dla mężatek. To,
że miała zwyczaj zasiadać z szanowanymi damami, jakby była jedną z nich,
stanowiło afront wobec niego i całej jego rodziny.
Była kłamczuchą, i nikim więcej. W salonie na parterze, w sypialni na górze
i w każdym innym miejscu. Przed oczami stanął mu obraz słodkiej, pozornie
niewinnej twarzy Justine, jaką prezentowała podczas miłosnych igraszek. Zaraz
potem wyobraził sobie tę samą twarz uśmiechającą się do Montague a, kiedy razem
spiskowali przeciwko niemu. To piękne ciało, które dało mu tyle rozkoszy,
obdzielało nią hojnie także innego mężczyznę.
Ona była kłamczuchą, a on głupcem. Musiał się rozprawić nie tylko z nią
i Montagiem, ale również z jej siostrą. Bóg jeden wiedział, czy dziewczyna jest
w jakikolwiek sposób współodpowiedzialna. Jeśli nawet nie była, to czy powinien
zaprzątać sobie tym głowę? Owszem, istniała możliwość, że podobnie jak on, była
ofiarą. Tak czy inaczej mogła liczyć co najwyżej na bilet powrotny do szkoły,
w której rzekomo uczyła się i mieszkała.
W oddali ukazał się dom, zamiast zwolnić, Will przyspieszył. Po długim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]