[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obraz Julii.
– Jak przypuszczam, przyzwyczajona jest do późnego wstawania, tak jak całe
towarzystwo londyńskie – rzekł Milton pogardliwie.
Nigdy nie lubił Londynu. Ludzie z wyższych sfer, mieszkający w mieście lub przy-
jeżdżający tam na sezon towarzyski, byli w większości bogaci. On – nie. Ale jego py-
tanie stwarzało świetną okazję do zrobienia aluzji, jak mogli spędzić noc.
– Wcale nie – odpowiedział Richard. – Obawiam się, że to moja wina, bo nie da-
łem jej spać. Ale czy mógłbym cię prosić, żebyś unikał wobec niej tego przykrego i
199
obraźliwego tonu? Ona już się zastanawia, czy urządzić tutaj ślub po tym, jak nas
przyjąłeś.
Milton mruknął coś pod nosem. Richard wolał to zignorować, poruszając temat
neutralny.
– Kamerdyner wspomniał, że Charles powinien dzisiaj wrócić. Czy to prawda?
– Tak, rzeczywiście. Twój brat jest bardzo przewidywalny i można na nim pole-
gać. Powiedział, że wróci dzisiaj, więc wróci.
Richard gładko przełknął przytyk zawarty w tej wypowiedzi. Na nim też można
było polegać, choć przewidywalny raczej nie był. Ale Milton podziwiał te cechy, więc
Richard jako dziecko starał się je w sobie wyrobić... dopóki nie stało się oczywiste, że
w żaden sposób nie zdoła zadowolić swojego ojca. Teraz przestał z nim rozmawiać i
skoncentrował się na dokończeniu posiłku. Ale Milton nie lubił ciszy.
– Zapomniałeś wspomnieć o tej armii, którą ze sobą przywiozłeś. Dowiedziałem
się o tym od Cantela.
Richard uniósł brwi.
– A więc to do niego pojechałeś wczoraj wieczorem? Obawiałeś się, że twój słu-
ga nie wykonał rozkazów, i pojechałeś go sprawdzić osobiście?
– Sędzia nie jest moim sługą – mruknął Milton. – I sam się u mnie zameldował
już w zeszłym tygodniu... – zaczął wyjaśniać, lecz nagle przerwał i przeszywając Ri-
charda wzrokiem, zapytał: – Dlaczego usiłowałeś ukryć przede mną tak liczną eskor-
tę?
T LR
Richard się roześmiał.
– Wiesz, jesteś zadziwiający. Czy dla ciebie cokolwiek kiedykolwiek jest do
przyjęcia? Prawda jest prosta: nie chcieliśmy niepotrzebnie cię niepokoić, pokazując
się z tak liczną obstawą, dlatego zostawiliśmy ją po drodze. I nie są to moi ludzie,
tylko Geralda Millera. Czy mam ich przyprowadzić do domu? Można by ich wykorzy-
stać do prac remontowych.
– Zostaw ich tam, gdzie są – rzekł Milton z przekąsem.
Richard zaśmiał się w duchu. Czyżby ojciec naprawdę sądził, że złapał ich na
kłamstwie? Na pewno tak.
– Czy naprawdę uważasz – dodał jeszcze na wszelki wypadek – że ojciec Julii
pozwoliłby jej zbliżyć się do tego miejsca bez ochrony po tym, co zrobiłeś ze mną? To
jej eskorta. Ja tych ludzi nie potrzebuję. Ty i ja wiemy, na czym stoimy. Możesz być
diabelnie pewny, że gdybym nie chciał się z nią ożenić, nie byłoby mnie tutaj.
200
40
Zaspała! Jedno spojrzenie wystarczyło do stwierdzenia, że Richarda już nie ma.
Zostawił ją samą w pokoju. Dlaczego, do licha, nie obudził jej przed wyjściem? Wie-
dział, że dziś przyjeżdżają robotnicy, którymi będzie musiała pokierować.
Pobiegła do swojego pokoju, ale nawet nie wzywała pokojówki. Znalazła po pro-
stu sukienkę, którą mogła włożyć bez pomocy, i znów pobiegła korytarzem. Ale u
szczytu schodów zatrzymała się i głęboko odetchnęła, a nawet przez chwilę zaplatała
włosy w warkocz. Hol na dole był pusty. Robotnicy jeszcze się nie pojawili. Całkiem
podświadomie próbowała w sobie wywołać niemądry nastrój paniki, żeby nie myśleć
o minionej nocy. Ale teraz myśli te zaatakowały ją z podwójną siłą.
Nigdy więcej, pod żadnym pozorem, nie zamierzała wystawiać się na takie tortu-
ry. Richard dotrzymał słowa i nie dotknął jej więcej po tamtym pocałunku. Akurat
wtedy, kiedy chciała, żeby nie był taki honorowy, on właśnie na to się zdobył. Natu-
ralnie, sama nalegała, żeby w łóżku unikali fizycznego kontaktu, ale nie miała poję-
cia, jakie to będzie trudne i nieprzyjemne. Ale jeśli rzeczywiście on uważał, że spanie
w jednym łóżku jest absolutnie konieczne, to równie dobrze mogą to robić prawidło-
wo, a nie tylko udawać. Była całkowicie pewna, że chce się w ten sposób poświęcić
dla dobra ich intrygi.
Westchnęła w duchu i ruszyła w dół po schodach. Nie zamierzała mu tego
T LR
wszystkiego mówić. Nie tylko mógłby się obrazić z powodu jej określenia, że kochanie
się z nim to poświęcenie... no, ale jak inaczej mogła to nazwać, skoro nie powinna
powiedzieć wprost, że chce się z nim kochać?... Mogło mu się też nie podobać, że ona
przejmuje ster przedstawienia, którego on był przecież reżyserem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]