[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W domu panowała cisza jak wgrobowcu. Nigdy wcześniej mu to nie
przeszkadzało, azapewne zawsze musiało tak być.
Powinienem sprawić sobie kota, pomyślał Jules.
Gdy nalewał sobie szklaneczkę brandy, zadzwięczał dzwonek. Zamarł. Ostrożnie
odstawił pełną szklankę na stolik obok karafki, którą miłosiernie oszczędził.
Marquardt spał, podobnie jak pozostała służba. Nie miał kto otworzyć drzwi.
Dwoma długimi susami znalazł się przy oknie, odsunął zasłonę iwyjrzał.
Latarnie zostały przykręcone na noc, więc widział tylko ciemny zarys postaci
stojącej na schodach. Bez wątpienia była to kobieta. Na ulicy dostrzegł niewyrazny
kształt dużego iokazałego powozu.
Przeskakując po dwa stopnie marmurowych schodów, dopadł do drzwi iotworzył
je na oścież.
I zawirowało mu wgłowie od nagłej ulgi iniedowierzania.
Za drzwiami stała ona. Wydawała się mniejsza, ale być może przytłaczał ją tylko
płaszcz, który miała na sobie, aktóry nie należał do niej. Był za duży, podbity futerkiem,
awogromnym kołnierzu zupełnie ginęła jej szczupła szyja. Zapięła go aż po samą szyję.
Przy jej stopach stał koszyk, zktórego dobiegało miauczenie.
Wpatrywała się wniego jasnymi oczami, wktórych płonął ogień. Nawet
wciemności było widać, że jest wściekła. Iskry złości strzelały zniej na wszystkie strony.
Wyczuwał je wpowietrzu jak zbliżającą się burzę.
Odwróciła się izawołała do woznicy chłodnym tonem:
Czy możesz przynieść mój kufer?
Phoebe minęła Julesa, nawet na niego nie patrząc, nie czekając, aż zaprosi ją do
środka. Skierowała się prosto na schody, pokonując je tak szybko, jak robiła prawie
wszystko wżyciu. Ruszył za nią jak we śnie. Nie był wstanie wydobyć głosu.
Słyszał jeszcze uderzenie kufra opodłogę wholu, apotem trzaśnięcie drzwi. Niech
będą dzięki woznicy Silvertonów, że nie zapomniał ich zamknąć.
Weszła do jego sypialni, postawiła koszyk na podłodze iotworzyła wieko. Ze
środka wyskoczyła Charybda, która spostrzegła krzesło obok kominka, rozciągnęła się
przy nim izaczęła skubać jego tylną nogę.
Jules odzyskał mowę.
Phoebe& ja& Dlaczego tu przyszłaś? Cieszę się, że jesteś, kochana, ale&
Zsunęła zręki jedną rękawiczkę. Rzuciła ją na podłogę. Zciągnęła drugą izrobiła
znią to samo, po czym obie kopnęła. Piękne rękawiczki zkozlęcej skóry poleciały wdrugi
koniec pokoju.
Wysunęła stopy zpantofli. Kopnęła je na bok, ajej gołe palce zanurzyły się
wpuszystym dywanie.
Drogi Boże. Zauważył, że cała drży. Wyciągnął rękę, próbował jej dotknąć.
Phoebe, kochanie& Przecież ty cała drżysz. Przeżyłaś szok. Naleję ci brandy&
Zachowywała się tak, jakby wogóle nie słyszała jego słów.
Pragniesz mnie, Dryden. To mnie wez.
Zastygł jak sopel lodu. Był ogłuszony.
W ciszy, która zapadła, słychać było tylko trzaskanie ognia, który strzelał iskrami
na znak solidarności zemanującym zniej gniewem.
Phoebe, ja nie& zaczął łamiącym się głosem.
Oco ci chodzi? Już mnie nie pragniesz, teraz, kiedy zabawa się skończyła? Aczy
ty wogóle wiesz, co naprawdę myślisz iczego naprawdę chcesz? Czy wszystkie twoje
pragnienia giną pod kaskadą powinności? Nie waż się tego powtarzać. Słyszałam już te
absurdy. Tak, znam trudne słowa, takie jak kaskada. Iprzychodzą mi one łatwo. Ale to nie
ma znaczenia, prawda?
Kręciło mu się wgłowie. Nie wiedział, od czego zacząć.
Ja&
Nieważne, czy mnie jeszcze pragniesz. Bo miałeś rację. To ja pragnę ciebie. Tak
jak kobieta może pragnąć mężczyzny. Itej nocy będziesz mój.
Czy ty wogóle wiesz, co ty& jesteś pijana& jesteś& proszę, może
porozmawiamy otym pózniej?
Ale Phoebe odpinała już płaszcz.
Taki zciebie tchórz, Dryden? Potrafisz tylko gadać? Już nie jest zabawnie, tak?
Wiedziałeś przez cały czas. Wiedziałeś. Inie przerwałeś tego. Pozwoliłeś, żeby zrobili ze
mnie pośmiewisko. Przecież to wszystko było wtych cholernych księgach zakładów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]