logo
 Pokrewne IndeksHoward Robert E. Conan Conan i prorok ciemnościJedwabne a zbrodnie na Kresach 1939 1941 prof. Jerzy Robert NowakMiloĹĄ JesenskĂ˝ & Robert Leśniakiewicz Tajemnica księżycowej jaskiniKościuszko Robert Wojownik Trzech CzasĂłw 1 ElezarIsaac Asimov & Robert Silverberg The Ugly Little BoyForward, Robert L Rocheworld 3 Ocean Under the Ice02.Robert Ludlum Dziedzictwo ScarlattichHeinlein, Robert A Historia del Futuro IIIRoberts Nora Irlandzka wróşkaBog krzyz . sztylet
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lafemka.pev.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    pełny etat, żeby spłacić hipotekę. Wkrótce obydwoje przeklnie-
    my powrót do miasta. Luke zacznie mnie o wszystko winić.
    Wydatki na dziecko będą kolejnym powodem do stresów i na-
    wet się nie obejrzymy, jak będzie po rozwodzie! - dramatycznie
    zakończyła Maggie. - Czarno to widzę, Harry. Ale Luke nie
    chce o tym słyszeć.
    - Może się tylko martwi, jak sobie poradzisz po powrocie
    do domu.
    - Wiem, że się martwi. Myślałam, że wspólny weekend mu
    udowodni, że nie ma takiej rzeczy, z którą nie dalibyśmy sobie
    rady. Ja nawet sama wszystko ugotowałam.
    S
    R
    - Naprawdę? To wspaniale.
    - On zrobił wykaz wszystkich niezbędnych modyfikacji
    i stwierdził, że nie będziemy mogli ich przeprowadzić, ponie-
    waż nie jesteśmy właścicielami domu. Oszczędzaliśmy, żeby go
    kupić, ale teraz Luke chce wykorzystać te pieniądze na kupno
    dla mnie samochodu z ręcznym sterowaniem. Chce harować od
    dziewiątej do piątej gdzieś w jakimś okropnym biurze, potem
    wracać do jakiegoś nowoczesnego, ale obrzydliwego domku
    z szerokimi, przeszklonymi drzwiami i mnóstwem specjalnych
    poręczy na basenie.
    - On to robi dla ciebie, Maggie. Bardzo cię kocha.
    - Nieprawda. Gdyby mnie rzeczywiście kochał, wiedziałby,
    że to fatalny pomysł. Chcę wrócić do domu. Chcę, żeby nic się
    nie zmieniło.
    - Wiesz, że to niemożliwe - spokojnie tłumaczyła jej Har-
    riet. - Wiele się przecież zmieniło. Po pierwsze, uległaś wypad-
    kowi, po drugie, spodziewasz się dziecka. Połącz to razem,
    a zrozumiesz, jakie to dla was ogromne wyzwanie. - Harriet
    ponownie ją objęła. - Przecież tak bardzo się kochacie. Stwo-
    rzyliście rodzinę, o jakiej wielu ludzi może tylko marzyć. Je-
    stem przekonana, że w końcu uda się wam jakoś przez to wszy-
    stko przejść.
    - Mam nadzieję - westchnęła Maggie. - Luke jest moim
    wsparciem. Bez niego nie dałabym sobie rady.
    - Mój ojciec prowadzi szkółkę drzew - dodała Harriet. -
    Pomyślałam, że może by się tam znalazła jakaś praca dla Luke' a.
    To mogłoby wam pomóc rozwiązać wasze sprawy.
    - Nie, dziękuję - odparła Maggie. - A przynajmniej nie te-
    raz. Muszę się nad tym wszystkim trochę zastanowić.
    - Masz rację - uśmiechnęła się Harriet. - Lepiej zajmę się
    S
    R
    swoją pracą. Tonę już w papierach. Zaraz poproszę kogoś, żeby
    ci przyniósł kanapkę. Z pełnym żołądkiem zdecydowanie lepiej
    się myśli.
    Przez całe popołudnie Harriet była tak zajęta, że o wypiciu
    kawy mogła jedynie marzyć. Dopiero o czwartej znalazła trochę
    czasu, by wpaść do pokoju dla personelu. Zamierzała jednak
    zabrać kawę do swego pokoju i dalej pracować. Wsypała do
    kubka łyżeczkę kawy, dodała mleko i wrzątek i szybko zamie-
    szała. Gdy zobaczyła wchodzącego do pokoju Patricka, łyże-
    czka wysunęła jej się z ręki.
    - Harriet, cały dzień usiłuję cię złapać!
    Spojrzała na niego podejrzliwie. Zbyt blisko niej stał, by
    mogła się czuć swobodnie. Wciąż miał na sobie zielony strój
    chirurga, a przez czoło biegła czerwona pręga od dopiero co
    zrzuconego czepka. Wyglądał na znużonego i... zdeterminowa-
    nego.
    - Jestem bardzo zajęta. Czy to coś pilnego?
    - Uważam, że to ważne. - Patrzył na nią badawczo, jakby
    chciał odgadnąć, jakiej odpowiedzi może się spodziewać.
    - A więc? - zapytała chłodno. Właściwie dlaczego miałaby
    mu ułatwiać zadanie?
    - No właśnie... jak tam twoja kostka?
    Spojrzała na niego ze zdumieniem.
    - W porządku - odrzekła krótko. - Chyba jednak trudno to
    uznać za sprawę najwyższej wagi. Jeśli nie masz nic przeciwko
    temu, to... - Chwyciła kubek i odwróciła się gwałtownie.
    Zbyt gwałtownie. Kostka, obciążona całodziennym chodze-
    niem, zbuntowała się. Harriet straciła równowagę i zawartość
    kubka wylądowała na ubraniu Patricka. Ten zaklął siarczyście,
    zrywając z siebie fartuch.
    S
    R
    - O Chryste! - Harriet chwyciła ściereczkę i odkręciwszy
    kran, zanurzyła ją w zimnej wodzie. Gdy się odwróciła, Patrick
    był już rozebrany do połowy. Widziała, jak skóra na jego torsie
    gwałtownie czerwienieje. Szybko położyła zimny kompres na
    poparzoną skórę. - O Boże, tak mi przykro - powtarzała. - Ja
    nie chciałam...
    - Już dobrze, Harriet.
    Spodziewała się, że będzie wściekły, a tymczasem w jego
    oczach dostrzegła jakby zachwyt. Wyglądał, jakby nagle osiąg-
    nął to, o czym od dawna marzył! Poczuła, jak oblewa ją fala
    gorąca. Czy jednak ten żar promieniował z jego poparzonej
    skóry, czy też z dłoni, która dotykała jej ręki?
    Odsunęła się trochę i wtedy zauważyła coś, co ją wprawiło
    w osłupienie. Z boku klatki piersiowej Patricka biegła ogro-
    mnych rozmiarów blizna, która kształtem przypominała zygzak
    błyskawicy. Blizna, którą dobrze znała, którą tak często widy-
    wała w koszmarach sennych. Czuła, że cała krew odpływa jej
    z twarzy i że jest bliska omdlenia. Zachwiała się i byłaby upad-
    ła, gdyby nie podtrzymała jej silna dłoń Patricka. Po chwili,
    która wydawała się wiecznością, zmusiła się, by na niego spoj-
    rzeć.
    - Znam cię - wyszeptała. - Ale skąd?
    - Odbierałem Freddiego - odrzekł cicho. - Na plaży.
    Czuła zamęt w głowie i kiedy drzwi się otworzyły i pojawiła
    w nich Sue, odetchnęła z ulgą.
    - Wielki Boże, co tu się stało? - zawołała Sue. - Harriet!
    Jesteś blada jak ściana! Paddy, dlaczego się rozebrałeś?
    - Wypadek z filiżanką kawy - odrzekł. - Nic się nie stało.
    Harriet trochę się przestraszyła, poza tym jej kostka ma dziś
    dosyć chodzenia. Przebiorę się i odwiozę Harriet do domu.
    S
    R
    - Doskonały pomysł - zgodziła się Sue. - W przeciwnym
    razie będzie pracowała, aż padnie.
    Wciąż była blada, gdy Patrick ruszał spod szpitala.
    - Dlaczego się nie odezwałeś? - zapytała cicho. - Mój
    ojciec dawał ogłoszenia do gazet, zwracał się do ciebie na-
    wet przez telewizję. Chciał ci podziękować za uratowanie mi
    życia.
    Patrick wzruszył ramionami.
    - Wolałem pozostać w cieniu. Jednak stało się. - Spojrzał
    na nią z ukosa. - Zaczynałem nowe życie. Ten epizod z tobą
    wydał mi się doskonałą okazją, aby zamknąć za sobą przeszłość.
    Harriet zmarszczyła brwi.
    - A obrączka? Czy należy do ciebie?
    - To część mojej przeszłości - uśmiechnął się smutno. -
    Chciałem dać coś Freddiemu od siebie.
    - Mamy przecież twoją koszulę - przypomniała mu. - Prze-
    chowałam ją. Obrączkę też. To było częścią niezwykłego miste-
    rium. Ja... ja niewiele z tego pamiętam.
    - Nie jestem tym zaskoczony. - Patrick zatrzymał się na
    skrzyżowaniu i przyglądał nazwom ulic. - Czy dobrze jadę do
    przedszkola?
    - Tak. Następny blok po lewej stronie.
    Freddie był uszczęśliwiony, widząc matkę. Jego radość do-
    tyczyła również Patricka.
    - Daddy! - zawołał z zachwytem.
    Harriet westchnęła.
    - Paddy - poprawiła go ostrożnie.
    Wszyscy dorośli wymienili rozbawione uśmiechy. Harriet
    wyglądała na ogromnie zażenowaną, a na jej blade policzki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl