[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śmiechem. Zgodnie doszli do wniosku, że są równie zażarci i uparci w polemicznych bojach,
więc nie ma sensu dalej się spierać, tylko pozostać na swoim, przyjmując do wiadomości opinię
drugiej strony.
Czego brakowało panu najbardziej na obcej ziemi, kapitanie Mattison? spytała wyraznie
odprężona jaśnie pani. Rodziny? A może ukochanej?
Z pewnością najbardziej brakowało mi mojej ukochanej odparł Collin, spoglądając
wymownie na Różę, która szybko odwróciła wzrok. Oczywiście również rodziny. Tęskniłem
też do naszych angielskich świąt, a już szczególnie umiłowałem Boże Narodzenie.
Róża odchrząknęła nerwowo i wykrztusiła ż trudem:
Czy może dolać pani herbaty?
Ale lady Dilbeck w ogóle nie zwracała na nią uwagi, tylko wpatrywała się w Collina.
Boże Narodzenie? powtórzyła. Nie Wielkanoc czy też Dzień Zwiętego Jerzego, patrona
Anglii?
Och, te święta również przyznał. Ale najważniejsze było Boże Narodzenie. W wieczór
wigilijny zasiadaliśmy wokół ogniska i myśleliśmy o rodzinie, która spożywała wieczerzę w
bezpiecznym domu, w cieple i sytości. Kiedy o tym rozmawialiśmy, okrutna rzeczywistość
wojny na chwilę od nas odpływała. Gdy zbliża się zima rzekł z westchnieniem wciąż wraca
do mnie wspomnienie długich nocy spędzonych w obcych krajach, zimna ziemia, na której
spaliśmy. Nie zawsze mieliśmy namioty czy prowiant, lecz rozpalaliśmy ognisko i dzieląc się
trunkiem, spędzaliśmy nasze żołnierskie Boże Narodzenie. Róża i lady Dilbeck słuchały w
pełnym skupienia milczeniu.
Pewnego roku mówił dalej żona jednego z żołnierzy uciułała trochę produktów i zrobiła
mały pudding, którym podzieliliśmy się przy ognisku w wieczór wigilijny. Zaśmiał się na to
wspomnienie. Był zupełnie bez smaku, lecz nam wydawało się, iż nigdy nie jedliśmy czegoś
równie wspaniałego. Spojrzał na lady Dilbeck. Wyobrażam sobie, jak wspaniałe puddingi
podaje się w rodowym majątku Dilbecków.
Najbardziej wyśmienity ze wszystkich jadłam za życia lorda Dilbecka ożywiła się starsza
pani. Kiedy nastawała pora mieszania puddingu, mój mąż zbierał wokół kociołka wszystkich
domowników, a każdy dzierżył łyżkę w dłoni. Jako pierwsze zaczynały dzieci służących, a potem
wszyscy po kolei, jeden po drugim, a ostatni był mój mąż. Zachichotała. Dostojnym gestem
mieszał pudding i uroczyście oznajmiał, że nadeszły święta Bożego Narodzenia, jakby dawał je
nam wszystkim w podarunku. Był całkiem szalony na punkcie świąt. W jej głosie brzmiało
rozbawienie i czułość. Myślę, że świętowałby cały rok, gdyby miał na to siłę.
Z pani słów wynika, że był to cudowny człowiek powiedział Collin łagodnie.
O tak zapewniła lady Dilbeck. Wszyscy w majątku go uwielbiali, począwszy od
dzierżawców, przez służbę, a skończywszy na mieszkańcach wioski.
Szkoda, że nie miałem okazji go spotkać. Znam lorda Dilbecka tylko z opowieści moich
rodziców. Mój ojciec i matka zawsze wyrażali się o nim niezwykle pochlebnie, a także i o pani,
lady Dilbeck.
Uśmiechnęła siei skinęła głową, lecz po chwili spoważniała.
Powinien pan być teraz z rodziną, kapitanie Mattison, obchodząc święta, jak pan marzył
przez lata wojny. Majątek Dilbeck to nie miejsce dla pana. Od czasu kiedy zmarł mój mąż i syn,
nie obchodzimy już Bożego Narodzenia.
Collin wzruszył lekko ramionami.
Specjalnie mi to nie przeszkadza. Prawdę powiedziawszy, wolę być tu niż w domu. Jak
powiedziałem młodemu Ralfowi, Boże Narodzenie nadchodzi, czy nam się to podoba, czy też
nie. Nawet na polu walki w obcym kraju oraz tu, w majątku Dilbeck.
Myli się pan, kapitanie sprzeciwiła się jaśnie pani. Mój mąż miał rację, traktując święta
jak podarunek. Wręczał go nam z radością, a po nim tę rolę miał przejąć syn...
Wzorem Boga, który w betlejemskim żłobku tak hojnie obdarował ludzkość mruknął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]