[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dawniej, gdy boleSæ nieznana s³abe serce przygniot³a, gdy ¿¹dze niepewne ca³ym czuciem
miota³y, wtedy dusza w wyrazy rozp³ywa³a siê ze ³zami i mySli krociami, jak paj¹k, sam z sie-
bie snu³em, otoczony mamide³ siatkami, wisia³em w przestrzeni samotny, ¿a³osny, ale spo-
kojny i nie bez nadziei.
- Sam w sercu tysi¹czne rozmowy ze sob¹ powiod³em i ludno mi by³o tak w duszy, i boleSæ
tak wzmocniæ zdo³a³em, i¿ w kaskadach dobroczynnych ³ez sp³ywa³a. S³abe serce nabrzmia-
³o têsknot¹, wezbra³o, wyla³o, a ulga rozkoszna, nadzieja, wst¹pi³a do niego, uSpi³a znaro-
wione dziecko, i na ³zawych promionach wprost z oczu, z anio³em mym stró¿em do nieba siê
wznios³em!...
- Ale dziS - ach jak¿e odmiennie! Stró¿ anio³ mnie opuSci³, xród³a ³ez ju¿ wysch³y, i serce
czcze, znudzone, i dusza ociê¿a³a, a mySli to jak pleSñ przyros³y, jak szron na krzewach przy-
marz³y, ogieñ uczuæ ju¿ wygas³, roztopiæ ich nie zdo³a³.
- Nudno tylko i têskno! niechêæ i wzgarda, do wszystkiego ¿elaznymi mnie skrêpowa³y ³añ-
cuchy.
- A jednak¿e ca³¹ si³ê przywo³ywa³em i chcia³em robiæ dobrze i tylko dobrze. Ale wszystko, cze-
gom siê dotkn¹³, nie powodzi³o siê. Najszlachetniejsze zamiary wieñczy³y skutki nikczemne.
93
- Brzydz¹c siê moim z³otem, jak ofiar¹ szatana, do której przylega przekleñstwo, szuka³em
w Swiecie rzeczy, której by kupiæ nie mo¿na - i nie znalaz³em! - Przyjaxñ! Mi³oSæ! S³awa!
wszystko by³o towarem, czcz¹ nazw¹ bez wartoSci.
- Tylko jeden pokój duszy coraz by³ dalszy ode mnie; ¿adne z³oto op³aciæ go nie mo¿e.
- Gdy pod wp³ywem strasznego wroga nie znane niegdyS ¿¹dze, o których nie marzy³em,
budzi³y mnie do dzia³ania, wtedy bieg³em w Swiat, szukaj¹c coraz nowych wra¿eñ. Chcia³em
od razu wyczerpn¹æ ca³e doSwiadczenie ¿ycia i powaby wszystkiego, zaledwom siê dotkn¹³,
znika³y; znika³y razem z trudnoSci¹ dostania ich.
- I za ka¿d¹ raz¹ mySla³em tylko, gdzie siê podzia³y dawne marzenia, dawne m³odzieñcze
u³udy; czy¿ wiêc jedynie dla nieSmiertelnych, dla tych, dla których czas stoi nieruchomy, jest
stworzone szczêScie.
- Adela! O! szalona mySli! któr¹ odkupi³em za wagê z³ota, znudzi³a mnie we trzy dni! Ów
niegdyS anio³ sta³ siê zwyczajn¹ kobiet¹! PiêknoSæ jej nawet, ubóstwiana niegdyS, zda³a mi
siê wyp³owia³ym listkiem ró¿y, którego barwy domySlaæ siê trzeba; aby j¹ z oczu usun¹æ,
darowa³em na powrót mê¿owi, ten przyj¹³ j¹, jakby now¹ ma³¿onkê z nowym posagiem.
- Zgo³a, skromnoSæ obdarzona pieniêdzmi stawa³a siê chciwoSci¹, cnota zbrodni¹, niewinnoSæ
bezwstydem, a ka¿dy krok mój napiêtnowany by³ jednym bolesnym wspomnieniem zatartej
u³udy.
- I w³Ã³czê siê z tymi mySlami, które - jak przekleñstwo Kaima - pêdzaj¹ mnie po Swiecie.
B³¹ka³em siê po ca³ej ziemi, aby uciec od mego tyrana i w³asnych mySli. Jak Atlas pod ciê¿a-
rem Swiata, jêczê pod brzemieniem ka¿dej godziny.
- S³owa twoje, mistrzu, które chcia³em sobie na pociechê przypominaæ, stawa³y siê szyder-
stwem dla mego doSwiadczenia ¿ycia.
- Bo i gdzie¿ jest ta piêknoSæ, ta harmonia Swiata, o której mi tyle prawi³eS? - Chyba w mar-
twej naturze, bo ja tak d³ugo Sród ludzi ich szuka³em, a tylko spotyka³em nikczemnoSæ. Rród
ludzi, z których jeden uwa¿a drugiego albo za ³otra, albo za g³upca, a zarêczaj¹c o swej przy-
jaxni, chce ukraSæ zaufanie, aby je na sw¹ korzySæ obróciæ; bo ludzie nie szukaj¹ sposobnoSci
s³u¿enia blixnim, ale pozoru nies³u¿enia im; i wiêksza ich czêSæ dlatego jest poczciw¹, ¿e nie
ma sposobnoSci zostania wystêpn¹ - moje z³oto dawa³o im tylko tê sposobnoSæ.
- Powiesz mi mo¿e, ¿e wystêpni stanowi¹ wyj¹tek na Swiecie - wiêc spojrzyj na cnotliwych,
czym¿e oni siê ró¿ni¹ od siebie? Nie szczêSciem lub niedol¹, ale tylko ró¿nymi stopniami
nieszczêScia.
- Rozkosze ducha i serca, to z³udzenie; a zmys³owe rozkosze t³umi zgryzota i bojaxñ, a ka¿-
da, bez wyj¹tku, rozkosz powiêksza tylko niepokój.
- Po có¿ wiêc ¿yæ, kiedy to, co si³y ducha naszego podnosi, wyczerpuje i skraca ¿ycie, a to,
co t³umi ducha, to ¿ycie nasze zamienia na nudny, nieznoSnie d³ugi letarg.
- A jak w panorama lub zwodniczym fatamorgana z daleka cudowne ³udz¹ obrazy, ale biada
temu, co siê ich dotkn¹æ powa¿y - uSciSnie martwe malowid³o lub mg³ê, za dotkniêciem ka¿-
dy urok znika.
- Powiesz mi mo¿e, ¿e moje ¿¹dania s¹ niesforne? Wiêc poka¿ mi cz³owieka, który by rad ze
swego stanu zadowolonym by³ z ¿ycia. Uka¿ mi takiego, który by nie oczekiwa³ ¿ycia, a¿
dopóki siê ono nie skoñczy.
- O, mêdrcze! ¿ycie Sród tego Swiata piêknego, gdzie szpitale, domy wariatów i wiêzienia
potrzebniejsze s¹ od koScio³Ã³w! Gdzie leczenie u³omnoSci cia³a i duszy ¿ywi mnóstwo ludzi.
94
- Szaleñszy jeszcze, kto w nauce i ksiêgach szuka pokoju duszy; bezdennoSæ nauki rozpacz¹
go nape³ni, a ksiêgi pisane albo ucieczce od nudów, albo tylko na to, aby by³y pomnikami
ludzkiej niedoli.
- Bo szczêScia nie ma na Swiecie.
- Przeklêty ten, co pierwszy, jak szatan, na szyderstwo rzuci³ ludziom tê nazwê bez rzeczy,
aby szalej¹c szukali jej w pocie czo³a i udrêczeniu.
- I m³odoSæ moja niknie, si³y gasn¹, a rozpacz coraz siê powiêksza.
- Przera¿aj¹ca mySli! - Umys³, nie ujêta, niewidzialna cz¹stka bóstwa zamieszkuj¹ca nas,
dusza, zawis³e s¹ od zdrowia, od cia³a! Wiêzy gliny krêpuj¹ nieSmiertelnoSæ! - Ja teraz po-
znajê, ¿e nie Smieræ jest ci¹g³ym odradzaniem siê, lecz ¿ycie jest ci¹g³¹ Smierci¹ - jej o³owia-
ne ber³o panuje naturze.
- Mistrzu! jeSli ju¿ wróciæ mi dawn¹ niewinnoSæ nie w twoich jest si³ach, to wska¿ dalsz¹
drogê! - Wska¿, jak dostaæ siê do ostatnich szczebli potêgi, jak uwolniæ siê od w³adzy czar-
nego ducha, bo zostaæ w miejscu, które zajmujê, ju¿ jest niepodobna! - Chocia¿by najstrasz-
liwsz¹ by³a droga; ja j¹ przebêdê, bo chcê zgin¹æ! - Kto raz ujrza³ wzrok wroga, tego nic nie
ulêknie, kto po takich mêczarniach nie splami³ siê samobójstwem, ten mo¿e pójSæ dalej! -
Ju¿ dosyæ jestem przygotowany, czujê to, przeby³em lata próby; lodowe tchnienie Swiata
zmrozi³o we mnie przywi¹zanie do niego do ostatniej iskierki.
- Zimna mySli, ty teraz panuj nade mn¹! - Ty nie natchniesz szczêScia, ale i nieszczêScie ciê
nie dojdzie; ty Smiech i ³zy na szali rozwa¿ysz, ka¿de uderzenie pulsu zrachujesz. MySli! ty
jedna przewidzisz, czego serce nie Smie przeczuwaæ. Mistrzu! teraz zdolny jestem staæ siê
martwym, mySl¹cym pos¹giem, a to jest przecie m¹droSæ, któr¹S mi wskazywa³.
Kosmopolita, który dot¹d z lekkim uSmiechem litoSci, nieporuszony, s³ucha³ Sêdziwoja, na
gor¹czkowy jego zapa³ szyderczym prawie g³osem wyrzek³:
- Nêdzna ofiaro w³asnych zmys³Ã³w, pró¿ne twoje wo³ania! Musisz spe³niæ a¿ do dna kielich
gorzkiego doSwiadczenia, przekonaæ siê, dok¹d mo¿e zaprowadziæ nauka i potêga bez wiary.
- Tak¿e to s³ucha³eS moich napomnieñ; tak¿e to pierwsze skazówki zaprowadzi³y ciê w burz-
liwe sceny zmys³owego ¿ycia.
- I tym¿e to sposobem, usi³uj¹c zdobyæ koronê nauki, mia³eS nadziejê usun¹æ na zawsze sprzed
oczu swoich przera¿aj¹cego ducha? - Przewrotne i fa³szywe zdania, któreS teraz objawi³, maj¹¿
byæ mniemaniem mêdrca chc¹cego siê wznieSæ do s³uchania i rozumienia muzyki sfer niebieskich?
- Ju¿ teraz wróg rodu tak nad tob¹ rozpostar³ panowanie, i¿ w³adza jego przewy¿sza moj¹. W tej
chwili widzê jego ogniste xrenice utkwione w tobie, jego Smiertelny ca³un nad tob¹ zwieszony.
- PiêknoSæ i dobroæ ³¹cz¹ siê wszêdzie w naturze i tworz¹ prawdê - a tylko prawda jest na-
tur¹, nie fa³sze, które g³osi³eS. Bez tej harmonii nic nie istnieje i istnieæ nie mo¿e; a czy¿ nie
wiesz, ¿e piêknoSæ duszy jest wiara? Wiara, która jest tym dla serca, czym idea³ piêknoSci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]