[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stawiam kolację.
Jutro nie dam rady skłamałam.
Spojrzał na mnie czujnie i badawczo, nie wiedząc, czy mówię poważnie.
Oczywiście nie miałam żadnych planów na jutro i naturalnie aż paliłam się
do spotkania z nim, ale z czystej przekory, by czasem nie poczuł się zbyt
pewnie, odmówiłam. Wiem co prawda, że takie zagrania nie mają
większego sensu i tak naprawdę sama sobie zrobiłam na złość.
Pojutrze? nie dał za wygraną.
Sama nie wiem. Udałam obojętność, ale zaraz dodałam
z uśmiechem: Dobrze, ale pod warunkiem podwójnej porcji ciasta do kawy.
Sam nie wiem powtórzył za mną ale niech stracę dokończył
z szerokim uśmiechem.
Znów było jak przedtem. Jak na Słowacji. Ale tylko przez chwilę.
Panie komisarzu. Głos jednego z policjantów brutalnie przywrócił nas
do rzeczywistości.
Idę. Niechętnie podniósł się z miejsca.
Zanim odszedł, rzucił mi jeszcze wymowne spojrzenie. Zabójcze
spojrzenie.
*
Do póznego wieczoru mój dom, niektóre sprzęty i urządzenia zostały
sprawdzone i prześwietlone z największą starannością. Pracowało nad tym
wszystkim kilka osób na czele z Marcelem. Kiedy wyszli, niestety wraz
z nim, potwornie zmęczona posprzątałam powierzchownie swój pokój,
wzięłam prysznic, zjadłam paczkę krakersów, jabłko, sprawdziłam jeszcze
raz cały dom i padłam na łóżko. Nie miałam siły, by nawet przez chwilę
pomyśleć. Zasnęłam od razu.
Obudził mnie nagle dzwięk mojej komórki. Przetarłam oczy, zaświeciłam
lampkę nocną i dopiero wtedy spojrzałam na rozświetlony ekran.
To ja miałam do ciebie zadzwonić powiedziałam zaspanym głosem,
choć dreszcz radości, że dzwoni, natychmiast mnie rozbudził i orzezwił.
Usłyszałam, jak się śmieje. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w jego
czyste, piękne brzmienie.
Obudziłem cię bardziej stwierdził, niż zapytał.
Nie pierwszy raz. Właściwie już się przyzwyczaiłam.
Do mnie? powiedział niewinnie.
Do tego, że wyrywasz mnie z objęć snu.
Mam być zazdrosny?
Zelektryzowało mnie jego pytanie. Uśmiechnęłam się pod nosem.
Przejdzmy do następnego punktu. Dzwonisz w jakiejś konkretnej
sprawie? wykręciłam się od odpowiedzi.
Musiałem sprawdzić, czy wszystko jest w porządku odrzekł z troską
w głosie.
Wszystko jest w porządku wyrecytowałam, czując nagły przypływ
czułości.
W takim razie dobranoc, Nadia, śpij dobrze i& zrobił celowo przerwę
żadnych objęć z nikim znów przerwa poza mną.
Zrobiło mi się gorąco.
Dobranoc odpowiedziałam nieco drżącym głosem i zaraz dodałam
jeszcze: Tylko nie dzwoń przed szóstą.
Roześmiał się.
Okej, zadzwonię pięć po. Kolorowych snów.
Rozłączyłam się, lecz nie odłożyłam telefonu. Trzymałam go w dłoni,
jakby był najcenniejszym skarbem, ale tylko i wyłącznie przez to, że dzięki
niemu mogłam go usłyszeć. %7łe stanowił narzędzie przekazu pomiędzy nami.
Wpatrywałam się w ekran, gdzie przed chwilą wyświetlało się jego imię.
Znów poczułam to ciepło, które nie tylko rozgrzewało, ale dodawało otuchy
i nadziei, napawało optymizmem. Mimo budzącej niepokój, lęk i złość
sytuacji, w której się znalazłam, poczułam naraz przypływ szczęścia. Tak,
miałam szczęście, choćby nie wiem, co za chwilę miało się stać. To, że go
spotkałam, te uczucia i emocje były ponad wszystkim, wykraczały poza
wszystko, przyćmiewały nawet zło i strach. Tak, miałam szczęście, że
spotkało mnie to, co nie przytrafia się każdemu.
Pełna spokoju, z komórką w ręce przyłożyłam głowę do poduszki. To
szczęście unicestwiło w tej chwili lęk i złość, tak jak dobro zwycięża zło. Nie
tylko w bajkach.
*
Cały następny dzień na przemian rozmyślałam o tym, co się stało,
i przeciwnie, starałam się o tym nie myśleć. Przy wtórze piosenek z radia,
które puściłam niemal na cały regulator, uporządkowałam idealnie nie tylko
swój pokój, ale cały dom. Jednak jedna myśl ciągle nie dawała mi spokoju,
powracała i pukała nieustannie do mojej głowy. Czego ten ktoś u mnie
szukał? Co takiego mogłam posiadać? Jakim cudem jestem w ogóle uwikłana
w tę absurdalną sytuację? A może w tym wszystkim jest jakiś głęboko ukryty
sens? Ale jaki?
Oczywiście rozważałam różne możliwości, łącznie z przypadkiem
i zbiegiem okoliczności. Klient biura podróży lub konkurencja nie wchodziły
raczej w grę. Jakiś dewiant, cichy, ale pokręcony wielbiciel, stuknięty
adorator bez przesady. Skomplikowana intryga, zawiły spisek też były
raczej wykluczone. Byłam więc bezsilna, nie przychodziło mi do głowy żadne
racjonalne wytłumaczenie. I to doprowadzało mnie do wściekłości.
*
W końcu około południa ubrałam się i wyszłam z domu. Postanowiłam iść na
piechotę do biura, z nadzieją, że może świeże powietrze podsunie mi jakąś
nową myśl, podpowie rozwiązanie tej cholernej zagadki. Szłam wolnym
krokiem, nie czując zimna, które jednak uparcie dobijało się do mojej grubej,
puchowej kurtki, chcąc przeniknąć do środka. Zachmurzenie nie było duże,
a przez niewielkie, rzadkie chmury prześwitywało niczym przez tiul słońce.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]