[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wysłanych, żeby detonowali sobą miny przeciwpiechotne, wbiegali pod czołgi i w zaporę
ogniową, a dwa, bo myślał, że zwyciężają, te dzieci, zadając nam klęskę swoim
umieraniem.
Hammad słuchał w milczeniu, czując do niego wdzięczność. Tamten należał do tych, co
nie są jeszcze starzy wiekiem, ale noszą w sobie coś cięższego niż brzemię trudnych lat.
Te wrzaski chłopców, ich piskliwe wołania. Mężczyzna powiedział, że to właśnie
słyszał na tle odgłosów bitwy. Chłopcy wydawali okrzyk historii, legendy o dawnej klęsce
Shi a i lojalności żywych wobec tych, którzy polegli i zostali pokonani. Ten okrzyk ciągle
jest przy mnie, powiedział. Nie tak jak coś, co wydarzyło się wczoraj, ale jak coś, co
dzieje się bez przerwy, dzieje się przez tysiąc lat, zawsze rozbrzmiewa w powietrzu.
Hammad stał i kiwał głową. Poczuł chłód w kościach, dokuczliwość mokrych wiatrów i
północnych nocy. Przez chwilę stali w milczeniu, czekając, aż deszcz ustanie, a on wciąż
myślał, że pojawi się inna kobieta na rowerze, ktoś dla oka, mokre włosy, pedałujące nogi.
Wszyscy zapuszczali brody. Jeden z nich nawet powiedział własnemu ojcu, żeby zapuścił
brodę. Do mieszkania przy Marienstrasse przychodzili mężczyzni, jedni z wizytą, inni, żeby
zamieszkać, wchodzili i wychodzili przez cały czas i zapuszczali brody.
Hammad jadł i słuchał, siedząc w kucki. Rozmowa iskrzyła ogniem i światłem, emocje
były zarazliwe. Przebywali w tym kraju, żeby zdobyć wykształcenie politechniczne, ale w
tych pomieszczeniach mówili tylko o walce. Tutaj wszystko było wypaczone, dwulicowe,
Zachód przegniły na ciele i umyśle, zdeterminowany, by zetrzeć islam na okruchy dla
ptaków.
Studiowali architekturę i inżynierię. Studiowali planowanie przestrzenne, a jeden z nich
obwiniał %7łydów o wady konstrukcyjne. %7łydzi budują za cienkie ściany, za wąskie
przejścia. %7łydzi zamontowali w tym mieszkaniu sedes za blisko podłogi, w efekcie czego
strumień cieczy opuszczający ciało mężczyzny spada z tak wysoka, że rozlega się donośny
plusk, który słyszą ludzie siedzący w sąsiednim pokoju. Przez cienkie żydowskie ściany.
Hammad nie wiedział, czy to jest śmieszne, prawdziwe czy głupie. Słuchał wszystkiego,
co mówili, chłonął. Był masywny, niezgrabny i przez całe życie myślał, że w jego ciele
zamknięta jest jakaś nienazwana energia, zbyt natężona, by ją wypuścić.
Nie wiedział, który z nich kazał swemu ojcu zapuścić brodę. Powiedz ojcu, żeby
zapuścił brodę. Zwykle się tego nie zaleca.
Mężczyzna, który kierował rozmowami, nazywał się Amir, człowiek zacięty, niewysoki,
chudy, żylasty, i zwracał się do Hammada, mówiąc prosto w twarz. On geniusz, mówili
pozostali, i powiedział im, że człowiek może zostać na zawsze w pokoju, układając plany,
jedząc i śpiąc, nawet modląc się, nawet spiskując, ale w pewnym momencie musi wyjść.
Jeśli nawet pomieszczenie jest miejscem modlitwy, nie może w nim pozostać przez całe
życie. Zwiat poza miejscem modlitwy to tak samo islam jak sury w Koranie. Islam to walka
z wrogiem, wrogiem bliskim i dalekim, najpierw %7łydzi, za te wszystkie
niesprawiedliwości i krzywdy, a potem Amerykanie.
Potrzebowali przestrzeni dla siebie, w meczecie, w przenośnym pokoiku do modlitwy na
uniwersytecie, tutaj, w mieszkaniu przy Marienstrasse.
Przed drzwiami stało kilka par butów. Hammad wszedł, a oni rozmawiali i dyskutowali.
Jeden z nich walczył w Bośni, inny wystrzegał się kontaktu z psami i kobietami.
Oglądali na wideo dżihad w innych krajach i Hammad powiedział im o młodocianych
żołnierzach biegnących w mule, o minoskoczkach niosących na szyjach klucze do raju.
Uciszyli go spojrzeniami i potokiem słów. To się działo dawno temu, odparli, a tamci to
byli tylko chłopcy, nie warto marnować czasu, żeby pożałować choćby jednego.
Kiedyś póznym wieczorem musiał przejść ponad bratem, postacią skuloną w modlitwie,
idąc do toalety, żeby się brandzlować.
Zwiat najpierw zmienia się w umyśle człowieka, który chce go zmienić. Nadchodzi czas,
nasza prawda, nasz wstyd, i każdy z nas staje się drugim, a drugi trzecim, i jesteśmy
jednością.
Amir mówił mu prosto w twarz. Jego pełne nazwisko brzmiało Mohamed Mohamed el-
Amir el-Sajed Atta.
Było poczucie utraconej ciągłości dziejów. Zbyt długo przebywali w izolacji. O tym
właśnie rozmawiali, o przytłoczeniu przez inne kultury, inną przyszłość, wszechogarniającą
wolę rynków kapitałowych i polityki zagranicznej.
To mówił Amir, jego umysł w wyższych sferach niebieskich, nadając sens rzeczom,
wiążąc rzeczy w całość.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]