[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ich wzajemne pożądanie - Anton spostrzegł, z jaką wrogością spojrzała na
Cristinę.
43
RS
Jeśli moja superkompetentna sekretarka nie zacznie się zachowywać
jak należy, będzie trzeba ją zwolnić, pomyślał. Zapomniał o Kinselli, gdy
tylko zamknęły się za nią drzwi.
Zostali sami.
Zapadło milczenie.
Czy serce biło jej równie szybko jak jemu? Czy stała tak
nieruchomo, bo podobnie jak on bała się, że jeśli drgnie, jej namiętność
wybuchnie nieposkromionym płomieniem?
I te oczy...
Szeroko rozstawione, ciemne, migdałowe oczy spoglądały na niego,
jak gdyby pragnęła go przekląć, lecz zarazem musiała się powstrzymywać,
by go nie pożreć żywcem.
Tak samo patrzyła, kiedy się poznali. W jednej chwili zmienił się w
smarkacza niezdolnego opanować pożądania. To, że potrafiła zrobić to
samo ubrana tak jak teraz, powinno go dziwić. Ponieważ jednak całą noc
spędził na marzeniach o niej, zdążył się pogodzić ze świadomością, że ta
kobieta wciąż działała na niego tak, jak żadna inna.
Naraz oderwała od niego wzrok i podeszła do okna. Nie rozciągał się
z niego widok tak imponujący jak z okien jego prywatnego apartamentu.
Nie panowała tu też atmosfera sprzyjająca miłości. Co innego w jego
sypialni...
Skrzywił się, decydując, że nie będzie o tym myślał - na razie.
- Mogłabyś przynajmniej powiedzieć: dzień dobry, Luis - odezwał
się sucho.
- Jesteś Anton, nie Luis - odparła. Skrzywił się znowu. Wiedział
doskonale, kim jest w tej chwili.
44
RS
- Zapewne chcesz wobec tego, żebym cię nazywał senhorą Odroniz?
Odwróciła się do niego.
- Nazywam się Marques. Nigdy nie używałam nazwiska Ordoniz,
więc byłabym wdzięczna, gdybyś poinformował o tym tę... Kinsellę Lane,
by nie popełniała więcej tego błędu.
Uniósł brew zaciekawiony.
- Już jesteś o nią zazdrosna?
Błysnęła oczami, lecz nic nie powiedziała. Pamiętała równie dobrze
jak on, jak zaborcza potrafiła być kiedyś.
- Jest twoją przyjaciółką, nie próbuj zaprzeczać. Widziałam, jak na
ciebie patrzy. Słyszałam to w jej głosie, kiedy do ciebie mówiła.
- Przyjaciółką? - powtórzył. - Cóż za staroświeckie określenie.
- Więc kochanką. - Cristinie nie robiło to różnicy.
- Kochanka jest utrzymywana przez swojego sponsora. Kinsella ma
dobrą pracę i nie jest od nikogo zależna... w przeciwieństwie do niektórych
kobiet.
Mówił o niej. Cristina zesztywniała.
- Nigdy nie byłam twoją kochanką.
- Dałem ci dach nad głową, ubierałem cię, karmiłem i chodziłem z
tobą do łóżka: to samo robi się z kochanką. - Wzruszył ramionami.
- Przyjaciółka brzmi lepiej; ona krąży wokół ciebie jak głupia ćma.
- Ale jest piękna i chętna, meu querida.
- Uśmiechnął się ironicznie. - I niczego nie chce w zamian. Jak
mógłbym się jej oprzeć?
- W takim razie miłej zabawy. - Cristina znowu odwróciła się do
okna.
45
RS
- Posada czeka na ciebie, jeśli chcesz.
- Nie, dziękuję. - Pokręciła głową.
- W takim razie nasze interesy są skończone. Udając, że wyraz szoku
na jej twarzy nie robi na nim wrażenia, wyprostował się na całą wysokość
i nagle spoważniał.
- Wiesz, czemu tu jesteś, Cristino - powiedział posępnie. - Jeśli
sądzisz, że możesz ze mną negocjować, poważnie się mylisz.
- Nie będę dzielić twojego łóżka z inną kobietą! - rzuciła gniewnie.
- Będziesz robić, co każę! - odparował. Nareszcie poczuł to, co
powinien czuć: pogardę do niej, zimny gniew.
Cristina odetchnęła głęboko.
- Nie rozumiem, czemu mnie chcesz, skoro czujesz do mnie taką
nienawiść - powiedziała po chwili.
- Dziwne, prawda? - Skrzywił się. - Sam się zastanawiałem.
Nienawidzę cię, lecz mimo to potrafisz mnie rozpalić szybciej niż każda
inna kobieta, jaką znam. I to, querida, twój jedyny argument przetargowy -
ostrzegł. - Więc używaj go w rozsądny sposób. A teraz chodz tu i siadaj.
Wskazał jeden z czarnych skórzanych foteli przy stole i spokojnie
sięgnął po słuchawkę.
- Podaj nam kawę, Kinsello - polecił. - Brazylijską i niech będzie
mocna...
Kiedy odwrócił się do Cristiny, stała nadal na miejscu. Jego oczy
pociemniały. Z zaciętą twarzą ruszył w jej stronę. Znała ten wyraz twarzy -
poznała go ubiegłego wieczoru. Powietrze zaiskrzyło. Nabrała gwałtownie
powietrza, cofnęła się o krok, lecz napotkała ścianę. Wyciągnęła ręce
przed siebie.
46
RS
- Anton...
- Luis - poprawił, przyciągając ją do siebie. Przez chwilę stali
sztywno, patrząc sobie w oczy,potem mężczyzna nachylił się i pocałował
ją w usta.
Nie był to łagodny pocałunek, a mimo to kiedy podniósł głowę,
Cristina drżała na całym ciele.
- Mamy wybór - oznajmił chłodno. - Możemy się zachowywać jak
cywilizowani ludzie, usiąść i porozmawiać o interesach. Albo przejść
przez tamte drzwi - wskazał gestem - do mojego prywatnego apartamentu i
skończyć najpierw tę sprawę. Wybieraj.
Mam wybierać? - zdziwiła się Cristina w oszołomieniu. Przesunęła
językiem po wargach i wpatrując się w węzeł jego krawata, próbowała
zebrać myśli na tyle, by odpowiedzieć.
Mężczyzna wciąż trzymał ją za ramiona; jej dłonie wciąż były
wsparte o jego pierś. Czuła, jak serce bije mu szybko. I czuła wielką
pokusę. Przeraziło ją, jak bardzo by chciała zapomnieć o interesach.
- Trudny wybór? - ponaglił, kiedy milczała. - Może pomóc?
Zanim zdążyła odpowiedzieć, nachylił się znowu i musnął wargami
jej wargi. Instynktownie przywarła do nich mocniej, lecz one już umknęły,
przesunęły się po jej policzku i sięgnęły ucha. Westchnęła i przysunęła się
bliżej do niego.
Roześmiał się cicho; dosłyszała pogardę w jego głosie, kiedy
podniósł głowę i mruknął:
- Interesy należy zawsze stawiać przed przyjemnością, querida. Wie
o tym każda ulicznica.
47
RS
Wyrwała się z jego objęć. Upokorzona, na drżących nogach podeszła
do fotela i usiadła. Piekły ją oczy, serce bolało; w głębi duszy wiła się z
pogardy dla samej siebie.
Miał rację. Nie była niczym lepszym od ulicznicy. Przyszła tutaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]