logo
 Pokrewne IndeksDragonlance Dark Disciple 03 Amber and Blood # Margaret Weis181. Margaret Mayo Lato w HiszpaniiMayo Margaret Kocham AdamaDickson Helen Rycerz i pannaArva gerlicem Hedwig Courths MahlerCrusie Jennifer KśÂ‚am mi, kśÂ‚amOuttakes (Hollywood) Armstrong, TibbyComte, Auguste The Positive Philosophy Vol IISUTRA SURANGAMADrapella Hubert A gdy mnie trafi kula jaka
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    nie mówisz mi wszystkiego. Może zakochałaś się w tym McQuillanie? -
    spytał nieco podejrzliwie.
    Carrie patrzyła na ojca bez słowa. Oczywiście, że się nie zakochałam,
    pomyślała. To niemożliwe. Nie chcę się w nim zakochać. Może to tylko
    zauroczenie? Wczoraj byłam gotowa go pocałować. I co w tym złego? To
    szalenie przystojny mężczyzna.
    -Carrie? Czemu nie odpowiadasz?
    - Przepraszam, tato. Wiem, że mnie kochasz i chcesz dla mnie jak najlepiej
    - przyznała. - Ale nie rozumiesz, że zmieniłam się od czasu wypadku. Może
    to zabrzmi patetycznie, ale cały mój świat runął. Muszę uciec i na jakiś czas
    zerwać z muzyką.
    S
    R
    - Tyle wydaliśmy na twoje lekcje - wymamrotał wzburzony Jeff Russel. -
    Jesteś moją córeczką! Nie pozwolę na to!
    -Mam dwadzieścia dwa lata, tatku - przypomniała mu i splotła ręce, by
    powstrzymać ich drżenie. - Jestem już dorosła i muszę zacząć żyć na własny
    rachunek.
    70 MARGARET WAY
    -Bez pieniędzy? - spytał gniewnie. - Zawsze lekko je traktowałaś, bo nigdy
    ich nam nie brakowało.
    - Jestem twoją dłużniczką za wszystko, co dla mnie zrobiłeś, ale musisz
    dać mi większą swobodę. Zaoferowano mi świetną posadę z wysoką pensją.
    Poza tym wciąż mam pieniądze po babci - powiedziała cicho.
    - Nic z tego nie rozumiem. Jesteś światłem mojego życia, Carrie. Moją
    pierworodną. Największym darem twojej matki dla mnie. Nie wiem, czy
    potrafiłbym znieść twoje odejście.
    - Masz jeszcze drugą córkę, tato. Ona też cię kocha - przypomniała ze
    smutkiem dziewczyna. - Jest również Glenda.
    - Wiem i kocham je obie! - zawołał i odwrócił zagniewaną twarz. - Ale
    ciebie darzę najgłębszym uczuciem, Carrie,
    - I to właśnie stanowi problem, tatku - wyjaśniła cicho.
    - Czyżbyś chciała wyjechać z powodu twojej siostry? - zagrzmiał. -
    Nawet ślepiec zauważyłby, że jest o ciebie zazdrosna!
    - Mel nie ma tu nic do rzeczy - zaprzeczyła natychmiast. - To moja
    własna decyzja. Pan McQuiłian skontaktuje się dzisiaj z tobą, by wszystko
    omówić.
    S
    R
    - Doprawdy? To nawet dobrze się składa. Chętnie zamienię z nim parę
    słów. Jestem bardzo ciekaw, dlaczego wybrał akurat ciebie. Mógł przecież
    pójść do agencji. Glenda powiedziała mi, że to rozwodnik.
    - Ależ tato, to się zdarza. Często nawet nie ma w tym niczyjej winy.
    - I ma dziecko?
    RYCERZ Z MARAMBY 71
    - Oczywiście. Właśnie ja mam się opiekować Reginą.
    - To śmieszne! - wykrzyknął wzburzony. - Od razu widać, że James
    maczał w tym palce. Niby taki uprzejmy, ale nigdy mnie nie znosił! Ten
    McQuiłlan pewnie się w tobie zadurzył. Jesteś piękną młodą kobietą,
    obdarzoną wielkim talentem. Prawdopodobnie chce cię zatrudnić jako
    guwernantkę, żeby mieć cię bliżej siebie. Nic z tego! - wybuchnął i wstał tak
    gwałtownie, że aż przewrócił krzesło.
    -Tato, zle oceniłeś sytuację - powiedziała spokojnie Carrie, wstając. - Pan
    McQuillan wyświadcza mi przysługę. To ja nalegałam, by mnie przyjął. Sam
    mi powiedział, że szuka kogoś zupełnie innego niż ja - dodała tonem, jakim
    nikt inny nie ośmieliłby się zwracać do Jeffa Russela. - Muszę oderwać się na
    jakiś czas od zwykłych zajęć. Potrzebuję nowego otoczenia, by uporać się ze
    swymi problemami. Zrozum, proszę. Przecież mnie kochasz... - wyszeptała
    ze łzami w oczach.
    - To depresja - wymruczał pod nosem. - Nic się nie martw, ja się
    wszystkim zajmę. Przeszedłem piekło, gdy zmarła twoja matka - teraz mówił
    łagodnie. - Porozmawiam z tym McQuillanem. Wiesz, że potrafię oceniać
    ludzi. Glenda co nieco mi o nim opowiedziała. Pionierskie korzenie i rozległe
    posiadłości. Ale to jeszcze nie znaczy, że jest człowiekiem, z którym może
    S
    R
    się zadawać moja córka. Zostaw to mnie, kochanie - dodał i poklepał dziew-
    czynę po ramieniu.
    - Jak poszło? - niecierpliwie spytała Glenda, gdy Jeff wyszedł już do
    pracy.
    - Moja kawa całkiem wystygła - odparła zamyślona Carrie. - Przyniosę
    72 MARGARET WAY
    świeżą. Ty też chcesz? - spytała macochę.
    - Ja chcę wiedzieć, co powiedział ci ojciec - nalegała.
    - Uspokój się - zaczęła z przekąsem dziewczyna. - Nie chce mnie puścić.
    Ale ja już podjęłam decyzję. Przyjmuję tę pracę.
    - Jaką pracę? - ironicznie spytała Glenda, choć odetchnęła z ulgą. - Chyba
    uważasz mnie za głupią, ale ja mam oczy. Lecisz na niego, prawda? - zapytała
    z okrutną szczerością.
    - Jeśli naprawdę tak uważasz, to rzeczywiście musisz być głupia -
    spokojnie odparła Carrie.
    - No, nareszcie przestałaś udawać złote dziecko! - syknęła kobieta i
    przybliżyła się do pasierbicy. - Robiłam co w mojej mocy, żeby cię
    wychować, ale ty zabrałaś całą miłość mojego męża. Pozbawiłaś mnie i
    Melissę jego uwagi!
    - Och, daj spokój, Glendo. Obie wiemy, że to nieprawda - zimno
    stwierdziła Carrie i postąpiła w stronę macochy, tak że tamta musiała się
    cofnąć. - Ojciec sam zadecydował, kogo obdarzy uczuciem. Ty od
    pierwszego dnia w tym domu uznałaś mnie za przeszkodę. Nie potrafiłaś
    polubić maleńkiego dziecka. Mogłam cię pokochać, ale nie zamierzałaś mi na
    to pozwolić - powiedziała. - Zostanę tu jeszcze kilka dni. Lepiej trzymaj, się
    S
    R
    ode mnie z daleka, bo wreszcie powiem ojcu, jak zachowywałaś się przez te
    wszystkie lata! I wiesz co? Ojciec mi uwierzy!
    Glenda cofnęła się, wykrzywiając twarz ze złości. Nie ośmieliła się już nic
    powiedzieć, dobrze wiedziała, że Carrie ma rację.
    Jeff Russel odwiózł córkę na lotnisko. Carrie nie miała pojęcia, co myślał,
    RYCERZ Z MARAMBY 73
    ale uspokoił się po rozmowie z McQuillanem. Wrócił z pracy i
    nieoczekiwanie oznajmił, że zmiana otoczenia będzie rzeczywiście
    najlepszym lekarstwem dla niej.
    Teraz poklepał ją po plecach i zapewnił, że dom i kochająca rodzina
    zawsze na nią czekają z otwartymi ramionami.
    Carrie podziękowała mu z uśmiechem. Wiedziała, że choć ojciec
    doskonale prowadził interesy, nie orientował się w stosunkach panujących w
    jego własnym domu.
    Podróż samolotem przeniosła ją aż za zwrotnik Koziorożca. Przelatywali
    nad rozległymi zielonymi pastwiskami, plantacjami bananów, uprawami
    mango i wszelkich innych egzotycznych owoców. Zanim wylądowała
    półtora tysiąca kilometrów od domu, udało jej się dostrzec z okien samolotu
    wspaniałą rafę koralową rozciągającą się wzdłuż wybrzeża. Już kiedyś miała
    okazję podziwiać podwodne skały, kolorowe rybki i bogactwo morskich
    stworzonek w czasie jednej z licznych rodzinnych wycieczek, gdy nurkowała
    z maską przy brzegu.
    Spoglądała przez cienką warstewkę chmur na zbliżającą się ziemię i
    cieszyła się, że w ogóle może tu być. Ustalili, że Royce poleci pierwszy, a ona
    dołączy do niego za kilka dni, gdy tylko przygotuje się do wyjazdu. Wysłała
    S
    R
    faks z godzinami startu i przylotu i ruszyła w tę samotną podróż. Była pewna,
    że na lotnisku będzie czekał Royce albo któryś z jego ludzi.
    Lot minął spokojnie. Wylądowali w jasnym słońcu i gdy Carrie wysiadła z
    samolotu, zauważyła, że jest tu bardziej gorąco niż w jej rodzinnym mieście.
    Cieszyła się, że ma na sobie białą bawełnianą bluzeczkę i krótką spódnicę.
    74 MARGARET WAY
    Pamiętała także o słomkowym kapeluszu z szerokim rondem. Podniecona
    przygodą rozglądała się ciekawie. Wszędzie, na płotkach i pergolach, pięły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl