[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gwardyi..."
To, że niektórzy oficerowie pułku, pomimo proponowanych
awansów, nie chcieli się przenosić do nowej formacji, wynikało
głównie z osobistej niechęci do generała Konopki. Nieustra-
szony pogromca Anglików i Hiszpanów, z takim entuzjazmem
witany przez szwoleżerów w Chantiiiy, nie potrafił pózniej
zaskarbić sobie ich sympatii. Jego chełpliwość, lekkomyślność
i niemilitarne aż do oburzenia prowadzenie w marszu"
zraziły do niego wielu kolegów i podwładnych.
Ale nie wszyscy odnosili się niechętnie do sławnego party-
zanta i nie wszyscy odrzucali jego oferty. Z papierów krośnie-
wickich wynika, że Kozietulski w Wilnie zgodził się przejść
do szwoleżerów litewskich. Korespondował na temat przenie-
sienia z Konopka i kilkakrotnie nawiązywał do tej sprawy
w listach do rodziny. Ostatecznie jednak, z jakichś bliżej nie
znanych przyczyn, przydziału służbowego nie zmienił. I nie
miał czego żałować.
Dzieje złotych" szwoleżerów-lansjerów gwardii były krótkie
i tragiczne. Ponieważ w Wilnie nie było odpowiednich warun-
ków materialnych, formację nowego pułku przeniesiono do
Warszawy. Konopka udał się tam, wiodąc z sobą poczet
kadrowy ze starej gwardii oraz ochotników najpiękniejszej
82
młodzieży litewskiej", przeważnie patriotycznych akademików
wileńskich. W stolicy w niedługim czasie wystawiono i wyekwi-
powano dwa szwadrony etatowe w sile mniej więcej 360 koni.
Przed wymarszem na front Konopka zapragnął pochwalić się
swoim pięknym wojskiem przed warszawiakami. Pierwszy wy-
stęp publiczny litewskich gwardzistów zachował się na długo
w pamięci ludności stołecznej; opisuje go w pamiętnikach
Kajetan Kozmian:
...Mając śpieszyć do armii, chciał (Konopka) przegląd
swych szeregów zrobić i manewry z nimi na dziedzińcu Saskim
wykonać. Mnóstwo Ludu zgromadziło się na plac i na ulice.
Manewry nie szły pomyślnie, bo konie były niesforne, a jezdzcy
aiewłożeni; jakoż gdy zakomenderował: marsz, marsz! konie
na pół dzikie wzięły na kieł, wierzgać i unosić jezdzców zaczęły,
kilkunastu z koni zleciało przecież bez szwanku, lecz ci, co do-
siedzieli, stracili przytomność, proporce ich wymierzyły się jak
do ataku i tak noszeni po ulicach niejednego ranili. Wrzawa,
zamieszanie, ucieczka ludu, przecież i tu mało było szkodliwych
szwanków, więcej przestrachu".
Po tej pechowej inauguracji wyruszył Konopka z zawiązkiem
pułku do swego rodzinnego Słonimia, gdzie mieścił się zakład
pułkowy, i zabrał się do formowania następnych szwadronów.
Tam 19 pazdziernika, wczesnym rankiem podobno wsku-
tek własnej lekkomyślności, pozwolił się zaskoczyć carskim
huzarom i kozakom. Młodzież litewska pod naczelnictwem
swego jenerała pisze Załuski walczyła mężnie, uderzając
po kilkakrotnie na nierównie przeważające siły nieprzyjaciela;
lecz gdy nadciągnął cały korpus jenerała rosyjskiego Czaplica
(Polaka w służbie carskiej), wynoszący 7 tysięcy ludzi, otoczył
tę szczupłą ilość walecznej młodzieży i po większej części
zabrał ją do niewoli, a między innymi i jenerała Konopkę
mocno rannego..." Jednemu tylko szwadronowi szwoleżerów
litewskich udało się przeprawić przez Szczarę i uniknąć niewoli.
W ostatniej fazie kampanii 1812 roku wcielono go do pułku
Krasińskiego.
83
W czasie gdy w Wilnie rozgrywały się wyżej opisane wypadki,
korpusy francuskie posuwały się w głąb kraju, nie mogąc na-
wiązać styczności bojowej z wycofującymi się wojskami rosyj-
skimi. Z przekazów historycznych wynika, ze Napoleon liczył
na równie szybkie rozstrzygnięcie wojny jak w kampaniach
poprzednich. Tymczasem działania wojenne na Litwie i Biało-
rusi nie doprowadziły do żadnych stanowczych rozstrzygnięć.
Obie armie carskie: pierwsza generała Michała Barciaya de
Tolly i druga generała księcia Piotra Bagrationa, choć paro-
krotnie zagrożone odcięciem i otoczeniem, zdołały się wycofać
bez walnych bitew, a pózniej połączyć się z sobą w rejonie Smo-
leńska. Straty bojowe Francuzów były niewielkie, ale szeregi ich
topniały wskutek głodu, chorób i maruderstwa. W szczegól-
nie ciężkiej sytuacji znajdował się korpus polski Poniatowskie-
go, złożony przeważnie z młodych niedoświadczonych żołnie-
rzy, od dłuższego czasu niedożywionych i wyniszczonych pracą
przy budowie fortyfikacji w ostatnich miesiącach przedwojen-
nych. W dniach kiedy delegacja konfederacji warszawskiej
zbliżała się do Wilna, między dowódcą polskiego korpusu
a główną kwaterą cesarską przebiegała dramatyczna kores-
pondencja. Książę Józef w raporcie do marszałka Berthiera
skarżył się na przerażające osłabienie swych regimentów,
spowodowane złym odżywieniem i epidemią dyzenterii. Książę
pisał, że żołnierze nie dostawali chleba, do którego byli przy-
zwyczajeni, że karmiono ich tylko mięsem bez soli i bez wódki,
a kupić sobie choćby i wódki nie mieli za co, bo i żołdu nie
otrzymali wcale. Padali więc setkami po drodze". Marszałek
przekazał skargi księcia cesarzowi, ale trafiło to na zły moment.
Napoleon był rozwścieczony na swego brata Hieronima, które-
go nieudolne dowodzenie pozwoliło wymknąć się z osaczenia
armii Bagrationa. Ponieważ korpus polski należał do zgrupo-
wania Hieronima, gniew cesarski skrupił się na Poniatowskim.
9 lipca cesarz udzielił Berthierowi następującej odpowiedzi:
Mój kuzynie, proszę odpisać księciu Poniatowskiemu, że pan
'przedłożył jego list cesarzowi, że JCMości bardzo się to nie
84
podoba, iż upomina się o żołd i chleb, kiedy trzeba ścigać
nieprzyjaciela, że cesarz tym bardziej się zadziwił, bo książę
dowodzi niewielką ilością wojska, podczas gdy gwardia cesar-
ska, która przyszła z Paryża do Wilna forsownymi marszami,
zamiast otrzymywać pół racji, obywać się musi bez chleba,
dostaje tylko mięso, a nie szemrze. Cesarz z przykrością się
dowiaduje, iż Polacy są tak złymi żołnierzami i tak zły duch
wśród nich panuje, że z podobnych prywacji czynią wiel-
kie sprawy. JCMość spodziewa się, że więcej już o tym nie us-
łyszy".
Książę Józef odpowiedział Berthierowi ze wspaniałą god-
nością: Wyrzuty, czynione wojsku polskiemu w imieniu
cesarza z powodu złego ducha, który ma w niem panować,
na tem oparte, żem wspomniał o nędzy, jakiej wojsko to do-
znaje, byłyby okrutnie bolesne, gdyby każdy dzień, każda go-
dzina nie dostarczały ciągłych dowodów całkowitego poświę-
cenia się tego wojska. Nigdy żołnierz nie szemrał, nigdy nie
dawał oznak innych, jeno oznaki zapału i poświęcenia. Nie
będę już mówił o jego potrzebach, gdy taką jest wola cesarza,
myślałem jednak, że obowiązkiem moim jest, podtrzymując
energię i zapał tego wojska, przypominać zarazem potrzeby
jego temu, którego ojcowska pieczołowitość lubi rozciągać
się na jego żołnierzy".
Z tego, co pisał Napoleon o swojej gwardii, można by wnosić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]