[ Pobierz całość w formacie PDF ]
aż się skrzywiła.
Missouri to daleko od Idaho. Często jezdzisz w od-
wiedziny do rodziny?
Nie mam żadnej rodziny, proszę pani. Mama
umarła dwa lata temu i od tej pory radzę sobie sam.
To mogło wyjaśnić jego fascynację Braterstwem. Jeśli
szukał surogatu rodziny, to nie mógł gorzej trafić.
Jak na ironię, poczuła do niego sympatię. Kogoś tak
młodego nie powinno być trudno przekonać, że popełnia
błąd. Myśl tę jednak odrzuciła równie szybko, jak wpadła
jej do głowy. Nieraz widziała broń w rękach dzieciaków
dużo młodszych niż on.
Rachel włożyła okulary przeciwsłoneczne i w towa-
rzystwie żołnierza, który postępował za nią jak cień,
wyszła przed dom. Pierwszym celem jej spaceru był
ogród, który poprzedniego wieczora zwiedzała z Cale-
bem. Zapamiętała ten moment, kiedy wypowiedział
44 Kylie Brant
tamto zagadkowe stwierdzenie, które nie powiedziało jej
nic o losie Latynosów. Udając, że podziwia rośliny, pilnie
rozglądała się dokoła.
Droga dojazdowa do domu miała co najmniej półtora
kilometra. Od bramy wjazdowej odchodził płot, naj-
prawdopodobniej pod napięciem. Widać tam było jakiś
ruch, ale z tej odległości trudno było ocenić liczbę
patrolujących. Postanowiła zbadać to pózniej.
Nie musiała udawać zachwytu nad rozciągającą
się przed jej oczami feerią barw. Choć ogrodnictwo
nigdy nie było jej pasją, potrafiła docenić wysiłki
innych. Ogród idealnie pasował do pobliskiej rezydencji
i do mężczyzny, który najwyrazniej przywykł do lu-
ksusu.
Idąc z pozoru bez celu, ignorując towarzyszącego jej
żołnierza, wyszła z ogrodu i ruszyła w stronę baraków.
Kiedy jednak zbliżyli się do nich na jakieś sto metrów,
Raymond przerwał milczenie.
Proszę pani? Może raczej wróci pani w stronę
domu? W tych budynkach w ciągu dnia odbywają się
szkolenia...
Znakomicie. Rachel obdarzyła go promiennym
uśmiechem. Mówiłam wczoraj generałowi Carpen-
terowi, jak bardzo brak mi ruchu i pozwolił mi korzystać
z sali gimnastycznej. To tutaj, prawda?
Tak, tutaj, ale wątpię, czy pułkownik... to znaczy...
Przerwał, kiedy zsunęła z nosa okulary i zdziwionym
wzrokiem spojrzała na niego.
Pułkownik?
Raymond był wyraznie zmieszany.
To znaczy... generał Carpenter. Chyba by mu się to
nie podobało...
Niepokonana 45
Przecież mówię ci, że się zgodził, więc nie powinno
być problemu.
Obróciwszy się na pięcie, Rachel otworzyła drzwi.
Carpenter nie przesadzał. Budynek był znakomicie
wyposażony w najnowocześniejszy sprzęt. Najwyrazniej
nie żałowano pieniędzy na przygotowywanie żołnierzy
Braterstwa do walki za idee, którym się poświęcili.
Poza swoją agencją Rachel nigdy jeszcze nie widziała
tak wspaniale urządzonych i utrzymanych sal. Idąc
korytarzem, obserwowała przez otwarte drzwi ćwiczą-
cych w kolejnych salach ludzi. A przy ostatniej sali
nie mogła się oprzeć, miała już dość samego patrzenia.
Zrzuciła buty, wskoczyła na równoważnię i parę razy
przeszła po niej w tę i z powrotem. Kiedy spostrzegła
w kącie elektroniczną maszynę sparringową, natych-
miast do niej podeszła. Nie zauważyła, kiedy Raymond
zniknął, najprawdopodobniej, żeby skontaktować się
z Sutherlandem.
Widzę, że zainteresowała cię nasza maszyna. Tre-
nujesz?
Tuż obok niej stała rudowłosa kobieta, mniej więcej
w jej wieku, w czarnym mundurze polowym.
Owszem, ale rzadko mam okazję korzystać z takie-
go sprzętu. Szczęściara z ciebie. Jestem Rachel.
A ja Kathy. Kobieta przyglądała jej się z zacieka-
wieniem. Mam nadzieję, że powiedzie ci się lepiej niż
poprzednim dwóm kandydatkom. Generał Carpenter
bardzo poważnie traktuje swoje obowiązki wobec Brater-
stwa i jego wymagania są raczej wysokie.
Na to stwierdzenie właściwie trudno było odpowie-
dzieć, więc go nie skomentowała.
Generał pozwolił mi korzystać z tego sprzętu
46 Kylie Brant
i zamierzam trzymać go za słowo. Czy ta sala będzie
wolna przez najbliższą godzinę? Rachel zdjęła koszulę
i ubrana tylko w szorty i maleńki top usiadła, żeby zdjąć
buty. Zawsze ćwiczyła boso.
Zajęcia będą tu dopiero po południu. Ja je pro-
wadzę.
Rachel pochyliła się i rozluzniła ramiona.
Jesteś tu trenerką? Ja też w mojej organizacji byłam
instruktorką.
Kobieta wyraznie się ucieszyła.
Naprawdę? Może przydałby ci się sparring, part-
nerko? Rzadko trafia mi się tu godny przeciwnik.
Jasne. Rachel z przyjemnością przyjęła propozy-
cję. Wiedziała, jak ważne w tej misji jest utrzymanie
formy. Nigdy nie wiadomo, kiedy będzie musiała się
bronić.
Po kilkuminutowej rozgrzewce kobiety stanęły po-
środku ringu narysowanego na macie. Przez pierwsze
parę minut krążyły wokół siebie, markując ciosy, ocenia-
jąc wzajemnie swoją siłę i sprawność. Obserwując oczy
Kathy, Rachel dostrzegła, kiedy jej intencje zmieniły się
na poważne i wymierzyła pierwsze podkręcone kop-
nięcie, natychmiast z gracją odskakując.
Kathy, teraz już zacięta, podskoczyła, ale Rachel była
szybsza. Kolejne kopnięcie, tym razem lżejsze, trafiło
przeciwniczkę w żołądek. Kathy zamarkowała cios lewą
nogą, Rachel odskoczyła, ale za pózno. Noga Kathy
trafiła ją z całej siły w ramię. Gdyby w ostatniej chwili
odrobinę się nie usunęła, siła ciosu powaliłaby ją na
ziemię.
Nie był to wcale zwykły sparring, testujący szybkość,
zwinność i wytrzymałość. Kathy nie sprawdzała jej
Niepokonana 47
ciosów. Była wyraznie zdeterminowana, by powalić
Rachel na matę.
Nie zamierzała jej na to pozwolić.
Cały czas patrząc w oczy przeciwniczki, przewidywała
kolejny cios ułamek sekundy wcześniej. Wymierzyła
kopnięcie i czekała na ripostę. Kiedy nadeszła, chwyciła
Kathy za piętę. Ta straciła równowagę i padła z łoskotem
na podłogę, a Rachel na nią. W geście zwycięstwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]