logo
 Pokrewne IndeksBraun Lilian Jackson 26 Kot ktĂłry mĂłwił po indyczemu264. Darcy Emma Wizyta na CapriFabisinska Liliana Bezsennik 4 Andrzejkowa PrzepowiedniaEmma Darcy Weekend w tropikachFoley Ewa Powiedz Ĺźyciu Tak!. Poradnik dobrostanu661._Darcy_Lilian_ _Dobre_wróżki_03_ _KsiÄ…ĹĽÄ™_i_KopciuszekAgatha Christie Tajemniczy przeciwnikNicola Cornick Odzyskana narzeczonaSandemo Margit 11 Strachy(Ebook German Erotik) Flirt Kurs, Vom Anbaggern Zum Flirten
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apo.htw.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    jednego z pracowników obsługi technicznej szpitala.
    - Niestety, mogę was tam wpuścić tylko na piętnaście minut,
    doktorze Ferguson - powiedział. - A jeśli ktoś mnie wezwie...
    - To powinno nam wystarczyć - przerwał mu Angus. -
    Dziękuję, odwdzięczę się panu za to.
    - Nie ma sprawy. - Mężczyzna otworzył kluczem drzwi
    znajdujące się obok windy, po czym zaczął czyścić jakimś pły-
    nem zardzewiałe pręty przy schodach ewakuacyjnych. - I tak
    miałem tutaj coś do zrobienia.
    S
    R
    Caitlin weszła za Angusem po schodach na górę i po chwili
    znalezli się na dachu.
    - Dlaczego wróciłeś? - zapytała.
    Stanął twarzą do niej.
    - Pamiętasz, jak wyszliśmy wtedy na dach podczas sylwe-
    stra? To był taki udany wieczór - rzekł, jakby zupełnie nie
    usłyszał jej pytania. - Miałem nadzieję, że tutaj też ci się spo-
    doba.
    - Proszę, odpowiedz mi.
    - No dobrze. Chciałem to zrobić na swój sposób. %7łeby kogoś
    naprawdę przeprosić, trzeba się o to postarać.
    - Przeprosić?
    - Może dokończę ci o tej kartce od Rachel? O czym to ja
    mówiłem?
    - Napisała, że nigdy ci nie wybaczy...
    - No tak... że cię zraniłem, zarzucając ci tchórzostwo.
    Uświadomiła mi, że biorąc pod uwagę okoliczności, odmowa
    wymagała od ciebie większej odwagi, niż gdybyś się zgodziła
    na moją propozycję. Stwierdziła, że to tylko świadczy o twojej
    prawości oraz o tym, że dobrze rozumiesz, na czym polega
    prawdziwy związek między kobietą i mężczyzną...
    - To musiała być całkiem długa kartka!
    - Tak, chociaż prawie nieczytelna, tyle tam było podkreśleń
    i wykrzykników. Ale chyba Rachel miała rację. Chciałem ko-
    niecznie wrócić i naprawić wszystko. Nie było już wolnych
    miejsc w najbliższych samolotach do Sydney i musiałem kupić
    bardzo drogi bilet pierwszej klasy, żeby tu przylecieć i cię prze-
    prosić. Niepotrzebnie przypierałem cię do muru. Nie chciałem
    słuchać twoich argumentów i w dodatku powiedziałem ci
    o Scotcie, a to nie było w porządku z mojej strony.
    S
    R
    - Okazało się, że jednak miałeś rację - odparła cicho. - On
    próbował namówić mnie, żebyśmy znowu byli razem, i wtedy
    spytałam go, czy...
    - I przyznał się?
    - Nie powiedział tego wprost, ale sposób, w jaki się zacho-
    wał, nie pozostawiał wątpliwości. Zrozumiałam wtedy, że na-
    prawdę miałeś dylemat, czy mówić mi o tym, czy nie, zwłaszcza
    na początku, kiedy sądziłeś, że go kocham.
    - Tak, to nie dawało mi spokoju.
    - To dlatego mówiłeś mi, że nic nie jestem mu winna?
    Myślałeś, że może o tym wiem i nie mam nic przeciwko jego
    romansom na boku? Chciałeś to sprawdzić wtedy, w Kiamie,
    gdzie zatrzymaliśmy się w drodze do Sydney.
    - Za to także cię przepraszam, Caitlin.
    - Niepotrzebnie. Co innego mogłeś wtedy zrobić? Ale...
    - uśmiechnęła się i nagle łzy napłynęły jej do oczu - zepsułam
    ci podróż, Angusie. Nie musisz mnie za nic przepraszać.
    - Nawet za to, że posądziłem cię o tchórzostwo?
    - Nawet za to. Przez całe ostatnie dwa tygodnie żałowałam,
    że nie miałam wtedy odwagi...
    - A teraz masz? - spytał szeptem.
    - O, tak...
    - Na tyle, żebyś bez wahania zgodziła się spędzić ze mną
    resztę życia?
    - Oczywiście, nie mam żadnych wątpliwości, że tego chcę.
    Niepotrzebnie sugerowałam się tym, co robią inni ludzie: Scott,
    Erin czy moja przyjaciółka, Sara. Rachel uświadomiła mi, że
    w naszym związku liczymy się tylko ty i ja.
    - W takim razie może pojedziesz ze mną do Los Angeles?
    Rzeczywiście trudno znieść taką długą rozłąkę. Powinniśmy być
    S
    R
    razem przynajmniej przez część tego czasu. Czy możesz wziąć
    teraz urlop, choćby na tydzień?
    - Prawdę mówiąc, mam w tym roku cztery tygodnie urlo-
    pu, a może nawet trochę więcej, jeśli dodam do tego wolne
    dni...
    - To wspaniale! Myśl o tym, że spędzę bez ciebie parę mie-
    sięcy, wydawała mi się nie do zniesienia. Postarasz się wziąć
    urlop teraz?
    - Oczywiście - odparła, przytulając się do niego i pociera-
    jąc policzkiem o jego szyję. - Te dwanaście dni po twoim
    wyjezdzie były straszne. Myślałam, że już nigdy do mnie nie
    wrócisz. To wszystko, co się wydarzyło, wydawało mi się snem.
    Bałam się, że oszaleję i żałowałam, że wcześniej nie oprzyto-
    mniałam.
    Dotknęła jego twarzy i jęknęła, gdy przywarł ustami do jej
    warg. Jego policzki były szorstkie. Tego dnia nie miał pewnie
    czasu się ogolić. Objęła go mocno i przylgnęła mocno do jego
    rozgrzanego ciała. Wiał lekki wiatr od strony plaży, niosąc z so-
    bą zapach morza. Z dachu wysokiego szpitala, za budynkami
    miasta skąpanymi w blasku księżyca oraz siecią rozświetlonych
    ulic, widać było ciemny pas oceanu, plażę Marboura i zatokę
    Lurline na południowym-wschodzie, po drugiej stronie zatokę
    Botany, na północy zaś Bondi.
    Może pójdziemy jutro na plażę, rozmarzyła się Caitlin. Wte-
    dy było nam tam tak dobrze...
    - Kiedy musisz wrócić? A właściwie kiedy przyleciałeś?
    - Samolot wylądował dokładnie dziesięć po dziesiątej. Pięt-
    naście minut za wcześnie.
    - Ale teraz jest dopiero dwadzieścia po jedenastej?
    - Wziąłem tylko bagaż podręczny i prosto z odprawy celnej
    S
    R
    wsiadłem do taksówki. Z lotniska do szpitala jedzie się szybko,
    kiedy nie ma korków.
    - Skąd wiedziałeś, że teraz tu będę?
    - Zadzwoniłem na twój oddział z samolotu. Rozmawiałem
    z Brooke Peters. Nie powiedziałem jej, skąd dzwonię i po co,
    zapytałem tylko, kto jest na dyżurze.
    - Telefonowałeś z samolotu?
    - Teraz jest to możliwe, chociaż wcale nie takie tanie.
    - Z pewnością.
    Caitlin zrobiło się przyjemnie na myśl o tym, że ktoś jest
    w stanie wydać mnóstwo pieniędzy na najdroższe bilety lotni-
    cze i satelitarne rozmowy telefoniczne tylko po to, by cieszyć
    się jej towarzystwem.
    - Muszę wrócić jutro wieczorem - dodał z ciężkim sercem.
    - Mam samolot o siódmej.
    - Tak szybko!
    - Caitie, i tak z trudem udało mi się wyrwać.
    - W takim razie chyba najlepiej będzie, jeśli poproszę o ur-
    lop od razu w poniedziałek - odparła słabym głosem.
    - Myślisz, że dostaniesz go w lutym?
    - Spróbuję.
    - Przez następne dwa tygodnie możemy dzwonić do siebie
    i zastanawiać się, jak spędzimy czas. Chociaż ja mam już parę
    pomysłów... - rzekł uwodzicielskim tonem.
    - Ale teraz bardziej mnie interesuje, jak chcesz spędzić na-
    stępne osiemnaście godzin.
    - Prawdę mówiąc, moja wyobraznia jest teraz trochę ogra-
    niczona. Myślę tylko o tym, żeby cię całować, zjeść coś, potem
    znowu cię całować, leżeć obok ciebie i... - odwrócił głowę
    i ziewnął, zasłaniając usta grzbietem dłoni - zasnąć.
    S
    R
    - W takiej kolejności?
    - Najpierw w takiej, a potem w odwrotnej.
    - Szkoda, że nie mamy dla siebie osiemnastu dni...
    - Może wtedy mielibyśmy czas, żeby spotkać się z twoją
    rodziną lub moją i powiedzieć im o nas. Co o tym myślisz?
    - Lepiej jeszcze nie mówmy.
    - Nawet Rachel?
    - Nawet jej. Chociaż ona pewnie już wie, jak zareagowałeś
    na jej kartkę, i może powiedziała o wszystkim rodzicom. Kto
    wie, czy nie planują już ślubu.
    - Masz rację. Czy twoja mama lubi huczne wesela?
    - Myślę, że jeśli o nią chodzi, moglibyśmy włożyć na siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl