logo
 Pokrewne Indeks0903. Dunlop Barbara Skandale w wyĹźszch sferach 04 Prawdziwe szczęścieCartland Barbara Najpiękniejsze miłości 85 Tajemniczy markizCartland Barbara Madonna wsrĂłd liliiHannay Barbara DruĹźba pozna druhnęDunlop, Barbara Eine unmoegliche AffaereBarbara Elsborg Doing the Right Thing (pdf)Hannay_Barbara_Muzyka_duszyMcMahon Barbara Wszystko od nowaBarbara Metzger An Affair Of InterestDelinky Barbara Dom na klifie
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lorinka.htw.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

     Jutro niedziela. Czy masz w czym pójść do internatu, moje dziecko? W
    tych miękkich pantoflach? Dobrze. Ulice suche, nie zmarzniesz. Nic w tej
    chwili nie wymyślimy innego. A panią wozną przeproś. Tak nie wolno
    odzywać się do człowieka pracy!
    I pani dyrektor pożegnana chóralnym  do widzenia" odeszła po schodach
    na piętro.
    Grażyna parsknęła śmiechem na widok  obuwia" Haliny i spojrzała
    triumfująco na swoje oliwkowe, zielone, zamszowe pantofelki. Były takie
    samiuteńkie jak te Haliny, których właśnie nie było.
     Czego ty się śmiejesz? Cieszysz się z jej nieszczęścia? Zawsze się na
    nią wściekałaś, że odmałpowane  zgromiła nagle Grażynę Danusia.
     Adwokatem będziesz w tej sprawie? Kto cię prosił?  odgryzła się
    nieoczekiwanie Halina i wzięła Grażynę pod rękę, mówiąc przez ramię
    pozostałym dziewczętom:  To się dopiero okaże, która jest złodziejką!
     Jak śmiesz! Posądzasz nas? Taka jesteś koleżanka?  obruszyły się do
    żywego urażone dziewczynki.
    Zawrzało w internacie tej soboty.  Wieczne aż po grób" przyjaznie
    rozpływały się w ogólnej kłótni. Dziewczęta boczyły się na siebie.
    Popłakiwały cichutko w poduszkę. Każda była nieszczęśłiwsza od drugiej.
    Przez pantofelki Haliny narobiło się tyle pretensji i tyle niepotrzebnych
    słów padło między nimi, że w końcu każda czuła się podle i w głębi serca
    żałowała, że nie umiała inaczej reagować wobec koleżanek. Halina
    popłakiwała, nosiła stare zwyczajne półbuty na wytartych obcasach i
    groziła milicją nawet tym z internatu, którzy nie mieli pojęcia, o jakie to
    buty poszło.
    A do Hanki mieli pretensję wszyscy z dziewiątej klasy.
     Ty jesteś przewodniczącą naszego samorządu, to załatw prędko tę
    sprawę kradzieży. Miało być w planie pracy  rozwiązywanie konfliktów
    na terenie klasy", to rozwiązuj.
    Na apelu pani dyrektor powiedziała, że buty muszą się znalezć i żeby ten,
    kto je ukradł albo złośliwie schował, zgłosił się sam. Miał to zrobić w
    ciągu dziesięciu dni. Mijały one prędko i zwyczajnie
    34
    w ukropie pierwszomajowych przygotowań. Daremnie liczono na
    dobrowolne przyznanie się kogoś do winy.
    A Hanka martwiła się gorzej od wszystkich, bo wydawało się jej, że
    właśnie ona jest za wszystko odpowiedzialna. Także za to puste miejsce
    Marysi Wróbel z ich klasy.
    Marysię Wróbel podejrzewano już dwa razy o kradzież, a teraz, od czasu
    zaginięcia butów, przestała przychodzić do szkoły. W klasie szły na ten
    temat różne, coraz straszniejsze ploty.
     Rewizja u niej była  leciała wiadomość od Józka ze Skrzynek z
    klasy dziewiątej C.
     No i co?  dopytywali się niecierpliwie chłopcy.
     Koniec. Klapa wyrokował Józek z miną wtajemniczonego.
    Znalezli u nich dolary, bracie! Stary Wróbel siedzi. Koniec świata, bracie!
     Bo oni mają rodzinę w Kanadzie. Maryśka opowiadała, to żadna
    nowina. To nie jest żadna tajemnica!  wykrzykiwał Staszek.
     Ale pech  wzdychał Bronek.  Ty wiesz, brachu, ile to forsy? A
    taka była cichutka, kto by to pomyślał.
     A może do niej napiszemy?  wtrąciła nieśmiało Hanka.  Co ona
    ma z tym wspólnego. Może trzeba jej pomóc? Czego tak na mnie
    patrzycie?
    Pokazywali chłopcy Hance palcem na czoło i wykrzykiwali:
     W pałkę się stuknij! Oszalałaś? Do takiej wsypy się chcesz mieszać?
    Ty wiesz, czym to pachnie?
    Hanka umilkła na taki argument, ale nie mogła znalezć spokoju, tylko
    myślała o sposobie rozwiązania  konfliktu na terenie klasy". Któregoś
    dnia rozeszła się po korytarzu nowina, że właśnie przed kancelarią
    widzieli matkę Marysi ze Skrzynek. Pobiegła Hanka co tchu, żeby spotkać
    Wróblową.
    -- Dzień dobry... Proszę pani... Ja chciałam... Co robi Marysia, proszę
    pani?
    Kobieta odpowiedziała spokojnie.
     Ty z klasy dziewiątej? Marysia jest chora. Zaświadczenie niosę,
    lekarskie.
    Otarła oczy kolorową chusteczką i weszła zaproszona przez kogoś do
    kancelarii.
    35
     Ty wiesz?  szukała Hanka zrozumienia u Danusi.  Rozmawiałam z
    matką Marysi. To jest straszne...
     Co jest straszne?  poważnie spytała Danusia.  Złodziej musi być
    ukarany, to przecież jasne.
     Złodziej?  Hanka podpierała twarz na obu rękach w cichej,
    wieczornej pogawędce przy oknie z pelargonią, w pokoju pełnym
    rozgwaru zajętych wiecznie rozmowami pozostałych dziewcząt.  A ty
    myślisz, że to Marysia? Przecież milicja podobno nie znalazła u niej tych
    butów Haliny?
     Nie ona? To w porządku. Wróci do szkoły i po zmartwieniu. A jeżeli
    ona? Ty nie wiesz, jak taki złodziej może zapaskudzić człowiekowi życie.
    U nas, w Domu Dziecka, to najbardziej nienawidziło się złodzieja. Jak
    jeden chłopak ukradł higienistce zegarek z nocnej szafki w jej pokoju, to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl