[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wróciła i spojrzała na nich z gniewem.
- Otowamchodziło?- spytała. - Chcieliściewszystkoze-
psuć?!
Była zła nietylkona Sama, alei na Zacha. Obaj Hallerowie
zachowywali się conajmniej dziwnie. Jedenprzyłaził nieproszony,
adrugi zostawiał ją napastwę bratawminutę potym, jakomal nie
doszłomiędzynimi dozbliżenia. Miałajuż ichdosyć.
Samuśmiechnął się doniej obleśnie. Pewniewydawałomu
się, żetakpowiniensię uśmiechać prawdziwymężczyzna.
- Nie przejmuj się, kochanie - uspokoił ją. - Niczego nie
zepsułem; Przecież ja też mogę pokazać ci ranczo. Zwłaszcza
że należydomnie.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
106
Pedro dotknął brzegu swego okrągłego kapelusza.
- Ja jechać dalej, szefie- powiedział z hiszpańskimakcen-
tem. - Popatrzeć na ogrodzenia.
Samskinął głową.
- Tylko je sprawdz, Pedro - polecił. - Jutro wyślę ludzi,
gdybytrzeba byłocoś naprawić.
Caitlin siedziała już na koniu. Mogła więc teraz odjechać.
JednakZach musiałbytupózniej wrócić i zabrać jej koszyk.
- Zaczekaj, Caitlin - polecił Sam, patrząc za odjeżdżającym
Pedrem. - Mogę ci pokazać miejscajeszcze ładniejszeniż to.
Caitlinniezamierzała silić się nauprzejmości.
- Niechcę - odparła.
Skierowała konia wstronę szlaku, którymodjechał Zach.
Wierzchowiec posłuchał jej natychmiast. Och, przynajmniej
tymniemusi się martwić. Pal lichokoszyki resztki jedzenia.
Samruszył zanią.
- Zaczekaj. Naprawdę jestemlepszyod Zacha - przekony-
wał ją. - On jest zbyt dziki dla ciebie.
Caitlinspojrzałananiegogniewnymwzrokiem.
- Nibydlaczego?Możesz dać jakieś przykłady?- spytała.
- %7łeco?- Samstracił rezon.
- No, dlaczegojest dla mnie zbyt dziki?- powtórzyła. - Co
takiegozrobił?
Wszyscydokoła mówili odzikości Zacha, ale nikt jakoś nie
potrafił tegoudowodnić. Wyglądałona to, żeSamrównież tego
nie zrobi.
- No, wiesz... Nie przyjechałem tutaj, żeby rozmawiać
omoimbracie - powiedział wkońcu.
- Apoco?- Caitlinzmierzyłagowzrokiem.
- %7łebysprawdzić ogrodzenie- odparł.
- Wobec tego nie będę cię zatrzymywać. - Caitlin zmusiła
konia doszybszegobiegu. - Sama znajdę drogę powrotną.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
107
Sam dogonił ją i chwycił uzdę jej konia. Wierzchowiec na-
tychmiast się zatrzymał.
- Nie tak szybko! - oświadczył Sam. - Przecież przyjecha-
łaś tutaj na całydzień. Nie mogę cię samej puścić. Na pewno
doskonale zastąpię brata.
Nagleobojeusłyszeli dudnieniekońskichkopyt. Caitlinod-
wróciła się wtamtą stronę. Zach wrócił. Sercezabiłojej moc-
niej. Poczułasię szczęśliwa, żejej nieopuścił.
- Niespodziewałemsię ciebie, Zach - powiedział ostrożnie
Sam.
- Tak myślałemmruknął Zach, a następnie zwrócił się do
Caitlin: - Nigdy wcześniej nie zostawiłem kogoś, z kim się
umówiłem. I niemapowodów, żebytozmieniać.
- Nie przejmuj się, braciszku - wtrącił się Sam. - Potrafię
zająć się Caitlin.
Caitlinspojrzałana obubraci.
- Wydajemi się, żeumawiałamsię z Zachem- zauważyła.
- Poza tym, Samma pracę dowykonania. Nie chcę goodniej
odrywać.
Zach skinął głową, anastępniespojrzał na brata.
- No, zjeżdżaj!
- Zapominasz, żetomojeranczo! - warknął Sam.
- Mimotonamprzeszkadzasz. - Zachzmierzył gozimnym
wzrokiem.
- Ciekawewczym?- Samniedawał za wygraną. - Popatrz
lepiej na Margot, Caitlin.
Caitlin spojrzała naSama jaknaglistę. Zdziwiłasię, żema
czelność wogóle poruszać ten temat,
- Możelepiej zrobię, jakporozmawiamzMargot - stwier-
dziła. - Powinnamją zapytać, co pamięta z tamtej nocy. I czy
gotowa jest przysiąc, żemężczyzna, z którymspała, toZach.
Sampokręcił głową.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
108
- Widzisz, to jest przykład! On jest naprawdę dziki i nie-
zrównoważony.
JednakZach niestracił wtymmomenciespokoju.
- Nigdyniespałemz Margot - oświadczył.
Samskurczył się wsiodlei nasunął kapelusznatwarz, jakby
chciał się ukryć.
- Uważaj, Caitlinpowtórzył, anastępniepotrząsnął uzdą i je-
gokoń pognał przedsiebie. Samnawet niespojrzał wichstronę.
Caitlin ruszyławprzeciwnymkierunku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]