[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak... - wypiłem zawartość kubka jednym haustem - ...jednorożcem... - i opowiedziałem mu
historię naszego spotkania ...
Dzień chylił się już ku zachodowi, kiedy śmiertelnie zmęczony dojechałem do niewielkiej
osady na pograniczu Lethianu i Tarsu. W siodle spędziłem wiele godzin, które teraz odzywały
się dotkliwym bólem ud i pleców. Gorąca kąpiel i wygodne łóżko były wszystkim o czym
marzyłem. Zwiatła miasteczka migały zapraszająco, nawet koń jakby zwietrzywszy szansę
odpoczynku, ruszył razniejszym krokiem. Las wzdłuż traktu zaczynał się przerzedzać. Wtedy
zobaczyłem go po raz pierwszy. Wybiegł spośród drzew w pełnym pędzie, nie zwracając
uwagi na to, że ktoś może jechać drogą. Szarpnąłem wodze, jednak mój wierzchowiec już się
spłoszył. Wierzgnął przednimi kopytami, młócąc powietrze niebezpiecznie blisko twarzy
chłopca, który zamarł wpatrując się z przerażeniem w oszalałe zwierze. Mocno ścisnąłem
kolanami boki konia starając się go uspokoić, tymczasem dzieciak wciąż stał na środku drogi,
pobladły ze strachu. W końcu udało mi się poskromić wierzchowca. Zsiadłem szybko, by
zobaczyć, czy chłopcu nic się nie stało. Z między drzew dobiegły podniesione głosy
- Tam pobiegł! Prędko!
Poderwał się jak smagnięty biczem. Rzucił się do ucieczki, niknąc w lesie, po drugiej stronie
traktu. Po krótkiej chwili ukazali się sprawcy całego zamieszania. Kilku mężczyzn
uzbrojonych w kije i pałki wybiegło na drogę, rozglądając się uważnie
- Widziałeś go? - krzyknął jeden z nich, podchodząc do i mierząc mnie nieprzychylnym
spojrzeniem
- Kogo? - spytałem spokojnie
- Przebiegał tędy. - splunął - Nasienie szatana... Dorwiemy go jeszcze.
- Kogo? - powtórzyłem pytanie
- A co ci do tego? - spytał bezczelnie inny - Kim ty w ogóle jesteś?
- Podaj mi swe imię, a poznasz moje - uśmiechnąłem się ciepło do najbliżej stojącego
mężczyzny
- Ribbald..
- Daraen - przedstawiłem się - Miło mi poznać... Panowie jak zakładam z tego miasteczka?
- Owszem - przytaknęli
- Nie będziemy go ścigać po nocy, jutro poszukamy... - zakomenderował jeden z nich
Posłusznie pokiwali głowami. Ruszyliśmy powoli w kierunku osady. Delektowałem się
każdym krokiem, pozwalającym rozprostować ścierpnięte nogi, przybliżającym mnie do
upragnionego odpoczynku. Człowiek dowodzący grupką mężczyzn, Ribbald, okazał się być
burmistrzem. Wyprawili się do lasu, by porachować się z diabłem jak sami mówili. Strasznie
ich ucieszyła informacja kim jestem. Potrzeba im było łowcy czarownic. Gdy usiedliśmy w
gospodzie, przy piwie, opowiedzieli mi o chłopcu, którego ścigali. Pojawił się kilka dni temu,
nie miał konia ani bagażu, po prostu przyszedł do miasta. Zatrzymał się właśnie w tej
gospodzie, zapłacił złotymi monetami za tydzień z góry. Z nikim nie rozmawiał, nikomu się
nie przedstawił, przesiadywał w swoim pokoju, schodząc tylko na posiłki. Pewnego dnia
zdecydował się wreszcie pochodzić po mieście. Był świadkiem, jak mały chłopiec, który
umknął matce, został stratowany przez przejeżdżającego konia. Pochylił się nad dzieckiem,
kładąc ręce na jego głowie. Spod jego dłoni płynęło białe światło...
- Zaczarował dzieciaka - ciągnął dalej Ribbald - Kiedy go zostawił, mały leżał zupełnie bez
życia, mimo, że kiedy podchodził do niego głośno płakał. Matka chłopca rzuciła się na niego
z krzykiem, za nią ruszyli inni ludzie. Prawie żeśmy gówniarza dorwali, ale uciekł przez te
swoje diabelskie sztuczki. Ukrywa się w lesie tu niedaleko. Dobrze, żeś się zjawił Daraen.
Dobrze zapłacimy ci za jego skórę. Dzieciak jest synem jednego z braci radców w stolicy,
więc sprawa nieco nieprzyjemna. Ubijesz ten diabelski pomiot i będzie po sprawie. To co?
Umowa stoi?
- Nie jestem mordercą - uciąłem krótko - Zobaczę, jeżeli jest faktycznie tak jak mówicie, na
pewno się dogadamy
- Jest tak jak mówimy, gdyby tak nie było, nie uciekał by przed nami...
W to ostatnie akurat szczerze wątpiłem. Obojętnie jak pewny nie byłbym swojej siły, nie
miałem ochoty stanąć twarzą w twarz z siłą mężczyzn tego miasteczka. Sam pewnie bym
uciekł. Nie powiedziałem oczywiście tego na głos. Zamiast tego spytałem
- Jaką diabelską sztuką dysponuje, że wam uciekł...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]