logo
 Pokrewne IndeksCarlos Castaneda Sztuka śÂšnieniaJames H. Schmitz The Hub Dangerous TerritoryKRÓLOWA NOCY Anna KłodzińskaJacqueline Lichtenberg [Sime_Gen_01]_ _First_Channel_with_Jean_Lorrah_(v1.1)_[lit]Balogh Mary ZataśÂ„czymyM165. Roberts Alison Prawdziwy tataGregory Benford & Martin H. Greenberg (eds.) What Might HaHerries Anne Ukochany nicpośÂ„Agatha Christie Tajemniczy przeciwnikDickson Helen Rycerz i panna
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lafemka.pev.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    - Tak... - wypiłem zawartość kubka jednym haustem - ...jednorożcem... - i opowiedziałem mu
    historię naszego spotkania ...
    Dzień chylił się już ku zachodowi, kiedy śmiertelnie zmęczony dojechałem do niewielkiej
    osady na pograniczu Lethianu i Tarsu. W siodle spędziłem wiele godzin, które teraz odzywały
    się dotkliwym bólem ud i pleców. Gorąca kąpiel i wygodne łóżko były wszystkim o czym
    marzyłem. Zwiatła miasteczka migały zapraszająco, nawet koń jakby zwietrzywszy szansę
    odpoczynku, ruszył razniejszym krokiem. Las wzdłuż traktu zaczynał się przerzedzać. Wtedy
    zobaczyłem go po raz pierwszy. Wybiegł spośród drzew w pełnym pędzie, nie zwracając
    uwagi na to, że ktoś może jechać drogą. Szarpnąłem wodze, jednak mój wierzchowiec już się
    spłoszył. Wierzgnął przednimi kopytami, młócąc powietrze niebezpiecznie blisko twarzy
    chłopca, który zamarł wpatrując się z przerażeniem w oszalałe zwierze. Mocno ścisnąłem
    kolanami boki konia starając się go uspokoić, tymczasem dzieciak wciąż stał na środku drogi,
    pobladły ze strachu. W końcu udało mi się poskromić wierzchowca. Zsiadłem szybko, by
    zobaczyć, czy chłopcu nic się nie stało. Z między drzew dobiegły podniesione głosy
    - Tam pobiegł! Prędko!
    Poderwał się jak smagnięty biczem. Rzucił się do ucieczki, niknąc w lesie, po drugiej stronie
    traktu. Po krótkiej chwili ukazali się sprawcy całego zamieszania. Kilku mężczyzn
    uzbrojonych w kije i pałki wybiegło na drogę, rozglądając się uważnie
    - Widziałeś go? - krzyknął jeden z nich, podchodząc do i mierząc mnie nieprzychylnym
    spojrzeniem
    - Kogo? - spytałem spokojnie
    - Przebiegał tędy. - splunął - Nasienie szatana... Dorwiemy go jeszcze.
    - Kogo? - powtórzyłem pytanie
    - A co ci do tego? - spytał bezczelnie inny - Kim ty w ogóle jesteś?
    - Podaj mi swe imię, a poznasz moje - uśmiechnąłem się ciepło do najbliżej stojącego
    mężczyzny
    - Ribbald..
    - Daraen - przedstawiłem się - Miło mi poznać... Panowie jak zakładam z tego miasteczka?
    - Owszem - przytaknęli
    - Nie będziemy go ścigać po nocy, jutro poszukamy... - zakomenderował jeden z nich
    Posłusznie pokiwali głowami. Ruszyliśmy powoli w kierunku osady. Delektowałem się
    każdym krokiem, pozwalającym rozprostować ścierpnięte nogi, przybliżającym mnie do
    upragnionego odpoczynku. Człowiek dowodzący grupką mężczyzn, Ribbald, okazał się być
    burmistrzem. Wyprawili się do lasu, by porachować się z diabłem jak sami mówili. Strasznie
    ich ucieszyła informacja kim jestem. Potrzeba im było łowcy czarownic. Gdy usiedliśmy w
    gospodzie, przy piwie, opowiedzieli mi o chłopcu, którego ścigali. Pojawił się kilka dni temu,
    nie miał konia ani bagażu, po prostu przyszedł do miasta. Zatrzymał się właśnie w tej
    gospodzie, zapłacił złotymi monetami za tydzień z góry. Z nikim nie rozmawiał, nikomu się
    nie przedstawił, przesiadywał w swoim pokoju, schodząc tylko na posiłki. Pewnego dnia
    zdecydował się wreszcie pochodzić po mieście. Był świadkiem, jak mały chłopiec, który
    umknął matce, został stratowany przez przejeżdżającego konia. Pochylił się nad dzieckiem,
    kładąc ręce na jego głowie. Spod jego dłoni płynęło białe światło...
    - Zaczarował dzieciaka - ciągnął dalej Ribbald - Kiedy go zostawił, mały leżał zupełnie bez
    życia, mimo, że kiedy podchodził do niego głośno płakał. Matka chłopca rzuciła się na niego
    z krzykiem, za nią ruszyli inni ludzie. Prawie żeśmy gówniarza dorwali, ale uciekł przez te
    swoje diabelskie sztuczki. Ukrywa się w lesie tu niedaleko. Dobrze, żeś się zjawił Daraen.
    Dobrze zapłacimy ci za jego skórę. Dzieciak jest synem jednego z braci radców w stolicy,
    więc sprawa nieco nieprzyjemna. Ubijesz ten diabelski pomiot i będzie po sprawie. To co?
    Umowa stoi?
    - Nie jestem mordercą - uciąłem krótko - Zobaczę, jeżeli jest faktycznie tak jak mówicie, na
    pewno się dogadamy
    - Jest tak jak mówimy, gdyby tak nie było, nie uciekał by przed nami...
    W to ostatnie akurat szczerze wątpiłem. Obojętnie jak pewny nie byłbym swojej siły, nie
    miałem ochoty stanąć twarzą w twarz z siłą mężczyzn tego miasteczka. Sam pewnie bym
    uciekł. Nie powiedziałem oczywiście tego na głos. Zamiast tego spytałem
    - Jaką diabelską sztuką dysponuje, że wam uciekł... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl