logo
 Pokrewne IndeksAdam Asnyk PoezjeBarczyński Adam LeslieLight Dragons 2 The Unbearable Lightness of DragonsAntonio J Mendez & Malcolm McConnell The Master of Disguise (pdf)=03= Imperium rodzinne Morgan Raye POCAśÂUJ KRÓLOWć„Jeff Lindsay Dexter 2 Dearly Devoted DexterM250. Marinelli Carol Ordynator i praktykantkaLovelace Merline Lot do miśÂ‚ośÂ›ciCat Johnson [Studs in Spurs 03] RJeff Erno The Mens Room 2 Cocktails
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alpsbierun.opx.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Weterani z roku , wykolejeni z nowych prądów, po któ
    * Notatka.
    ** Notatka bez daty, ogłoszona w Tomie II. Koresp.
    *** Do Jana Krechowieckiego z Paryża maja . 
    rych pędzą młodsze pokolenia, módlmy się jeno o błogosławieństwo Boże dla nich, o błogosławieństwo na lepszą dolę
    i na skuteczniejszą służbę św. Kościołowi i Ojczyznie... Tyle już naszego, bracie, na ziemi. !.. Smutno kończy się wiek
    XIX, nie tak zgoła, jak wróżyliśmy między sobą za młodu. Potomkowie atoli ujrzą bodaj uiszczone nadzieje
    wieszczów narodu*.
    Z taką niezłomną wiarą i z taką nadzieją zamykał poeta oczy na spoczynek wieczny w obcem cichem Villepreux, w
    roku, który, wedle jego tułackiej rachuby był rokiem tęsknoty do Ojczyzny Polski a rokiem tęsknoty do Matczyny
    Ukrainy.
    W takiej to szacie gorącej wiary a prawdziwie gołębiej prostoty ukazuje się nam Bohdan w swoich szczerych,
    serdecznych listach. W listach tych jaśnieje w pełni przed nami ta postać, promienna nietylko poetyckiem
    natchnieniem, ale wielką niezłomnością zasad i ducha.
    U mogiły ukraińskiego piewcy mogłem oto podnieść zaledwie kilka piórek, które go
    * Do tegoż z Paryża grudnia i z czerwca .
    niegdyś ku niebu wznosiły; piórek czystych, nieskalanych, jak czystą i nieskalaną była cała jego dusza.  A za to, że
    był takim, że wytrwał niezłomnie, należy mu się, od tej Ojczyzny, do której tak tęsknił, od narodu, który tak kochał, od
    tej ziemi, która w garść ściśnięta "krwią ciecze i łzami płacze",  należy mu się od nas wszystkich nietylko podziw,
    lecz wielka miłość i ogromna cześć.
    U BOHDANA ZALESKIEGO.
    VillepreuxLes Clayes! VillepreuxLes Clayes!
    Po tylu latach słyszę jeszcze wyraznie przeciągłe, jednostajne brzmienie głosu konduktorów, wywołujących nazwisko
    stacji szczególniejszego dla mnie znaczenia. Miałem oto za chwilę poznać i powitać tego, którego imię słyszałem od lat
    dziecinnych, wspominane w rodzicielskim domu z niezwykłą miłością, którego własnoręczny odpis "Pyłków"
    widziałem przechowywany ze czcią jak relikwja, którego postać, chociaż nigdy osobiście nie widziana, była mi znana
    tak dobrze, nietylko z wizerunków, lecz jeszcze lepiej z opowiadań ś. p. ojca mego.
    W świetle tych opowiadań nie mogłem sobie wyobrazić Bohdana Zaleskiego inaczej, tylko wątłym, jasnowłosym
    chłopaczkiem, ta
    kim, jakim był w szkole bazyliańskiej w Humaniu, a potem pięknym, urodziwym młodzieńcem o marzących oczach.
    Innym bo też nie znał go i nie pamiętał mój ojciec; część tę dzieciństwa sielskiego, część młodości górnej spędzili
    razem... a potem wiek męski, wiek klęski  rozdzielił ich na zawsze. Lata mijały, przyszła starość, rozdzielała ich
    zawsze ogromna przestrzeń, ale łączyła nierozerwalnie głęboka przyjazń, wspólność myśli i uczuć  związek jakby
    rodzinny. W ówczesnych bowiem "romantycznych" duszach takie było pojęcie przyjazni, o którem daremnieby mówić
    dzisiejszemu pokoleniu; pojęcie, stawiające na równi ze związkiem pokrewieństwa, jeśli nie wyżej, uczucie przyjazni z
    własnej woli i wyboru powzięte, i obowiązujące do ciągłej o sobie pamięci, do podziału wszelkich trosk i radości. Była
    wielka siła pamięci w tych romantycznyah sercach.
    Myślałem własnie o tem, dojeżdżając omnibusem ze stacji kolei żelaznej Villepreux, do mieściny tej nazwy i willi, w
    której mieszkał sędziwy poeta. Myślałem, że siła tej przyjazni i pamięci musiała być wielka, skoro oto bez żadnego
    wysiłku przeszła na drugie pokolenie. Przyjęty w Paryżu z braterską czułością przez młodych Djonizego i Ka
    rola Zaleskich, jechałem teraz do ich czcigodnego ojca z tem uczuciem, że jadę do najbliższego rodzinnego domu.
    Dzień był ciepły, nieco mroczny wczesnej, jesieni ( r. ). Zająłem miejsce na wyżynie omnibusu, aby lepiej widzieć
    wszystko i okiem biedz naprzód, razem z myślą ku siedzibie poety.
    Okolica równa, jednostajna; droga wije się wśród pól uprawnych, w oddali widać wstęgę siną lasu, a bliżej, po stronie
    prawej, park duży, otaczający zapewne jakąś większą rezydencję. Obok mnie na ławeczce usiadł jakiś rolnik w bluzie i,
    pykając z krótkiej fajeczki, ciągle coś rozprawia. Ale ja go nie słucham, wpatrzony w dal, kędy już ukazują się domki i
    dworki mieściny. A otóż i willa napoły zasłoniona drzewami. Poznaję ją, odczuwam sercem.
    U furtki dostrzegam postać niewielką, a krępą, z długą siwą brodą. Stoi, patrząc na zbliżający się omnibus i trzyma za
    rękę dziewczątko małe. To on! to czcigodny poeta stepu, lirnik ukraiński i mała wnuczka jego, sierotka, Bohdana,
    dziecko nieżyjącej już podówczas córki jego Józefy i na równi z synami ukochanego zięcia, dr. Aleksandra Okińczyca.
    Omnibus się zatrzymał, a ja w tejże chwili byłem przy tym czcigodnym starcu, pochylony do jego ręki, w jego
    serdecznem objęciu, czując na swojem czole i twarzy jego gorące pocałunki. Nie zdołam opisać tej chwili. Było w niej
    więcej milczenia niż słów, więcej wpatrywania się w siebie, niż zapytań.
    Czułem na sobie bystre, przenikliwe spojrzenie jasnych, a pełnych blasku oczu Bohdana, śledzące zapewne w mojej
    twarzy rysów podobieństwa z tym od pół niemal wieku pożegnanym druhem, którego w listach zawsze swym "Jasiem
    humańskim" nazywał...
    A ja, do głębi wzruszony, nie mogłem oczu oderwać od tego oblicza, którego piękne, wyraziste rysy siwizna starości
    przyoblekła w dziwny majestat, w patryarszą powagę.
    Nadbiegł dr. Aleksander Okińczyc, ukochany przez wszystkich, którzy go znali, przez swoich i obcych, uosobienie
    szlachetności uczuć, miły, serdeczny a rozumny. Powitał mnie jak brata, chociaż obaj nie wiedzieliśmy jeszcze, że
    niebawem połączyć nas mają blizkie związki powinowactwa.
     Oto mój syn starszy, a zarówno z innymi ukochany  rzekł Bohdan.  Spotkaliśmy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl