logo
 Pokrewne IndeksCave Nick Smierc Bunnego MunroHarry Harrison Planeta smierci 2Balogh Mary ZataśÂ„czymyMargit Sandemo Cykl Saga o Ludziach Lodu (06) Dziedzictwo zśÂ‚aMcTaggart Hegelian Cosmology(68) Olszakowski Tomasz Pan Samochodzik i... Relikwiarz śÂšw. OlafaDrewniane Morze (m76)Jeff Head Dragon's Fury 2 Trodden Under45. Britton Pamela Gra o szcz晜›cieAnne Mccaffrey Cykl Pegaz (02) Lot Pegaza
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lafemka.pev.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    wiele satysfakcji. Mam dwóch zdrowych synów i nadal kocham moją \onę. Dziwię
    się sam sobie, jak bardzo przejmuję się Red Soxami**.
    Nadal myślę wiele o latach sześćdziesiątych i o tym, jak starałem się być dobrym
    hippisem. Nie mam \adnych złudzeń, \e rozumiem teraz, co wtedy się działo, ale jest
    kilka rzeczy, które warto powiedzieć. Wcale nie byliśmy tymi pozbawionymi
    kontaktu z rzeczywistością, eterycznymi, egotycznymi, roz-krochmalonymi,
    skamlącymi dziećmi-kwiatami, jak to ukazują filmy i telewizja, uzurpujące sobie
    prawo do oceny tej epoki. Prawda, mieliśmy zbyt mało lat i doświadczenia,
    okazaliśmy się te\ zbyt podatni na złe wpływy socjopatycznych guru w średnim
    wieku. I zle się to wszystko skończyło, narkotyki te\ zrobiły swoje; ale przedtem
    hippisi zrobili wiele dobrego. Byli odwa\ni, uczciwi i szczerzy, i musieli za to
    zapłacić.
    Jestem pewien, \e nikt tego nie sprawdzi, ale wydaje
    *  Im bardziej witaminy opanowywały...
    ** Dru\yna baseballowa z Bostonu. mi się, \e kalekich i głęboko zranionych eks-
    hippisów jest tylu, co weteranów wojny wietnamskiej.
    Cokolwiek by mówić, w tamtych czasach wszystko stanęło na głowie. Dorośli
    oznajmili nam niemal wprost, \e oni nie mają pojęcia, co robić, i \e świat musimy
    naprawić my, najlepsze, najdzielniejsze, najinteligentniejsze dzieci, jakie
    kiedykolwiek \yły na Ziemi. A my zrobiliśmy wszystko, co w było w naszej mocy;
    cieszę się, \e uczestniczyłem w tym.
    UWAGI
    Wykształceni hippisi, tacy jak Mark, którzy pod-czas wojny wietnamskiej byli w
    wieku poborowym i w dobrym stanie zdrowia, ale nie musieli w tej rzezi nara\ać na
    szwank \ycia, są rzeczywiście tak samo kalekami, jak ci, co tam walczyli, mają
    jednak rany innego rodzaju. Najbardziej bolesną z nich jest, jak sądzę, uczucie
    wstydu, \e nale\ą do klasy społecznej (mojej klasy społecznej) tak uprzywilejowanej
    przez państwo, \e jej młodzi przedstawiciele (poza nielicz-nymi wyjątkami) nie
    musieli iść na wojnę, je\eli nie chcieli. Ja sam znam tylko jedną twarz, jedną osobo-
    wość, którą potrafiłbym dopasować do jakiegoś na-zwiska wyrytego na
    waszyngtońskim pomniku wal-czących w Wietnamie: był to syn lekarza, znany leser.
    Jego rodzice uznali, \e dyscyplina wojskowa dobrze mu zrobi. Nim się obejrzeli,
    synek wrócił do domu wyprę\ony na baczność - na zawsze, w worku na zwłoki.
    Znam jeszcze tylko jednego ojca, bogatego plan-tatora ziemniaków (na jego korcie
    grywałem dawniej w tenisa z Sidneyem Offitem), który stracił w Wiet-namie syna. I
    on, i ten syn (nie znałem go) byli typowymi patriotami, takimi, jak większość Amery-
    kanów podczas drugiej wojny światowej, kiedy to wszystkie klasy społeczne dość
    równo i godnie dzieliły wszystkie wyrzeczenia oraz niebezpieczeńst-wa. Ojciec i syn
    uwa\ali, \e zabijanie lub nara\anie na szwank swego \ycia na wojnie jest dla młodego
    człowieka nie tylko obowiązkiem, ale i zaszczytem. Sam w to wierzyłem, i słusznie,
    podczas drugiej wojny światowej. Gdybym wtedy poprosił rodziców, \eby podlizali
    się jakiemuś politykowi i w ten sposób załatwili mi przydział na głębokich tyłach,
    popełnił-bym we własnych oczach (i w oczach moich dzieci, gdyby się kiedyś o tym
    dowiedziały) rzadkie świńs-two; byłoby to jakby samobójstwo mojego sumienia.
    Mark odziedziczył po mnie podobne sumienie (tak samo, jak dzieci O Hare a i tak
    dalej, i tak dalej). Więc gdyby musiał je zranić, je\eli nie zabić, po to, \eby nie trafić
    w koszmar Wietnamu, byłoby to bardzo bolesne. Podobnie jak wielu z jego
    pokolenia, stał się człowiekiem bez ojczyzny, poniewa\ jego państwo zachowywało
    się względem młodych ludzi swych warstw ni\szych, nie mówiąc ju\ o Wietnam-
    czykach, w sposób nie tylko okrutny i marnotrawny, ale, jak wielokrotnie
    powtarzałem, makabrycznie idiotyczny.
    Markowi nie podobało się w USA, i słusznie, więc choć nie podlegał ju\ poborowi i
    nie musiał przed niczym uciekać - poza władzą, która (tak jak i dziś) silnie faworyzuje
    jego własną rasę i klasę ekonomicz-no-intelektualną - wyjechał do Kanady. Wszystko
    to opisał w The Eden Express. Dalszy ciąg ksią\ki (a mam nadzieję, \e doczekamy się
    go, bo z Marka taki dobry pisarz) opowie o tym, jak to się stało, \e udało mu się
    wyleczyć ze swojego fioła, \e skończył medy-cynę na Harvardzie, \e jest teraz
    pediatrą i sak-sofonistą w średnim wieku, \e ma dwóch synów, \e praktykuje na
    obrze\ach Bostonu... (Pielęgniarki stanowego szpitala w Massachusetts wybrały go
    ostatnio swym ulubionym pediatrą, a wśród jego młodych pacjentów znalazł się te\ [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl