[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miłość kojarzyła mi się z seksowną babką i dobrym małżeństwem. Teraz kocham
tylko moją pracę, Chucka i to drzewo. I tyle mi starcza.
Wbiłem łopatę w ziemię i westchnąłem.
Chcesz powiedzieć, że wszystko jest względne?
Nie, coś wręcz przeciwnego. W ciągu całego życia znaczenia różnych rze-
czy zmieniają się radykalnie, ale ponieważ dzieje się to stopniowo, niczego nie
zauważamy. W miarę upływu lat niektóre określenia przestają pasować do tego,
co opisują, ale dalej ich używamy.
Bo to wygodne, a my jesteśmy leniwi.
Wyrzuciłem kolejną pełną łopatę.
Czy wiesz, że w farsi jest pięćdziesiąt różnych terminów na określenie
miłości?
O czym my właściwie rozmawiamy, George? Oho! Znów jest.
Co?
Coś w dole. W tym też. Tak jak poprzednio kość.
Co to jest?
Pochyliłem się i podniosłem niezwykle kolorowy przedmiot, który dopiero co
odsłoniłem łopatą.
O mój Boże!
Co, Frannie? Co?
To. . . to jest. . .
Co?! dopytywał się natarczywie George.
27
Myszka Mickey! Podrzuciłem właśnie wykopaną gumową zabawkę.
Musiała leżeć w ziemi z dziesięć tysięcy lat.
Nawet on się roześmiał, gdy laleczka zapiszczała mu w dłoni. Dwadzieścia lat
temu jakiś dzieciak płakał pewnie całe popołudnie, że ją zgubił.
Więcej odkryć archeologicznych już nie było, toteż gdy skończyłem kopać,
złożyłem Old Vertue w kolejnej mogile i raz jeszcze sięgnąłem po łopatę, żeby
go zasypać. Zaraz potem Chuck ochrzcił nowy grób, czyli po prostu nań nalał, co
było z jego strony najwłaściwszym zachowaniem. Takie psie błogosławieństwo.
George i ja postaliśmy tam chwilę ze wzrokiem wbitym w świeżo poruszoną zie-
mię.
I co teraz mam zrobić?
Nic. Poczekaj.
Może już jest w bagażniku.
Nie sądzę, Frannie.
Ale myślisz, że wróci? %7łe to nie był tylko głupi kawał?
Właśnie. I dość mnie to wciąga.
Znałem pewnego gościa, którego żona zaszła, gdy oboje byli po czterdzie-
stce. Spytałem go, jak się z tym czuje, a on powiedział: Okay, ale prawdę mó-
wiąc, to za stary już jestem na Małą Ligę . Ja czuję się dość podobnie: za stary
już jestem na cuda.
* * *
Pauline zrobiła sobie tatuaż. Głos Magdy dopadł mnie tego wieczoru
niczym płomień z miotacza ognia ledwie minutę po tym, gdy przekroczyłem próg
naszego domu. Niemniej to była sensacja na pierwszą stronę. Omal nie klasnąłem
w dłonie, usłyszawszy, że Pleksi porwała się na coś tak nietypowego i sugerują-
cego znaczący wzrost pewności siebie. Tyle że gdybym wyrwał się z podobnym
stwierdzeniem, to jej matka dałaby mi popalić. Udałem zatem głęboki namysł.
No. . . to jej ciało.
Magda zgromiła mnie spojrzeniem.
Nie wtedy, gdy robi coś równie głupiego. Co będzie następne? Kolczyk
w języku? Masa młodych nakłuwa się różnymi ćwiekami, a ona jest nastolatką
i nagle zamarzyło się jej, że będzie modna. Dziś ja będę zrzędzić, a ty nie waż się
brać jej strony, Frannie, bo wytatuuję ci głowę.
On jest duży czy mały?
Co niby?
Ten tatuaż.
Nie wiem. Nie chciała mi pokazać! Obwieściła tylko, co zrobiła, i poszła,
nie czekając, aż pozbieram szczękę z podłogi. Moja córka ma tatuaż. Wstyd i hań-
ba.
28
Myślałem, że chodziłyście dziś razem.
Owszem! Wybrałyśmy się na deptak w Amerling. Ale po lunchu rozdzie-
liłyśmy się na parę godzin. Gdy się pózniej spotkałyśmy, powiedziała mi, co zro-
biła. Ona jest takim spokojnym dzieckiem, Frannie. Co jej strzeliło do głowy?
Może nie chce już być spokojnym dzieckiem.
Magda założyła ręce na piersi i postukała stopą.
No?
Co no?
Co zamierzasz z tym zrobić?
Myślę, kochanie, że najpierw powinniśmy zobaczyć, co to jest. Może zu-
pełny drobiazg, mrówka czy motylek. . .
Mrówka? Kto chciałby chodzić cały w mrówki?
Zdziwiłabyś się, co ludzie sobie tatuują. Szczególnie w więzieniach. . .
Nie zmieniaj tematu. Jesteś jej ojczymem i policjantem.
Mam ją aresztować?
Podeszła blisko i nagle objęła mnie swymi chudymi rękami. Przysunęła usta
na cal do mojego ucha i warknęła złowróżbnie:
C h c ę , ż e b y ś z n i ą p o r o z m a w i a ł.
Tego wieczoru kolacja upłynęła w atmosferze powagi. Szczęśliwie wypadła
akurat moja kolejka gotowania, dzięki czemu nie musiałem wysłuchiwać luna-
tycznej ciszy, która emanowała z salonu. Zwykle bywało całkiem inaczej i na-
wet przyjemnie. Całą trójką zbieraliśmy się w kuchni i rozmawialiśmy, jak komu
dzień minął. Nastawialiśmy przy tym radio na stare przeboje, a gdy trafiał się ja-
kiś szczególnie dobry, to odkładaliśmy na bok, co kto akurat robił, i tańczyliśmy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]