[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ode mnie. Przód jego T-shirtu pokrył się czerwoną krwią. Uniósł koszulkę na tyle, bym
zobaczyła, że ze śladów, które zostawiły na jego ciele moje paznokcie tamtej pamiętnej
dla nas nocy, zaczęła lecieć krew, o wiele mocniej, niż wtedy, gdy te ślady uczyniłam.
Mój kuzyn Cel był Księciem Starej Krwi. Mógł otworzyć każdą ranę, nieważne, jak starą.
Ale te rany mogły być tylko tak duże, jak te kiedyś zadane. To było coś innego. Doyle
powiedział mi kiedyś, że na pewno jeszcze moja druga ręka otrzyma magiczną moc. Nie
było jednak sposobu, by dowiedzieć się, kiedy to nastąpi ani co to będzie za moc. Ból w
moim ciele ustał, gdy Kitto zaczął krwawić. Ale nie chciałam, żeby Kitto krwawił.
Chciałam, by krwawił Bezimienny.
Gdybym musiała dotknąć Bezimiennego tą swoją nową magiczną dłonią tak, by ona
zadziałała, zginęłabym. Zamierzałam jednak zastosować magię tak, jak ludzie strzelają z
pistoletów. Zaczynają z dużej odległości, stopniowo zbliżając się do celu. I strzelają cały
czas, dopóki mają amunicję.
Wyciągnęłam przed siebie lewą rękę, kierując ją w stronę potwora, z otwartą dłonią i
myślą o krwi, właśnie myślą o krwi, a nie z samym słowem krew . Pomyślałam o jej
224
smaku, słonawym, metalicznym; o tym, jaka jest świeża i gorąca, o tym, jak zasycha.
Myślałam o zapachu krwi i o tym, że świeżo utoczona zawsze pachnie mięsem jak
surowy hamburger.
Myśląc o krwi, zaczęłam iść w stronę Bezimiennego.
225
Rozdział 44
Zrobiłam ledwie kilka kroków, kiedy ból powrócił, moja krew wlała się z powrotem w moje
żyły i potknęłam się. Upadłam na kolana, rękę wciąż jednak mając skierowaną na
potwora. Byłam pewna, że Kitto przestał krwawić. Krzyknęłam i zobaczyłam, że
olbrzymie oko zaczyna się we mnie wpatrywać, jakby widziało mnie po raz pierwszy. Ból
zaćmił mi wzrok i odebrał głos, oddech. Dławiłam się z bólu. Potem złagodniał, najpierw
troszkę, potem bardziej. Kiedy mgiełka cofnęła się sprzed moich oczu, zobaczyłam, że z
ran Bezimiennego leci krew, nie tak jak krew powinna tryskać, tylko jak strumienie wody,
szybciej. W końcu, gdy ból zupełnie zniknął, krew zaczęła lecieć z wszystkich ran, jakie
zadano tego dnia potworowi. Z każdej dziury po kuli, z każdego zadraśnięcia.
Bezimienny ruszył w moją stronę ciężkim krokiem. Wiedziałam, że jeśli mnie dosięgnie,
zabije mnie, więc musiałam go zatrzymać.
Pomyślałam tym razem nie o krwi, a o ranach, nie o krwawieniu, a o zabijaniu. Chciałam
go zabić.
Rany zaczęły się otwierać jedna po drugiej. Wyglądało to tak, jakby jakieś gigantyczne,
niewidzialne ostrze zadawało potworowi wciąż nowe pchnięcia. Krew zaczęła lecieć
szybciej, aż w końcu Bezimienny był nią pokryty od stóp do głów. Potem krew wytrysnęła
z niego prawie czarną falą. Rozlała się i dotarła do mnie, aż w końcu klęczałam w
gorącym strumieniu krwi, a on wciąż jeszcze krwawił.
A im bardziej krwawił, tym spokojniejsza się stawałam. Spokój wypełnił mnie całą.
Klęczałam w coraz większym strumieniu krwi, patrząc na potwora, który pochylał się
nade mną, i nie czułam strachu. Nie czułam nic oprócz magii. W tej chwili żyłam,
oddychałam i cała byłam zaklęciem. Moja magiczna dłoń użyła mnie tak, jak ja użyłam
jej. W starej magii to, kto jest panem, a kto sługą, nigdy nie jest pewne.
Bezimienny wznosił się nade mną jak wielka krwawa góra, był już ledwie kilka jardów
ode mnie. Słyszałam jego ostry oddech. A potem eksplodował. Tak jakby każda kropelka
krwi wybuchła w tym samym momencie. Powietrze stało się czerwone od krwi i nagle
miałam wrażenie, jakbym znalazła się pod wodą. Przez chwilę myślałam, że się utopię,
potem jednocześnie zakrztusiłam się i próbowałam wypluć krew.
Coś dużego uderzyło mnie w bok głowy i upadłam na pokrytą krwią ziemię. Nawet teraz
potwór usiłował zabrać mnie ze sobą. Pokryty posoką Kitto i Mędrzec na jego ramieniu to
były ostatnie rzeczy, jakie zobaczyłam, zanim ciemność wypełniła cały mój świat.
226
Rozdział 45
Kiedy odzyskałam przytomność, unosiłam się w powietrzu. W pierwszej chwili
pomyślałam, że to sen. Potem ujrzałam Galena, który również się unosił, ale był poza
zasięgiem moich rąk. Odkryłam, że wszystkie istoty magiczne, które były ze mną u
Maeve, unoszą się w powietrzu. Magia była wszędzie, wypełniała powietrze jak
wielobarwny pokaz ogni sztucznych, latając wokół nas jak stada fantastycznych ptaków,
które nie znały nieba śmiertelników. Całe lasy rosły i więdły na naszych oczach. Zmierć
pojawiała się i znikała. To było tak, jakby czyjeś sny i koszmary senne maszerowały
przed moimi oczami w jasnym kalifornijskim słońcu. Był w tym jakiś surowy urok, prosta
magia.
A potem ta magia rozlała się na Rhysa, Mroza, Doyle a, Kitta, Niccę, nawet na Mędrca.
Patrzyłam na drzewo unoszące się obok Nicki i znikające w nim. Mędrzec był pokryty
kwitnącą winoroślą. Umarli ludzie podeszli do Rhysa i wmaszerowali w niego, podczas
gdy on krzyczał. Mróz był pokryty przez coś, co wyglądało jak śnieg. Zmiatał to swoją
zdrową ręką, ale nie mógł tego powstrzymać. Ujrzałam też Doyle a ukrytego za czymś
czarnym i wijącym się; potem magia w końcu odnalazła Galena i mnie i okazało się, że
unosimy się ledwie kilka stóp od siebie. Byliśmy spowici zapachami i kolorami. Czułam
zapach róż i krew pojawiła się na moim nadgarstku, jakbym skaleczyła się kolcami.
Pomyślałam, że wszyscy odzyskali to, co oddali Bezimiennemu, tylko ja i Galen nic nie
odzyskaliśmy, bo nic mu nie oddaliśmy. Myślałam, że to nas ominie, ale myliłam się.
Magia uwolniona z jego ciała chciała znów w kimś być.
Coś białego jak wielki ptak wzbiło się z krwawej miazgi i zaczęło lecieć w moim kierunku.
Galen krzyknął Merry! i błyszczący kształt uderzył we mnie, ale nie wyleciał z drugiej
strony. Przez chwilę widziałam świat jak za mgłą. Poczułam swąd spalenizny, a potem
znów zapadła ciemność.
Do czasu, gdy ja i Galen odzyskaliśmy ponownie przytomność, pozostali uwięzili
Bezimiennego w ziemi, wodzie i powietrzu. Musieli go uwięzić. Nie mogli go zabić, ale
nie mogli też pozwolić, by wrócił do sił i dalej był na wolności.
Maeve Reed łaskawie pozwoliła nam użyć swojej dużej posiadłości jako miejsca
pochówku, chociaż to nie było dokładnie to, co zrobiliśmy. Bezimienny został zarówno
pochowany, jak i nie. Został uwięziony w miejscu, które nie było ani tym, ani tym.
Maeve zaproponowała, byśmy zamieszkali w jej domku gościnnym, który był większy niż
domy wielu ludzi. To rozwiązywało nasze problemy mieszkaniowe i sprawiało, że byliśmy
w pobliżu na wypadek nowego ataku Taranisa.
Zawsze myślałam, że to Andais jest szalona, ale zmieniłam zdanie. Taranis jest zdolny
zrobić wszystko, byleby tylko uratować swoją skórę, dosłownie wszystko. Dobrzy władcy
nie myślą w ten sposób.
Bucca-Dhu znajduje się w areszcie prewencyjnym Dworu Unseelie. Musieliśmy
powiadomić o wszystkim Andais. Mamy świadka na to, co zrobił Taranis, ale to nie
wystarczy, by obalić władcę panującego od tysiąca lat. To będzie koszmar tak chodzić
wokół niego na paluszkach. Ale nie można pozwolić, by pozostał u władzy.
227
Taranis wciąż nalega, bym złożyła mu wizytę. Ani mi się śni!
Rhys z łatwością uporał się z duchami starych bogów. Odzyskał moc, którą kiedyś musiał
oddać Bezimiennemu, tak samo jak i pozostali. Co to oznacza w praktyce?
Ano to, że Rhys mówi do siebie w pustym pokoju... chociaż jeśli jest pusty, to dlaczego
słychać w nim głosy? Mróz może oszronić moje okno w środku lata lodową koronką.
Doyle potrafi nagle zniknąć z pola widzenia i nikt z nas nie może go znalezć. Jestem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]