[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nietkniętej. Dopiero gdy Ric obszedł autobus od tyłu, ujrzał, że jej czarne włosy były z jednej
strony całkowicie spalone, a zgrabna sukienka plażowa w kwiatki zetliła się od lewego kolana
aż po lewe ramię. Ujrzał jej przepalone białe majteczki i to sprawiło, iż poczuł się jak hiena
cmentarna.
Po drugiej stronie autobusu spotkali się z Jimem. Ric wyjął chusteczkę, złożył w
kształcie trójkąta i przycisnął do nosa i ust.
- Nie ma co, ładne mi barbecue - stwierdził Jim, choć bynajmniej nie było mu do
śmiechu.
- Jak myślisz, co, u diabła, się tutaj stało? - zapytał go Ric niepewnie. - Nie sądzisz,
że mógł eksplodować zbiornik z benzyną albo coś w tym rodzaju?
Jim stęknął i pochylił się w przysiadzie, badając podwozie autobusu.
- %7ładnych oznak eksplozji. Nic nie zostało rozerwane ani pogięte. Zbiornik paliwa
jest nietknięty, bagaże są spalone, ale nie porozrywane na strzępy. Ten samochodzik po
prostu zajÄ…Å‚ siÄ™ ogniem i tyle.
Powstał i wytarł pot z czoła tłustą purpurową ręką.
- To się zdarza, jak sądzę, szczególnie przy silniku benzynowym. Ale rzadko się to
spotyka przy dieslach.
Z ukosa spojrzał na ślady opon, które autobus pozostawił na piasku po zjechaniu z
autostrady.
- %7ładnych oznak udziału jakiegokolwiek innego pojazdu. Kierowca podążył prosto
tutaj, bez zbaczania z drogi i poślizgów. Trudno twierdzić na pewno, ale nie wygląda na to,
by wpadł w panikę.
- Cały jego cholerny autobus stał w ogniu, a on nie wpadł w panikę? To nie ma sensu.
Jim sięgnął do kieszeni koszuli i wyciągnął rulonik zielonych landrynek. Poczęstował
jedną Rica, lecz ten potrząsnął przecząco głową.
- Nikt nie wpadł w panikę - zauważył wypychając sobie landrynką policzek. - Popatrz
no tylko na nich; wszyscy siedzą na swoich miejscach, żadnego zwału trupów przy drzwiach,
koło wyjść awaryjnych - w ogóle nikogo.
Ric przespacerował się z powrotem wzdłuż burty autobusu i popatrzył na dziewczynę
w różowej plażówce w kwiatki. Nienaruszona strona jej twarzy miała wygląd latynoski i
uderzająco piękny, prawe oko zaś było otwarte i spoglądało na niego, czy też w każdym razie
w jego kierunku. Niezwykłe było w tym wszystkim to, iż sprawiała wrażenie, jakby się
uśmiechała. Wyglądała na szczęśliwą.
Z ciebie, młoda damo, też jest cholerna zagadka - pomyślał Ric. - Jak można się
uśmiechać, gdy nogi ma się w płomieniach? To znaczy, o mój Boże - jakże to musiało boleć .
Jim podszedł, stanął obok niego i również przyglądał się dziewczynie.
- Uśmiecha się - rzekł Ric z nerwowym chichotem.
- Nie - landrynka zagrzechotała Jimowi między zębami - to od gorąca. %7łar sprawia, że
mięśnie twarzy się kurczą, tak samo jak befsztyk na patelni. Widziałem raz faceta, który spalił
się w ciężarówce. Utknął i nie mógł się wydostać. Wyglądał, jak gdyby boki zrywał ze
śmiechu. Aż miałem ochotę zawołać: Co w tym takiego, kurczę, śmiesznego?
Wrócili do wozu patrolowego. Ric raz czy dwa razy obejrzał się za siebie.
Dziewczyna w dalszym ciągu spoglądała nań bez wyrazu swoim jedynym pozostałym
orzechowym okiem.
Jim sięgnął ręką do samochodu i wyciągnął nadajnik.
- Doris? Tu Jim Griglak. Słuchaj, powiedz koronerowi, że mamy ich trzynastu. Tak
jest, piekarski tuzin. Właśnie, a i upieczeni wszyscy jak trzeba.
Teraz musieli czekać. Oparli się o wóz patrolowy i stali w migotliwym upale
popołudnia, przyglądając się, jak opony autobusu zamieniają się pod wpływem żaru w
ażurowe obręcze stalowego drutu, a wokół konstrukcji ramy dogasają resztki płomieni. Z
oddali dochodziło rozlegające się echem laker-flaker-flaker nadlatujących z zachodu
helikopterów.
- Czy orientujesz się, na cośmy się tu natknęli, Ric? - zapytał Jim, zdejmując cielsko z
maski samochodu. Nigdy do tej pory nie zwrócił się do niego po imieniu.
Ric potrząsnął głową, świadomy tego, iż Jim ma zamiar powiedzieć mu coś na serio.
- Natknęliśmy się, ni mniej, ni więcej, tylko na masowe morderstwo.
- Uważasz, że dokonano tego z premedytacją?
- Daj spokój, Muñoz, zrób użytek z szarych komórek. To nie byÅ‚ wypadek drogowy,
na miłość boską. Nie potrzeba Sherlocka Holmesa, żeby się tego domyślić. To rzez. Wchodzą
w grę narkotyki albo sekta religijna, a może obie te rzeczy naraz. Może santaria. Musiałeś o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]