logo
 Pokrewne IndeksDziennik zakochanej nastolatki Baccalario Pierdomenico, Peruzzi ElenaKlementyna z Tańskich Hoffmanowa dziennik franciszki krasinskiejFerrarella_Marie_ _Milioner_i_dziennikarkaGR0538.Banks_Leanne_Pokochac_milionera_02Childress DavKybalion0976. Harper Fiona Melodia miśÂ‚ośÂ›ciDebbie Macomber Zdobyć‡ serce CarolDARK ELVES 1(1)MakśÂ‚owicza Roberta Wć™drówki kulinarne
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • boatlife.htw.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    J. L. POPLAWSKI  Głos" nr 10
    Trudno jaśniej powiedzieć, że się jest świnią i to głupią świnią. Aby jaśniej
    swe świńskie stanowisko uwypuklić, pan P. pisze taką jeszcze rzecz:
    Projekt reformy stosunków włościańskich wypracowany przez kanclerza Zamoyskiego
    depcą z wściekłością nogami sejmujące stany, ale nawet Konstytucja 3 maja
    stanowi tylko, że włościanie mają być pod  opieką pośrednią rządu i prawa", a
    uniwersał wydany przez Kościuszkę w obozie pod Połańcem jest tylko próbą
    spóznionej ekspiacji, podyktowaną pobudkami szlachetnymi, ale nie
    urzeczywistnioną wcflle.*
    Czytałem już takie zdania w  Kwartalniku Walki Klas" genewskim, gdzie jakiś pan
    socjalista pluj na Kościuszkę i 3 maja dowodząc, że  nec locus ubi Troja fu/t"
    *. Teraz się to odbiło w  Głosie". %7łe głupim jest pan P., dowodzi to, że
    powtarza gołosłowne marzenia R. Krajewskiego *:  To przynajmniej jest
    niezawodne, że poczynając od dołu postęp jest prędszy niż od góry." (U nas, w
    jarzmie, szczególniej jest to niezawodną rzeczą.)
    Notatki powyższe przerwała mi wizyta  o, mon Dieu!  pana Jezierskiego.
    Przywiózł mi  Kraj", ma dla mnie pełne usta komplementów, a wszystko z racji
    owego artykułu o sklepie. Rozumiem, dlaczego tylu jest na świecie schlebia-
    OLEZNICA, 1889
    125
    czów arystokracji, pismaków za uśmiechy i ukłony, za klepanie po ramieniu... Pan
    J. aż na moim piętrze  to coś, co żadnym piórem opisane być nie ma, ale po
    prostu wybite na medalu pamiątkowym i zawieszone na szyjach moich wnuków być
    winno...
    Przy kolacji (w portretowej sali), gdy dzieliliśmy się nóżkami dzikiego kaczora,
    tego magnifigue, superbe *, mówiliśmy o umoralnianiu ludu przez pewnego księdza.
    Wtedy pan Jan zauważył niepotrzebnie, że ten właśnie ksiądz okpi-wa chłopów na
    koniach, a chłopi dają mu się oszukiwać, gdyż oszukuje ich ksiądz. Wtedy to
    miało miejsce skrzywienie ust pani Zofii, gdy ja niepotrzebnie wyrzekłem, że
    może ów ksiądz używa tego środka także w celu umoralniania ludu.
    Ach, jaki czuję smutek na widok tych ludzi, którzy mogliby tyle! Nie dlatego, że
    papa Z. nazywa Zwiętochowskiego najgłupszym z głupich ludzi; nie dlatego, że ich
    pruderia okrywająca nic, jeno wspaniały, otulony w jedwab i brylanty burdel; nie
    dlatego, że są nikczemni etycznie  ale dlatego, że mojej ojczyznie służyć nie
    chcą...
    Wczoraj jezdziłem z p. Kasztanem do Staszowa do doktora S. Wracaliśmy około 12 w
    nocy. Zadymka piekielna zasłoniła świat cały, białe tumany zaścielały drogę, wył
    wicher. Wtedy pan Kasztan pochylił się ku mnie i wśród poświstów wichru mówił:
     Nieprawdaż, panie, że posiadać znajomość życia może człowiek, co przeszedł i
    zrozumiał nędzę? Myślę teraz, że my, po powrocie do domu, zastaniemy gorącą
    pieczeń z kompotem, łóżka i lokajów, co nam zdejmą futra... Co to musi być,
    wracać przez te pola piechotą do chałupy, gdzie może nie ma ciepłej wody...
    22 III (piątek).
    Chory dziś jestem na febrę i leżę na mojej
     górze" sam.
    DZIENNIKI, TOMIK XIX
    Za oknami wiosna roztaczać się zaczyna. Kapie z dachów i drzew i świeci
    niewymownie rozkoszne słońce, już nie zimowe, lecz inne jakieś, choć jeszcze nie
    wiosenne. Stada wron krzyczą na szczytach sosen...
    Tymczasem zanotować muszę wspomnień kilkoro. We wtorek były imieniny p.
    Józefiny, wdziałem więc znowu frak i w towarzystwie p. Jana jechałem do
    Kotuszowa, gdzie już poprzedniego dnia udała się cała Oleśnica. Mijając Kuro-
    zwęki zatrzymałem się na chwilę przed dworkiem Józefa *, tym bardziej, że
    zobaczyłem go w oknie. Wchodzę tedy i widzę na środku pokoju bardzo ładną
    facetkę... Uczyniła się na twarzy mojej głupia mina widocznie, bo Józef i owa
    facetka śmiać się do rozpuku zaczęli. Mimo tego śmiechu, ja nie pozbywałem się
    wyrazu zdziwienia: cóż bowiem u Józefa może robić na środku pokoju młoda i ładna
    facetka?
     Mój kuzyn, Stefan  mówi Józef  a to uważasz, bracie, jest moja żona *.
     %7łona?  pytam w sposób niemal impertynencki.
    Przesiedziałem tam do godziny siódmej, pózniej zaś pojechałem do Kotuszowa końmi
    Józefa. %7łona jego jest i inteligentną, i miłą, i ładną. Nie dla majątku się
    ożenił i jest teraz tak zakochany, że gadać z nim nie można. On, Józef...
    W Kotuszowłe były cztery oryginalności: pasztet, pan Władysław B. * w mundurze
    oficera austriackiego, panna B., niewymownie nudna stara dziewica, i ja, grający
    w wista z księdzem proboszczem. Zresztą bowiem bawiliśmy się w rozmowie tymiż
    tematami, które nam już od dawna kością w gardle stoją: czapraki, uzdy, kaczki,
    wist.
    26 III (wtorek).
    Moja febra nie ustaje, owszem, coraz jest nieznośniejszą, przyłączył się do niej
    nieznośny suchy kaszel, męczący mię jak zmora. Ile też ja jeszcze marców
    przetrzymam? Niewiele już chyba... O, jakaż rozpacz mię męczy, gdy myślę, że nic
    OLEZNICA, 1889
    127
    nie zrobiwszy i nic nie przeżywszy  umrę jak suchotnik w nędzy... Moja powieść,
    moja książka!...
    Jedyną rozrywką są listy Helenki, jakie przychodzą do mnie dosyć często. Ostatni
    jest tak otwarty, jakbyśmy byli od dawna narzeczonymi. Pisze np.:
    Grzechy moje karnawałowe są niewielkie i jeszcze mię za nie pocałujesz, gdy
    przyjedziesz... Czy zgoda na to?
    Nie ożeniłbym się z nią nigdy, bo za śmiała i zbyt łatwo nadstawia buzi. I teraz
    nawet myślę zerwać ten romansik, bo mię on już nie podnieca moralnie, a
    fizycznie... nie warto mówić. Kobiety, której nie kochamy głęboko, nie szanujemy
    też.
    Byłem wczoraj w Nłecisławicach u pp. B. Aadniej tam jak w Oleśnicy: duży park,
    duży ogród, dwór stary, szlachec-ko-pański. Jest jaka taka biblioteka, jest
     Niwa"... tylko ludzi nie ma. Młody pan Władysław B. z całego miejscowego
    societe najbardziej mi się podoba: czytał więcej i lepiej myśli trochę. Trochę,
    mówię, bo nie ma tu ludzi z mózgiem w głowie i uczuciem w sercu. Dla każdego
    bożyszczem  rubel, a wszystko, za co warto umierać  to szowinizm. I cóż tu
    jest święte? Te czerwone czapki, które, gdy je mijamy naszymi tarantasami i
    bryczkami, zniżają się do ziemi? Kiedyś taki martwy posąg kochał Pigmalion *...
    Tak  to martwy posąg przyszłości naszej. Nasi panowie nie znają się na rzezbie
     więc go kopią swymi butami kupionymi w Krakowie, które to buty często panom
    naszym zastępują przekonania. Chłopi są jak ojczyzna  martwa rzecz, rzecz
    nieczuła. Tym mocniej kochajmy ojczyznę i lud...
    128
    DZIENNIKI, TOMIK XIX
    Istne zmartwienie mam z  Prawdą". Co trocha któryś z ja-śnie panów prosi mię o
    pożyczenie jakiegoś numeru, bierze go w dwa palce, przerzuca i upokarza do głębi
    spojrzeniem. Wczoraj przyjechał pan Wacław Stojowski i zabrał jeden numer.
    Zawiózł go do Strzelec... Bogowie, Bogowie! Szczęście, że nie jestem austriackim
    poddanym, bo intrygami wyrzuciliby mię stąd...
    UJ [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl