[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaklinowało jej się pod skórą, i zawsze ją denerwował, nawet gdy była mała. Jestem kilka lat od
niej starszy i pamiętam, że zawsze szła do szkoły ze wzrokiem wbitym w czubki butów. Nie
trudno się było domyślić dlaczego. - Robert umilkł na chwilę, zbierając myśli, a Paul był dość
mądry, by nie przerywać ciszy. - Jak wiele osób w tamtych czasach, Jill nie ukończyła nauki,
ponieważ musiała iść do pracy, żeby pomóc w utrzymaniu rodziny, i właśnie wtedy ją poznałem.
Stała przy wadze na przystani, gdzie wyładowywaliśmy to, co złowiliśmy. Próbowałem nawiązać
z nią rozmowę chyba przez rok, zanim raczyła się do mnie odezwać, ale i tak ją lubiłem. Była
uczciwa i ciężko pracowała. I mimo że nawet wtedy czesała się tak, że włosy zakrywały jej
twarz, od czasu do czasu udawało mi się zobaczyć, że kryją się pod nimi najpiękniejsze oczy,
jakie kiedykolwiek widziałem. Były ciemnobrązowe i łagodne. Sama była łagodna, nigdy w
całym życiu nikomu nie sprawiła przykrości, nie leżało to w jej naturze. Nie przestawałem jej
zagadywać, a ona nie zwracała na mnie uwagi, aż wreszcie doszła chyba do wniosku, że się od
niej nie odczepię. Zgodziła się umówić ze mną, ale przez cały wieczór prawie na mnie nie
spojrzała. Wpatrywała się w czubki swoich bucików. - Robert splótł dłonie. - Mimo to umówiłem
się z nią jeszcze raz. I wtedy poszło lepiej. Zorientowałem się, że jest zabawna, jeśli tylko chce.
Im lepiej ją poznawałem, tym bardziej ją lubiłem i zacząłem myśleć, że chyba jestem w niej
zakochany. Nie przeszkadzała mi ani trochę ta rzecz na jej twarzy. Nie przejmowałem się nią ani
dawniej, ani w zeszłym roku. Ale jej nie było to obojętne. Nigdy. - Umilkł na chwilę. - W ciągu
kolejnych dwudziestu lat urodziło nam się siedmioro dzieci i mogłoby się wydawać, że podczas
karmienia każdego następnego maleństwa guz się powiększał. Nie wiem, czy tak było naprawdę,
ona jednak w kółko mi to powtarzała. Ale wszystkie moje dzieci, nawet John... ten, którego pan
poznał, uważały ją za najlepszą mamę na świecie. I taka była. Surowa, kiedy trzeba, a przez
resztę czasu najmilsza osoba pod słońcem. Kochałem ją za to i byliśmy szczęśliwi. %7łycie
przeważnie nie było łatwe, ale ona czyniła je łatwym dla mnie. I byłem z niej dumny, byłem
dumny, gdy mnie z nią widziano, i czyniłem wszystko, żeby każdy o tym wiedział. Myślałem, że
to wystarczy, ale chyba się myliłem. - Paul siedział bez ruchu, a Robert mówił dalej: - Pewnego
wieczoru zobaczyła w telewizji program o kobiecie, która zoperowała sobie taki guz.
Pokazywano zdjęcia przed zabiegiem i po zabiegu. Myślę, że Jill nabiła sobie głowę pomysłem,
żeby pozbyć się tego raz na zawsze. I właśnie wtedy zaczęła mówić o operacji. Koszt był wysoki,
a my nie mieliśmy ubezpieczenia, ona jednak wciąż drążyła, czy nie ma jakiegoś sposobu, żeby
załatwić tę sprawę. - Robert spojrzał Paulowi w oczy. - Nie potrafiłem w żaden sposób
wyperswadować jej tego pomysłu. Zapewniałem ją, że absolutnie mi to nie przeszkadza, ona
jednak nie chciała słuchać. Czasami znajdowałem ją w łazience przed lustrem, obmacującą twarz,
kiedy indziej znowu słyszałem, jak płacze, i wiedziałem, że pragnie tego zabiegu bardziej niż
czegokolwiek. %7łyła z tym guzem od dzieciństwa i była już tym zmęczona. Zmęczona sposobem,
w jaki obcy ludzie starali się na nią nie patrzeć, a także zbyt długimi ciekawskimi spojrzeniami
dzieci. W końcu się poddałem. Zebrałem nasze wszystkie oszczędności, poszedłem do banku i
zaciągnąłem dług pod zastaw łodzi, po czym pojechaliśmy zobaczyć się z panem. Była taka
podekscytowana tamtego ranka. Chyba nigdy w życiu nie widziałem jej tak szczęśliwej. Ten
widok utwierdził mnie w przekonaniu, że postępuję słusznie. Obiecałem, że będę na nią czekał i
przyjdę się z nią zobaczyć, gdy tylko się obudzi. Czy wie pan, co mi wtedy powiedziała? Jakie
były jej ostatnie słowa? - Robert nie spuszczał wzroku z Paula, chcąc mieć pewność, że lekarz
słucha go uważnie. - Powiedziała: Przez całe moje życie chciałam być dla ciebie ładna . A ja,
słysząc to, pomyślałem, że przecież zawsze była.
Paul spuścił głowę i próbował przełknąć ślinę, lecz nie udało mu się, tak miał ściśnięte
gardło.
- Ale pan nic o niej nie wiedział. Dla pana była po prostu kobietą, którą pan operował, lub
kobietą, która zmarła, albo kobietą z guzem na twarzy, a może kobietą, której rodzina wytoczyła
panu proces. Nie byłoby sprawiedliwe, gdyby nie poznał pan jej historii. Zasługiwała na znacznie
więcej. Zapracowała na więcej życiem, jakie wiodła. - Robert Torrelson strzepnął resztkę popiołu
na popielniczkę, po czym odłożył papierosa. - Był pan ostatnim człowiekiem, z którym
rozmawiała, ostatnim człowiekiem, którego widziała w życiu. Moja żona była najlepszą istotą na
całym świecie, a pan nawet nie wiedział, z kim ma do czynienia. - Umilkł, czekając, by słowa
dotarły do Paula. - Ale teraz już pan wie.
Z tymi słowy wstał z kanapy, a chwilę pózniej już go nie było.
Gdy Adrienne wysłuchała, co powiedział Robert Torrelson, przesunęła palcami po twarzy
Paula, ocierając mu łzy.
- Jak się czujesz?
- Nie wiem - odparł. - Jestem jak odrętwiały.
- Wcale mnie to nie dziwi. Zwaliło się na ciebie trochę za dużo jak na jeden raz.
- Tak - przyznał Paul. - To prawda.
- Jesteś zadowolony, że przyjechałeś? %7łe usłyszałeś to wszystko od niego?
- I tak, i nie. Dla Torrelsona było ważne, żebym się dowiedział, jaka była jego żona,
dlatego jestem zadowolony. Ale jednocześnie mnie to smuci. Kochali się tak bardzo, a teraz ona
odeszła na zawsze.
- Tak.
- Nie wydaje mi się to sprawiedliwe.
Adrienne uśmiechnęła się z zadumą.
- Bo nie jest. Im większa miłość, tym większa tragedia. Te dwa elementy zawsze idą w
parze.
- Nawet dla nas?
- Dla każdego - powiedziała Adrienne. - Możemy jedynie mieć nadzieję na to, że długo,
długo nam się to nie zdarzy.
Paul posadził ją sobie na kolanach. Ucałował jej wargi, potem otoczył ją ramionami, tuląc
mocno do siebie, poddając się jej uściskowi. Przez długi czas pozostawali w tej pozycji.
Ale gdy kochali się pózniej tego samego wieczoru, do Adrienne powróciły jak bumerang
jej własne słowa. To była ich ostatnia noc w Rodanthe, ostatnia wspólna noc przed co najmniej
roczną rozłąką. I gdy z całych sił starała się odpędzić te myśli, po jej policzkach spłynęły ciche
łzy, których nie mogła powstrzymać.
ROZDZIAA 15
Gdy Paul obudził się we wtorek rano, Adrienne nie było w łóżku. Widział, że płakała w
nocy, lecz nie powiedział nic, bo czuł, że jeśli się odezwie, sam się rozpłacze. Ale nie mógł z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]