logo
 Pokrewne IndeksJohn Norman Gor 16 Guardsman of GorBrendan Mary Skandaliczna propozycjaJoe Alex PiekśÂ‚o jest we mnieFeasey Steve WilkośÂ‚ak 05 Inwazja zombieBrant Kylie NiepokonanaBiblia Ksić™ga przysśÂ‚ówEdward M Lerner Small Miracles (pdf)Norton Andre Brama KotaKukliśÂ„ski Piotr Saga Dworek Pod Malwami 04 MśÂ‚oda śąonaBurroughs William S. Nagi lunch
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ptsite.xlx.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Złoty Wąż uśmiercił jeszcze dwóch wojowników, zanim drużyna nauczyła się z nim walczyć.
    Razem było już dziesięciu zabitych lub poturbowanych tak ciężko, że do niczego się nie
    nadawali. Pozostali wojownicy byli zdenerwowani. Stawali oto przeciw wrogowi, którego nie
    można nawet poważnie zranić, a cóż dopiero zabić, choć Emwaya obiecywała, że będzie
    inaczej. To nie mogło podnieść ich na duchu.
    Mimo to nie stracili nic ze swojej siły i sprytu. Biegali przed wężem jak muchy przed głową
    konia, kłując z taką samą niemiłosierną wytrwałością. Niektórzy śpiewali nawet pieśni
    wojenne między wypadami, dopóki Conan nie nakazał im oszczędzać siły.
    Taka odwaga i dyscyplina ucieszyły Conana, chociaż niezupełnie go zaskoczyły. Wiedział od
    lat, że w Czarnych Królestwach wychowywali się wojownicy, którzy mogli stanąć do bitwy w
    każdym miejscu na świecie. Nie spodziewał się tylko, że tylu ich spotka tak daleko w głąb
    lądu. Tym bardziej był zadowolony ze swoich towarzyszy. Być może gdy Złoty Wąż wyzionie
    ducha, może więcej niż jeden człowiek będzie mógł postawić nogę na jego trupie.
    Rozległ się krzyk. To Emwaya potknęła się na śliskim podłożu. Już nad nią stała Valeria,
    trzymając miecz i gotową do rzutu włócznię. W mgnieniu oka stanęło przed nią jeszcze pięciu
    wojowników. Szamanka zaciskała zęby z bólu. Bujne włosy uratowały jej głowę przed
    rozbiciem, ale nadal poruszała rękami walcząc z niezwykłą mocą Złotego Węża.
    Po chwili wstała. Conan zauważył, że wąż nie zaatakował ani jej, ani jej obrońców. Nauczył
    się, czym grozi dobrze użyte żelazo, czy wreszcie wyczerpywały się jego siły?
    Conan wiedział, jak niebezpieczne jest złudzenie, że przeciwnik jest słaby albo głupi. Jednak
    nie mógł pojąć, jak cokolwiek mniejszego niż Góra Burz mogło opierać się cięgom, jakie jego
    drużyna sprawiła Złotemu Wężowi.
    Nagle grzmot wstrząsnął korytarzem. Conan mógłby przysiąc, że widział, jak wąż podniósł
    się z ziemi na szerokość dłoni. Wojownicy wypuścili z rąk tarcze, na sklepieniu pojawiły się
    rysy. Potem dookoła zaczęły się sypać odłamki kamieni, a po drugiej stronie węża stanął
    ociekający wodą Dobanpu we własnej osobie.
    Wszyscy byli wstrząśnięci, chyba nawet potwór, jednak momentalnie się otrząsnął i ruszył
    do ataku na Dobanpu. Szaman stał niewzruszony, wodząc palcami po amulecie. Valeria
    wrzasnęła z przerażenia, za nią tuzin wojowników, a nawet Conan.
    Wąż zatrzymał się tuż przed Dobanpu. O ramię od szamana ogromny rogaty łeb zastygł
    nagle, jakby zacisnęła się na nim pętla, albo jakby powietrze nabrało twardości skały.
    Dobanpu podniósł rękę i mieniący się złotem świetlny łuk połączył go z Emwaya. Zwiatło
    wniknęło w niego i znikło bez śladu, tylko jego oczy dziwnie pojaśniały, ale Conan nie był
    pewien, czy to nie złudzenie.
    Dobanpu odwrócił się i z zawrotną jak na człowieka w jego wieku szybkością wbiegł do
    korytarza, którego nikt dotąd nie zauważył. Znów wszyscy jęknęli z przerażenia, a Emwaya
    zmarszczyła brwi.
     Czy twój ojciec oszalał?  krzyknęła Valeria. Conan pokręcił głową. Jeśli Emwaya nie
    okazywała strachu, Dobanpu na pewno miał jakiś plan. Tyle że ten plan trzeba będzie
    urzeczywistnić.
     Co mamy robić?  zapytała Valeria.
     Zdaje się, że on zamierza zaprowadzić tę istotę do miejsca, które uznał za odpowiednie.
    Dużo siły użył, żeby tu dotrzeć, nie poradziłby sobie bez naszej pomocy. Ale w miejscu,
    którego szuka, znajdzie jakiś sposób, żeby uśmiercić węża.
    Conan przeklął sam siebie za to, że spodziewał od Emwayi jasnej odpowiedzi. Valeria
    spojrzała na Emwayę wściekłym wzrokiem.
     Chcesz, żebyśmy poszli za tym stworem do jakiejś nory, gdzie z łatwością nas załatwi?
    Mamy zaufać tylko czarom twojego ojca?
     Tak.
     Conanie&
     Pózniej mnie przeklniesz  powiedział.  Na razie zastanów się, czy mogłabyś postawić
    choć dwa swoje włosy na to, że wydostaniemy się stąd, jeżeli Dobanpu zginie.
    Valeria przyznała mu rację. Wyskoczyła na czoło drużyny i podniosła miecz.
     Naprzód, psie wypierdki! Odwrócił się do nas tyłem, to znaczy, że ucieka!
    Wojownicy chyba jej nie zrozumieli, a ci, którzy zrozumieli, nie uwierzyli. Wiedzieli jednak,
    że nie mogą pozwolić, żeby kobieta Niebieskookiego Wodza zawstydziła ich prowadząc atak.
    Rozległy się bojowe okrzyki i wojownicy rzucili się w pogoń za wrogiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl