[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystko! Dzienniki z pobytu w Mongolii, fotografie piramidki podpisane po drugiej stronie,
rękopisy...
- Nie wiemy, kto obecnie tam mieszka... Wiem tylko tyle, że willa pisarza znajdowała
się w Otwocku i nazywała się Ossendówka .
- Aadnie - pochwaliłem. - Jeśli jest obecnie w rękach prywatnych, to obawiam się, że
będzie nam trudno się do tego dostać... Nowi właściciele mogą nie zechcieć udostępnić nam
swoich piwnic...
- Chyba nie ma przepisów nakazujących im podporządkowanie się nam w tej sprawie
- mruknął szef. - Nawet gdybyśmy mieli pełnomocnictwa rodziny pisarza, a nie wiem, czy
żyją jacyś jego potomkowie, to i tak po tylu latach nowy właściciel domu stał się także
właścicielem papierów tak zwanym prawem zasiedzenia... Ale my sobie poradzimy.
- Przebierzemy się za hydraulików i wyciachamy dziurę piłą ultradzwiękową -
zaproponowałem.
Popatrzył na mnie zaskoczony.
- Albo zrobimy podkop. Mamy już doświadczenie.
- A Murzynów do drążenia wynajmiemy w akademikach - zażartował. - Pawle, nie
jesteśmy w Sudanie. Jakoś się to załatwi. Na razie trzeba ustalić adres. Ciekawe, czy
Ossendowski zbudował ten dom sam, czy też kupił gotowy od kogoś.
- A jeśli tak, to...
- Jeśli kupił przed wojną dom powiedzmy pięćdziesięcioletni, to istnieje
prawdopodobieństwo, że jest on obecnie zabytkowy i mamy informacje o nim w swoim
archiwum albo znajdziemy je u wojewódzkiego konserwatora zabytków.
- Ale jak ustalimy adres?
- Po pierwsze, możemy poszukać przedwojennej książki adresowej lub telefonicznej;
przecież pisarz musiał mieć telefon...
- Niekoniecznie - zaprotestowałem. - Mógł nie lubić, jak go rozpraszają dzwonkami.
Nawet jeśli to dzwonił Siemionow z Pekinu - zażartowałem.
- Tak, ale nasz pisarz był przez kilka lat wykładowcą na wojskowych uczelniach. Tacy
musieli być w każdej chwili uchwytni... Sądzę jednak, że pójdzie nam to łatwiej. W Muzeum
Literatury powinni mieć wszelkie dane dotyczące Ossendowskiego. Ostatecznie był przecież
znanym przed woj na pisarzem.
- A Muzeum Literatury jest... - popatrzyłem przez okno.
- Właśnie tam. O rzut kamieniem. Te czarne blaszane drzwi koło sklepu
filatelistycznego. Dziś czynne chyba do osiemnastej...
Dopiłem kawę i po chwili byliśmy na miejscu. Bez problemu dopuszczono nas do
gabinetu dyrektora. Starszy mężczyzna siedział za biurkiem. Na nasz widok wstał i uścisnął
nam dłonie. Przedstawiliśmy się.
- Cóż sprowadza pracowników szacownego ministerstwa do naszej skromnej
palcówki? - zapytał po wzajemnej prezentacji.
- Chyba mamy informacje, które pana zaciekawią - zagaił szef. - Muzeum pańskie
gromadzi rękopisy, listy i inną dokumentację związaną z polskimi pisarzami...
Dyrektor uśmiechnął się i kiwnął głową.
- Mamy rękopisy wieszczów... Manuskrypty dziesiątków polskich literatów, a nawet i
kasety magnetofonowe z nagraniami głosów niektórych z nich...
- Przypuszczamy, że jesteśmy na tropie archiwum Ferdynanda Antoniego
Ossendowskiego - powiedziałem. - Chcielibyśmy sformować wraz z waszymi
przedstawicielami grupę poszukiwawczą. Jako pracownicy ministerstwa postaramy się o
zgodę na poszukiwania, zaś panowie...
- Archiwum Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego? - powtórzył zdziwiony dyrektor
i zamrugał oczami. - A to paradne...
- To był bardzo wybitny przed wojną pisarz - wyjaśnił szef. - A my właśnie chcemy
rzucić okiem w jego papiery...
- Słynny Pan Samochodzik znowu na tropie - uśmiechnął się dyrektor. - Panowie chcą
odszukać jego archiwum - uśmiechnął się dyrektor. - Postaram się pomóc. Prosto korytarzem,
po schodkach na pierwsze pięto i drugie drzwi po lewej. Tam panom udostępnią...
- Jak to? - zdumiałem się. - Tak po prostu?
- W 1992 roku nasi pracownicy spenetrowali piwnice willi, która była niegdyś
własnością pisarza. W trakcie prac udało się odnalezć cztery metalowe skrzynie zalane
parafiną, zawierające przeszło cztery tysiące różnych dokumentów, oraz rękopisy przeszło
czterdziestu jego książek, w tym kilku nigdy nie wydanych. Nie ma więc potrzeby szukać
jeszcze raz. Wszystko to mamy u siebie. Bezpośrednio po odnalezieniu zorganizowaliśmy
nawet kilkutygodniową wystawę najciekawszych dokumentów z tego zbioru... Był wśród nich
rozkaz wyjazdu podpisany przez barona Ungerna von Sternberga oraz dość zagadkowy
testament barona, którego wykonawcą miał być właśnie pisarz...
Pan Samochodzik parsknął histerycznym śmiechem.
- A niech mnie... To historycy uważali przez dziesięciolecia testament krwawego
barona za mit, a tymczasem on tu sobie leży?
- Zgłaszaliśmy Instytutowi Historii Uniwersytetu Warszawskiego, że posiadamy takie
archiwalia, ale nie wykazano zainteresowania nimi.
- Czy były tam jakieś mapy? - zapytałem.
- Tak. Była jedna. Zresztą idzcie panowie do archiwum, tam sobie na spokojnie
wszystko przejrzycie.
Nie minęło dwadzieścia minut, a już siedzieliśmy na wygodnych obrotowych
krzesłach. Młoda archiwistka przynosiła nam kolejne skoroszyty. Wewnątrz w foliowych
koszulkach zgromadzono dokumenty pisarza. Niektóre zachowały się w bardzo dobrym
stanie, inne były prawie nieczytelne. Widocznie któraś z metalowych skrzyń przeciekała.
- Mamy! - zakrzyknąłem.
Zeszyt w marmurkowej okładce nosił ślady długotrwałego używania. W jego kartki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]