[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wrażenie, że znalazła się w pułapce. Blake zawsze dostawał wszystko,
czego chciał. Ale nie ode mnie, pomyślała dumnie. Chyba że sama
będę miała na to ochotę.
Cofnęła rękę i sięgnęła po sweter.
- Możemy iść - powiedziała szybko.
W zasadzie sama nie wiedziała, czy woli wyjść, czy zostać.
Panowała między nimi przedziwna, napięta atmosfera, coś ich do
siebie zarazem przyciągało, jak i odpychało. Dina czuła się rozdarta
między pragnieniem a głosem rozsądku i chyba pierwszy raz w życiu
nie potrafiła dokonać wyboru.
Blake bacznie ją obserwował.
- I tak wcześniej czy pózniej będziesz musiała się na coś
zdecydować.
- Wiem.
123
R S
- No, to na co czekasz? Co cię powstrzymuje? Przecież już nie
myśl o Checie, więc co?
- Nie mam pojęcia - potrząsnęła głową.
Ruszyła do drzwi, lecz on już szedł za nią i chwycił ją za
ramiona.
- Zdecyduj teraz - mruknął i zmysłowo przesunął ustami po jej
odsłoniętym karku.
Zadrżała ponownie, tym razem z rozkoszy, gdy Blake objął ją od
tyłu i przytulił do siebie. Och, gdyby tak mogła mu ulec...
- Nie, nie mogę!
- Ale chcesz tego... - Ciepły oddech owiał jej policzek delikatną
pieszczotą. - Wiesz, że tak jest.
- Och, nic już nie wiem - westchnęła z rozpaczą.
- Po prostu przestań myśleć i poddaj się uczuciom -
poinstruował.
W tym tkwił cały problem. Gdy przestawała myśleć, zaczynała
mu ulegać. Nie mogła się jednak zgodzić na to, by rządziła nimi
wyłącznie namiętność. Zależało jej na czymś więcej. Zasługiwała na
znacznie więcej.
- Blake, nie! - zawołała i wyrwała się z jego ramion. Odsunęła
się zaledwie o krok i przystanęła. Pragnęła uciec, a zarazem coś ją do
niego ciągnęło. Zupełnie nie wiedziała, co począć. Bezradnie spuściła
głowę.
- Blake, nie! - przedrzezniał z goryczą. - Zawsze to samo! Jak
długo mam czekać?
124
R S
- Tak długo, aż się nie przekonam, że powinnam to zrobić.
- Ile to jeszcze potrwa? - warknął niecierpliwie.
- Nie wiem. Widzisz, bardzo łatwo poddać się namiętności, ale
trudniej ponieść tego konsekwencje. Wieczorem można się
zapomnieć, ale rano trzeba sobie spojrzeć w oczy.
- W takim razie jesteś znacznie silniejsza ode mnie - wybuchnął.
- Bo mnie nie obchodzi, co się stanie potem! - Chwycił ją za ramię.
Sądziła, że ponownie zignoruje jej opór i zmusi do poddania się jego
woli, lecz pchnął ją do wyjścia. - Idziemy! - mruknął przez zaciśnięte
zęby.
Szedł szybko i ciągnął ją za sobą, musiała więc prawie biec. Nie
było to łatwe w wąskiej spódnicy i na obcasach, lecz nie protestowała.
Grymas na twarzy Blake'a wyraznie dawał do zrozumienia, że lepiej
go dodatkowo nie irytować.
Na parkingu wsadził ją do samochodu i z hukiem zatrzasnął
drzwi. Gdy usiadł na swoim miejscu, włożył kluczyk do stacyjki, lecz
nie przekręcił go, tylko wpatrywał się przed siebie w ponurym
milczeniu. Dina poczuła się nieswojo.
- W dniu mojego powrotu powiedziałaś, że musimy na nowo do
siebie przywyknąć. %7łe mnie nie znasz. %7łe potrzebujemy czasu.
- Pamiętasz? To zadziwiające - zauważyła z gryzącą ironią. Po
chwili zreflektowała się, niestety, trochę za pózno.
- Potrafię powtórzyć każde twoje słowo - powiedział ze
znużeniem, po czym znów skierował wzrok gdzieś w dal. - Problem w
tym, że czas płynie, a my oddalamy się od siebie, zamiast się zbliżać.
125
R S
Nie rozmawiamy ze sobą. Spotykamy się we dwoje tylko w sypialni.
Tam zaś nie ma mowy o żadnym zbliżeniu, ani fizycznym, ani
jakimkolwiek innym.
- Co więc sugerujesz? %7łe powinniśmy zacząć od fizycznego i
liczyć na to, że reszta jakoś sama się ułoży? - spytała sztywno.
- Nie, wcale nie o to mi chodzi - skrzywił się cynicznie. -
Aczkolwiek doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że moja żona
uważa, iż stałem się prymitywnym dzikusem, dla którego bycie z
kobietą oznacza wyłącznie seks.
Zrobiło jej się głupio. Zarumieniła się.
- Co w takim razie proponujesz?
- %7łebyśmy spędzali ze sobą więcej czasu. Tego przecież
chciałaś, prawda?
- Trochę to trudne, skoro oboje pracujemy.
- Wydawało mi się, że wszystkie soboty i niedziele mamy
wolne?
- Zapominasz, że nie mieszkamy u siebie - przypomniała mu.
Norma wykorzystywała każdą chwilę, kiedy syn był w domu i
nie odstępowała go niemal na krok.
- Nie, nie zapominam. Wiem, że musimy pobyć ze sobą zupełnie
sami, bez matki, bez znajomych. Tylko ty i ja. To oczywiste, że w jej
domu nie uda się tego osiągnąć. Dlatego zdecydowałem, że ten
weekend spędzimy na Block Island.
- Na Block Island - powtórzyła nazwę wysepki położonej około
dwudziestu kilometrów od brzegów ich Rhode Island.
126
R S
- Masz coś przeciw temu? - spojrzał na nią przeciągle.
- Nie, skądże. - Jak mogła się nie zgodzić, skoro cały czas
szermował argumentem, że przecież sama chciała, by mieli czas dla
siebie i znów do siebie przywykli?
- Aha, jeszcze jedno. - Patrzył na nią bardzo uważnie, świadom
tego, że wręcz wymusił na niej zgodę na ten wyjazd.
- Co takiego? - spytała z obawą.
- Postawię sprawę jasno. Jeśli do niedzieli wieczorem nie
podejmiesz decyzji w wiadomej sprawie, to nie będę dłużej czekał.
Sam sobie wezmę, co moje - uśmiechnął się krzywo na widok
pobladłej twarzy Diny. - I nie obchodzi mnie, czy traktujesz to jako
grozbę, czy jako obietnicę.
- Nie możesz tego zrobić - wykrztusiła.
- Doprawdy? - Przekręcił kluczyk w stacyjce, ignorując jej
oburzenie.
- W ten sposób cały ten weekend stanie się zwykłą farsą!
- Nazywaj to, jak chcesz - stwierdził z całkowitą obojętnością. -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]