[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pogocjzić się z wyrokiem, że będę niewidoma do końca życia? .
- Gdzie jest ta dzielna dziewczyna, którą znam? - skarcił ją łagodnie. - Nie jesteś tchórzem. Tchórz. nie
zdecydowałby się pójść znowu do szpitala, żeby sprawdzić choć najmniejszą szansę. Jeśli wyniki okażą się
negatywne, wiem, że nie pogrążysz się w czarnej rozpaczy. Uniesiesz dumnie głowę i powiesz, iż zawsze
trzeba walczyć dó końca. - Sabrina wyczuła, że Bay się uśmiecha. - Pozwól, że powtórzę pewien banał.
Masz wszystko do zyskania i nic do stracenia.
- Też sobie to powtarzam.
- Chodzi o to, by przestać sobie powtarzać, a zacząć w to wierzyć - wyjaśnił i przytulił ją mocniej.
Siedzieli tak jeszcze przez jakiś czas, a emanująca z mężczyzny siła i pewność zdawała się stopniowo
ogarniać również Sabrinę. Wszystkie jej obawy stopniowo bladły i znikały.
- Teraz już lepiej? - spytał w końcu Bay.
- Tak - skinęła lekko głową.
- W takim razie pójdę, zanim wpadnie tu pielęgniarka i zupełnie opacznie zrozumie, co tu s~ę dzieje -
powiedział nieco figlarnym tonem.
Niezwykle delikatnie położył Sabrinę na łóżku i p'rzykrył ją starannie aż pod brodę. Gdy chciał się
wyprostować, dziewczyna zdążyÅ‚a chwycić go za ramiÄ™· .
- Dziękuję, że przyszedłeś - szepnęła przez ściśnięte' gardło.
. - Nie dziękuj mi za to, co sam chciałem zrobić - pochylił się i zmysłowo musnął wargami jej usta. -
Dobranoc, Sabrino. PrzyjdÄ™ niebawem.
- Dobranoc, Bay.
Ciche kroki oddaliÅ‚y siÄ™, drzwi skrzypnęły, a potem zamknęły siÄ™·
Czekanie na wyniki dłużyło się w nieskończoność.
. Trwające przez dwa dni badania już się zakończyły, pozostało więc tylko uzbroić się w cierpliwość. Doktor
Joe mógł przyjść w każdej chwili. Sabrina siedziała na szpitalnym łóżku niczym na rozżarzonych węglach, jej
ojciec nerwowo spacerował od drzwi do okna i z powrotem. Nagle,niemal w pół kroku, zamarł, a po chwili
gwahownie odwrócił się w kierunku wejścia.
- Dzień dobry państwu - rozległ się tubalny głos lekarza. - Co za okropna pogoda! Chociaż mieszkańcy San
Francisco, są już chyba' przyzwyczajeni do ciągłych mgieł?
- Dzień dobry, doktorze - odpowiedziała Sabrina, lecz Grant zlekceważył wszelkie uprzejmości.
- Czy zna pan wyniki badań? - spytał niecierpliwie.
- Tak.
Nagle Sabrina poczuła na karku jakby ukłucia drobnych szpileczek.
- Bay? - odezwała się niepewnie.
- Witaj, Sabrino - odparł cicho niski głos.
- Coś takiego! Czyżby moja pacjentka przejawiała zdolności telepatyczne? - zdumiał się lekarz, - Raczej
znakomity węch. Podejrzewam, że rozpoznała zapach mojej wody po goleniu.
Sabrina nie wyprowadziła go z błędu. Właściwie sama nie była do końca pewn~, skąd wiedziała o jego
obecności.
Może rzeczywiście podświadomie wyczuła delikatną znajomą woń?
- Cóż, wróćmy do sedna sprawy - powiedział zdeterminowanym głosem doktor Joe. - Przeanalizowałem
wyniki dwukrotnie.
- No i? - ponaglił Grant, gdy tamten zamil~ł na chwilę.
- Panie Lane, zdawaliśmy sobie wszyscy sprawę z tego, że szanse są wręcz znikome. - Niewesoły głos
doktora pozwolił Sabrinie zebrać siły i przygotować się na cios.
- Okazało się, że w ogóle nie istnieją. Nic nie można zrobić. Bardzo mi przykro, iż musieli państwo przejść
przez to ponownie.
Ojciec milczał i dopiero teraz Sabrina zorientowała się, jak bardzo musiał liczyć na to, że jednak zdarzy się
cud.
Ona również żywiła taką nadzieję, jednak nie była tak zdruzgotana tym wyrokiem, jak za każdym poprzednim
razem. Zdobyła się na nikły uśmiech.
- Musieliśmy wykorzystać nawet najmniejszą szansę - uśmiechnęła się' szerzej, gdy przypomniała sobie
słowa Baya. Uniosła dumnie głowę. - Zawsze trzeba walczyć do końca, doktorze.
Lekarz podszedł do niej i ujął jej dłonie w swoje.
- Dziękuję, Sabrino. .
Gdy żegnał się z jej ojcem, usłyszała, że Bay podchodzi bliżej do łóżka. Czuła na sobie jego~uważny wzrok.
- Dobrze się czujesz? - spytał półgłosem.
- Tak - szepnęła i nagle zrozumiała, że to nie czcze przechwałki, lecz prawda.
- Wiedziałem, że dumna, niewidoma królowa przetrzyma wszystko. .
~ Z twoją pomocą, tak - odparła.
- Twoja wewnętrzna moc nie jest w najmmeJszym stopniu moją zashlgą - zaprotestował Bay. - Ale pokłócimy
się na ten temat kiedy indziej. Na przykład w sobotę WIeczorem.
- W sobotę wieczorem? - powtórzyła.
:- Moglibyśmy pójść gdzieś na obiad. Wpadnę po ciebie koło siódmej.
Na chwilÄ™ straciÅ‚a mowÄ™· - To zaproszenie czy rozkaz? - spytaÅ‚a zmienionym gÅ‚osem.
- To zależy od twojej odpowiedzi.
- Będzie mi niezwykle przyjemnie zjeść obiad w pańskim towarzystWie, panie Cameron odrzekła z
przesadnÄ… powagÄ… i Å‚askawym, iÅ›cie· królewskim skinieniem gÅ‚owy.
Nawet więcej, niż przyjemnie, pomyślała. Odkryła właśnie, że już się tego sobotniego wieczora nie może
doczekać.
ROZDZIAA SZÓSTY
Sabrina powoli zeszła ze schodów, z niepewnąminą sprawdzając, czy kok na czubku głowy trzyma się tak,
jak powinien. Między jej brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka. Niezdecydowanie podeszła do drzwi
jadalni, skąd dobiegały głosy ojca i jego narzeczonej.
- Debora, czy mogłabym cię prosić na moment?
- Oczywiście -lekkie kroki zbliżyły się szybko. - O co chodzi?
- Czy to nie jest zanadto strojne?
- Nie, nie sądzę - odparła z namysłem Debora. - Bay zabiera cię na kolację, prawda?
- Niezupełnie - wyjaśniła Sabrina: - Nie idziemy do restauracji. Tak jak ostatnio, zamierzamy kupić coś przy
prol,lenadzie i urządzić sobie piknik. - Nerwowo dotknęła beżowych spodni z ciemnobrązowymi ozdobnymi
szwami. Włożyła też bluzkę od kompletu, prostą, wtym samym odcieniu ciemnego brązu. Całości dopełniał
złoty naszyjnik i przewieszony przez ramię czekoladowy żakiet. -'- Może powinnam wybrać coś prostszego?
- Chyba nie - zdecydowała po chwil-i,Debora. - To, że nie idziesz do eleganckiej restauracji, nie oznacza, iż
masz wyglądać byle jak. Ten komplet jest tak pomyślany, że pasuje ąa każdą okazję, zależnie od dodatków.
No, może z wyjątkiem wieczoru w operze.
- To dobrze - Sabrina odetchnęła z ulgą. Niezwykle trudno było jej oceniać swój wygląd jedynie na podstawie
wspomnień. Naraz usłyszała dzwonek domofonu. - To na pewno Bay.
, - Nie zapomnij torebki, leży na stole - przypomniała Debora. - Powiem mu, że już schodzisz.
_ Sabrina wzięła torebkę, sięgnęła do stojaka po laskę z kości słoniowej i niemal sfrunęła na dół. I Bay wziął
ją pod rękę i zaprowadził do samochodu.
- Miałem nadzieję, że włożysz tę nową sukienkę.
Roześmiała się.
- %7Å‚artujesz! Na piknik?
- fiknik? - powtórzył. - Przecież zabieram Clę na obiad, nie pamiętasz? , - Ale... - przystanęła gwałtownie.
- Ale co? - spytał cierpliwie.
- Wiesz doskonale, że nie jadam w miejscach publicznych - powiedziała dobitnie, dodatkowo akcentując
każde słowo uderzeniem laski w chodnik.
- Doskonale pamiętam wszystko, co, kiedykolwiek mówiłaś. - Bay objął ją mocno ramieniem i nie zważając
na opór, zaprowadził do samochodu.
Pomógł Sabrinie wsiąść i zamknął za nią drzwi. 'Chciała je otworzyć, okazało się jednak, że zostały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]