logo
 Pokrewne IndeksKroniki brata Cadfaela 01 Tajemnica świętych relikwii Ellis Peters099. Marshall Paula Ich czworo (Tajemnice Opactwa Steepwood 08)Cienie 03 Pozzessere Heather Graham Tajemnice zamku FairhavenCartland Barbara Najpiękniejsze miłości 85 Tajemniczy markizMiloĹĄ JesenskĂ˝ & Robert Leśniakiewicz Tajemnica księżycowej jaskiniChristie Agatha Tajemnica siedmiu zegarĂłwJanice Kaiser Tajemniczy narzeczonyAgatha Christie Tajemniczy przeciwnikŻeglarstwo bez tajemnic przewtajemnice klasztoru may
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ptsite.xlx.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    a więc wchodzi tym samym w zakres mojej specjalności.
     Jak to się stało? - rzekłem badając ranę. - Co to za
    narzędzie? Chyba coś ostrego i ciężkiego?
     Pewnego rodzaju obcęgi - powiedział.
     Wypadek, przypuszczam? - Ależ! Nic podobnego!
     Co? Czy chciano więc może pana zamordować?
     Ba! I to jeszcze w jaki sposób?!
     Niemożliwe?!
    Przemyłem i oczyściłem ranę. Po wydezynfekowaniu
    założyłem opatrunek i bandaż. Pacjent leżał spokojnie. Tylko
    chwilami przygryzał wargi.
     No, jak pan się czuje? - spytałem go po skończonym
    opatrunku.
     Zwietnie! Wódka i opatrunek sprawiły, że czuję się
    jak nowo narodzony. Osłabienie zupełnie już minęło.
     Może by było lepiej dla pana nie mówić o tej całej
    sprawie? Niewątpliwie jest to dla pańskich nerwów
    niewskazane.
     Ach, nie! Teraz już nie! Właściwie powinienem
    donieść o moim wypadku policji. Ale mówiąc między nami,
    gdyby nie to, że jest przekonywający dowód w postaci rany, to
    sam dziwiłbym się, gdyby oni uwierzyli mojemu opowiadaniu.
    Jest to bowiem całkiem niezwykły wypadek. Właściwie nie
    jestem nawet w stanie udowodnić, że w istocie on mi się
    przydarzył. Nawet jeśliby mi dano wiarę, to informacje, jakich
    mógłbym udzielić, są nader skąpe. Toteż wątpię, czy udałoby się
    policji ująć przestępców.
     Ha! - krzyknąłem. - Chce pan naprawdę wyjaśnić tę
    sprawę? A więc przed zgłoszeniem do policji zwróć się pan
    najpierw do mojego przyjaciela, Sherlocka Holmesa.
    - O! Toć już o nim słyszałem! Byłbym bardzo
    wdzięczny, gdyby chciał się zająć moją sprawą. Chociaż,
    naturalnie, muszę również zawiadomić policję. Czy mógłby mu
    pan mnie polecić?
    - Jeszcze lepiej! Zaprowadzę pana do niego.
    - Będę panu niezmiernie zobowiązany, doktorze.
    - A więc bierzemy dorożkę i jedziemy. Czy to panu
    odpowiada?
     Ależ oczywiście! Nie odzyskam spokoju, dopóki nie
    opowiem o mojej przygodzie...
     Wobec tego mój służący wezwie dorożkę, a ja wrócę
    tu za chwilę.
    Pobiegłem szybko na górę i wyjaśniłem sprawę mej
    żonie. Nie upłynęło nawet pięć minut, jak znalazłem się w
    dorożce i ruszyłem z moim nowym znajomym na Baker Street.
    Sherlock Holmes, jak się tego spodziewałem, siedział w
    niedbałej pozie w bawialni. Odziany jeszcze w szlafrok, czytał
    rubrykę zgonów  Timesa paląc poranną fajkę. Składały się na
    nią resztki tytoniu z poprzedniego dnia, starannie zbierane i
    suszone na gzymsie kominka. Przyjął nas z tak
    charakterystycznym dla niego, niezmąconym spokojem.
    Następnie kazał podać jajecznicę na boczku. Zasiedliśmy
    wspólnie do gorącego posiłku. Kiedyśmy skończyli, zaprosił
    naszego znajomego, by zajął miejsce na kanapie. Położył mu
    poduszkę pod głowę i postawił koło niego szklankę brandy z
    wódą.
     No, pana przejścia musiały być niezwykłe, Mr.
    Hatherley! To widać na pierwszy rzut oka - zaczął Holmes.
     Proszę, niech pan leży spokojnie i czuje się jak u
    siebie w domu. O tak, znakomicie! A teraz może pan będzie
    łaskaw nam opowiadać. W razie, gdyby pan poczuł znużenie,
    proszę się pokrzepiać tym oto  wzmacniającym płynem .
    - Dziękuję uprzejmie - odrzekł mój pacjent. - Po
    opatrunku, założonym przez doktora, poczułem się jak nowo
    narodzony... a pańskie śniadanie, Mr. Holmes, podniosło mnie
    na duchu. Nie chcę jednak zabierać panu jego cennego czasu i
    dlatego od razu rozpocznę, moją dziwną historię. Postaram się
    wiernie odtworzyć cały tok wydarzeń.
    Holmes usiadł tymczasem w swym wielkim fotelu.
    Przymknął powieki, a na twarzy jego malowało się głębokie
    skupienie. Cóż kryło ono w sobie? Namiętną chęć poznania
    prawdy i rozwiązania skomplikowanej zagadki. Usiadłem
    naprzeciw niego.
    Inżynier rozpoczął swą dziwną historię. W miarę
    opowiadania przykuwała ona coraz mocniej naszą uwagę.
    Historia, która przytrafiła mi się w 1889 roku, była zaiste
    i niesamowita, i tajemnicza... prawdziwa historia  z
    dreszczykiem . Na wstępie podam panom dla orientacji kilka
    szczegółów z mojego życia. Mieszkałem wówczas i nadal
    mieszkam zupełnie samotnie w Londynie. Z zawodu jestem
    inżynierem hydraulikiem. W czasie siedmiu lat pracy w znanym
    przedsiębiorstwie Venner i Matsheson w Greenwich nabyłem
    dużego doświadczenia. Dwa lata temu umowa o pracę z
    przedsiębiorstwem wygasła. Jednocześnie niemal otrzymałem
    dość znaczną sumę pieniędzy po moim drogim ojcu. Wówczas
    to postanowiłem założyć własne przedsiębiorstwo. W tym celu
    wynająłem lokal na Victoria Street. Przypuszczam, iż
    samodzielne organizowanie przedsiębiorstwa stanowi przykre
    przeżycie dla każdego, kto czyni to po raz pierwszy. Dla mnie
    było wyjątkowo przykre. W rezultacie w ciągu dwu lat
    udzieliłem zaledwie trzech porad i wykonałem jakąś tam drobną
    pracę. To było absolutnie wszystko. Moje wpływy wynosiły
    27,5 flinta Codziennie od dziewiątej rano do czwartej po
    południu wyczekiwałem na próżno w moim maleńkim kantorku.
    Wreszcie począłem tracić wiarę w swe siły i nabierać coraz
    silniejszego przekonania, że nigdy nie zdobędę sobie klienteli.
    Wczoraj jednak, gdy już miałem zamiar opuścić biuro,
    wszedł mój pracownik. Oznajmił mi z ożywieniem, iż jakiś pan
    chce się ze mną zobaczyć w pilnej sprawie.
    Na bilecie wizytowym przeczytałem: pułkownik Lizander
    Stark. Zaraz potem wszedł sam pułkownik. Był on niezwykle
    chudy. Nigdy nie przypuszczałem, że może istnieć tak szczupły
    człowiek. Niesamowite wrażenie potęgowała jeszcze jego twarz,
    zwężająca się w kierunku nosa i podbródka, zaś policzki - to po
    prostu skóra naciągnięta na wystające kości. Ta nadmierna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl