[ Pobierz całość w formacie PDF ]
a więc wchodzi tym samym w zakres mojej specjalności.
Jak to się stało? - rzekłem badając ranę. - Co to za
narzędzie? Chyba coś ostrego i ciężkiego?
Pewnego rodzaju obcęgi - powiedział.
Wypadek, przypuszczam? - Ależ! Nic podobnego!
Co? Czy chciano więc może pana zamordować?
Ba! I to jeszcze w jaki sposób?!
Niemożliwe?!
Przemyłem i oczyściłem ranę. Po wydezynfekowaniu
założyłem opatrunek i bandaż. Pacjent leżał spokojnie. Tylko
chwilami przygryzał wargi.
No, jak pan się czuje? - spytałem go po skończonym
opatrunku.
Zwietnie! Wódka i opatrunek sprawiły, że czuję się
jak nowo narodzony. Osłabienie zupełnie już minęło.
Może by było lepiej dla pana nie mówić o tej całej
sprawie? Niewątpliwie jest to dla pańskich nerwów
niewskazane.
Ach, nie! Teraz już nie! Właściwie powinienem
donieść o moim wypadku policji. Ale mówiąc między nami,
gdyby nie to, że jest przekonywający dowód w postaci rany, to
sam dziwiłbym się, gdyby oni uwierzyli mojemu opowiadaniu.
Jest to bowiem całkiem niezwykły wypadek. Właściwie nie
jestem nawet w stanie udowodnić, że w istocie on mi się
przydarzył. Nawet jeśliby mi dano wiarę, to informacje, jakich
mógłbym udzielić, są nader skąpe. Toteż wątpię, czy udałoby się
policji ująć przestępców.
Ha! - krzyknąłem. - Chce pan naprawdę wyjaśnić tę
sprawę? A więc przed zgłoszeniem do policji zwróć się pan
najpierw do mojego przyjaciela, Sherlocka Holmesa.
- O! Toć już o nim słyszałem! Byłbym bardzo
wdzięczny, gdyby chciał się zająć moją sprawą. Chociaż,
naturalnie, muszę również zawiadomić policję. Czy mógłby mu
pan mnie polecić?
- Jeszcze lepiej! Zaprowadzę pana do niego.
- Będę panu niezmiernie zobowiązany, doktorze.
- A więc bierzemy dorożkę i jedziemy. Czy to panu
odpowiada?
Ależ oczywiście! Nie odzyskam spokoju, dopóki nie
opowiem o mojej przygodzie...
Wobec tego mój służący wezwie dorożkę, a ja wrócę
tu za chwilę.
Pobiegłem szybko na górę i wyjaśniłem sprawę mej
żonie. Nie upłynęło nawet pięć minut, jak znalazłem się w
dorożce i ruszyłem z moim nowym znajomym na Baker Street.
Sherlock Holmes, jak się tego spodziewałem, siedział w
niedbałej pozie w bawialni. Odziany jeszcze w szlafrok, czytał
rubrykę zgonów Timesa paląc poranną fajkę. Składały się na
nią resztki tytoniu z poprzedniego dnia, starannie zbierane i
suszone na gzymsie kominka. Przyjął nas z tak
charakterystycznym dla niego, niezmąconym spokojem.
Następnie kazał podać jajecznicę na boczku. Zasiedliśmy
wspólnie do gorącego posiłku. Kiedyśmy skończyli, zaprosił
naszego znajomego, by zajął miejsce na kanapie. Położył mu
poduszkę pod głowę i postawił koło niego szklankę brandy z
wódą.
No, pana przejścia musiały być niezwykłe, Mr.
Hatherley! To widać na pierwszy rzut oka - zaczął Holmes.
Proszę, niech pan leży spokojnie i czuje się jak u
siebie w domu. O tak, znakomicie! A teraz może pan będzie
łaskaw nam opowiadać. W razie, gdyby pan poczuł znużenie,
proszę się pokrzepiać tym oto wzmacniającym płynem .
- Dziękuję uprzejmie - odrzekł mój pacjent. - Po
opatrunku, założonym przez doktora, poczułem się jak nowo
narodzony... a pańskie śniadanie, Mr. Holmes, podniosło mnie
na duchu. Nie chcę jednak zabierać panu jego cennego czasu i
dlatego od razu rozpocznę, moją dziwną historię. Postaram się
wiernie odtworzyć cały tok wydarzeń.
Holmes usiadł tymczasem w swym wielkim fotelu.
Przymknął powieki, a na twarzy jego malowało się głębokie
skupienie. Cóż kryło ono w sobie? Namiętną chęć poznania
prawdy i rozwiązania skomplikowanej zagadki. Usiadłem
naprzeciw niego.
Inżynier rozpoczął swą dziwną historię. W miarę
opowiadania przykuwała ona coraz mocniej naszą uwagę.
Historia, która przytrafiła mi się w 1889 roku, była zaiste
i niesamowita, i tajemnicza... prawdziwa historia z
dreszczykiem . Na wstępie podam panom dla orientacji kilka
szczegółów z mojego życia. Mieszkałem wówczas i nadal
mieszkam zupełnie samotnie w Londynie. Z zawodu jestem
inżynierem hydraulikiem. W czasie siedmiu lat pracy w znanym
przedsiębiorstwie Venner i Matsheson w Greenwich nabyłem
dużego doświadczenia. Dwa lata temu umowa o pracę z
przedsiębiorstwem wygasła. Jednocześnie niemal otrzymałem
dość znaczną sumę pieniędzy po moim drogim ojcu. Wówczas
to postanowiłem założyć własne przedsiębiorstwo. W tym celu
wynająłem lokal na Victoria Street. Przypuszczam, iż
samodzielne organizowanie przedsiębiorstwa stanowi przykre
przeżycie dla każdego, kto czyni to po raz pierwszy. Dla mnie
było wyjątkowo przykre. W rezultacie w ciągu dwu lat
udzieliłem zaledwie trzech porad i wykonałem jakąś tam drobną
pracę. To było absolutnie wszystko. Moje wpływy wynosiły
27,5 flinta Codziennie od dziewiątej rano do czwartej po
południu wyczekiwałem na próżno w moim maleńkim kantorku.
Wreszcie począłem tracić wiarę w swe siły i nabierać coraz
silniejszego przekonania, że nigdy nie zdobędę sobie klienteli.
Wczoraj jednak, gdy już miałem zamiar opuścić biuro,
wszedł mój pracownik. Oznajmił mi z ożywieniem, iż jakiś pan
chce się ze mną zobaczyć w pilnej sprawie.
Na bilecie wizytowym przeczytałem: pułkownik Lizander
Stark. Zaraz potem wszedł sam pułkownik. Był on niezwykle
chudy. Nigdy nie przypuszczałem, że może istnieć tak szczupły
człowiek. Niesamowite wrażenie potęgowała jeszcze jego twarz,
zwężająca się w kierunku nosa i podbródka, zaś policzki - to po
prostu skóra naciągnięta na wystające kości. Ta nadmierna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]