logo
 Pokrewne IndeksCarr William Guy, Pawns In The Game (1958) EditionWilliam Gibson Cykl San Francisco (2) IdoruWilliam Mark Simmons Undead 2 Dead on My FeetWilliams Walter Jon Stacja aniołówFaulkner William Wsciekłość i wrzaskBarret_William_E_ _Czarnoksieznik_scrWilliams Polly Bezradnik małżeńskiWalter Jon Williams VideostarBurroughs William S. Nagi lunchCook Robin (1995) Zaraza
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lafemka.pev.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    I jeszcze w sprawie zwierza. Jak upolujemy świnię, zostawimy mu trochę mięsa.
    Wtedy nie będzie się nas czepiał.
    Wstał nagle.
     Pójdziemy teraz do lasu i zapolujemy.
    Odwrócił się i pobiegł kłusem, a oni po chwili wahania ruszyli posłusznie za
    nim. Rozsypali się z lękiem po lesie. Jack znalazł niemal od razu zrytą ziemię
    i poszarpane korzenie świadczące o pobycie świni; wkrótce trafili na świeży ślad.
    Jack dał znak reszcie myśliwych, aby zachowywali się cicho, i poszedł dalej sam.
    Był szczęśliwy i w okryciu wilgotnego mroku lasu czuł się jak w swoim starym
    ubraniu. Przeczołgał się w dół ku skałom i rzadko stojącym drzewom wybrzeża.
    Zwinie, wypchane torby tłuszczu, leżały rozkoszując się w cieniu drzew. Nie
    było wiatru, więc nie podejrzewały niebezpieczeństwa, a doświadczenie nauczy-
    ło Jacka poruszać się bezszelestnie jak zjawa. Wycofał się i wrócił, aby udzielić
    wskazówek myśliwym. Niebawem wszyscy zaczęli się powolutku skradać, pocąc
    się w ciszy i upale. Spod drzew doszedł ich odgłos leniwego klapania uszami.
    Nieco dalej od reszty, oddając się macierzyńskiemu szczęściu, leżała największa
    100
    maciora. Była różowa w czarne łaty, a wielką banię jej brzucha otaczał rząd pro-
    siąt, które spały lub szturchały ją ryjkami i pokwikiwały.
    Jakieś piętnaście jardów od świń Jack zatrzymał się i jego ramię prostując się
    wskazało maciorę. Spojrzał na nich pytająco, aby się upewnić, że wszyscy dobrze
    zrozumieli, a chłopcy kiwnęli głowami. Rząd ramion odchylił się do tyłu.
     Już!
    Stado poderwało się. Z odległości ledwie dziesięciu jardów drewniane włócz-
    nie o stwardniałych w ogniu ostrzach poszybowały ku upatrzonej świni. Jedno
    z prosiąt z obłąkanym wrzaskiem pognało w morze wlokąc za sobą włócznię Ro-
    gera. Maciora z dychawicznym kwikiem stanęła chwiejnie, z dwoma włóczniami
    uwięzłymi w tłustym boku. Chłopcy krzyknęli i ruszyli naprzód, prosięta roz-
    proszyły się na wszystkie strony, a maciora przedarła się przez pierścień ataku
    i pogalopowała w las łamiąc po drodze gałęzie.
     Za nią!
    Gnali świńską ścieżką, ale las był zbyt ciemny i gęsty, więc Jack klnąc za-
    trzymał ich i rzucił się między drzewa. Przez chwilę nie odzywał się, tylko dyszał
    ciężko, aż poczuli przed nim lęk i wymienili spojrzenia pełne niespokojnego po-
    dziwu. Potem wskazał palcem na ziemię.
     Tam. . .
    Zanim inni zdążyli przyjrzeć się kropelce krwi, Jack skręcił w bok kierując się
    niedostrzegalnym śladem, dotykając tu i ówdzie ustępujących gałązek. Szedł tak
    z jakąś tajemną pewnością, a myśliwi za nim.
    Zatrzymał się przed zwartym gąszczem.
     Tutaj.
    Otoczyli gęstwinę, ale maciora znowu umknęła, choć z jeszcze jedną włócz-
    nią w boku. Wlokące się za nią włócznie przeszkadzały w biegu, a ich ostre, za-
    strugane końce sprawiały bezustanny ból. Wpadła na drzewo i wbiła sobie jedną
    z włóczni jeszcze głębiej; odtąd już każdy myśliwy widział wyraznie ślad świe-
    żej krwi. Upływało popołudnie, mgliste i straszne od wilgotnego upału; maciora
    gnała przed siebie krwawiąca i oszalała, a oni podążali za nią zniewoleni chucią,
    podnieceni tym długotrwałym pościgiem i krwią. Dojrzeli ją teraz, niemal dogo-
    nili, ale dobyła resztek sił i znów wyrwała się do przodu. Byli tuż, tuż, gdy wypa-
    dła na otwartą przestrzeń, gdzie kwitły różnokolorowe kwiaty, a w nieruchomym,
    upalnym powietrzu tańczyły motyle.
    Tutaj, pod ciosem spiekoty, upadła, a myśliwi rzucili się na nią. Ten straszliwy
    najazd z nieznanego świata przyprawił ją o obłęd; kwiczała i wierzgała, a powie-
    trze pełne było potu i hałasu, i krwi, i przerażenia. Roger biegał wokół kłębowi-
    ska i kłuł włócznią, gdzie tylko spostrzegł kawałek świńskiego ciała. Jack leżał
    na maciorze i dzgał ją nożem. Roger znalazł miejsce dla ostrza swej włóczni i za-
    czął naciskać całym ciężarem. Włócznia wsuwała się cal po calu i kwik przeszedł
    w przerazliwy wrzask. Wreszcie Jack trafił w gardło i na ręce bluznęła mu krew.
    101
    Maciora przestała się szarpać, a oni leżeli na niej całym ciężarem, wreszcie za-
    spokojeni. Motyle wciąż tańczyły na środku polany, zajęte sobą.
    W końcu podniecenie dobijaniem zwierzyny opadło. Chłopcy odstąpili i Jack
    wstał i wyciągnął ręce.
     Patrzcie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl