[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapomniałeś - powiedział.
- Nie pleć głupstw!
Bill kiwnął głową w kierunku Boba i Lolity, a potem jego wzrok padł na
Annę.
- Słuchaj no, Martin - zaczął wolno unosząc brwi ze zdziwienia. - Czy to
nie... czy ona jest tą...
- Tak - odparł Martin krótko i w sposób nie zachęcający do stawiania
dalszych pytań.
- Rozumiem - Bill pokiwał głową. - Widzę, że dzisiaj święcimy powrót
syna marnotrawnego. Dołożę dla was wszelkich starań.
Bill nie przesadził. Jedzenie było znakomite pod każdym względem. Przy
kawie i deserach Anna zauważyła, że Lolita i Bob stali się jacyś niespokojni.
Zrozumiała, że chcą zostać sami. Spojrzała na nich z zazdrością. Przypomniała
sobie swoje szczęście sprzed ośmiu lat. Martin zapłacił za wszystkich i Bob z
Lolitą czym prędzej się pożegnali.
- Martin - zaczęła Anna niepewnie. - Może wpadłbyś do mnie na lampkę
wina lub filiżankę kawy?
Spojrzał na nią zaskoczony, zaraz jednak uśmiechnął się. - Czemu nie?
RS
45
Odprowadził Annę do jej samochodu, otworzył z galanterią drzwi od strony
kierownicy i powiedział: - Jedz już. Ja muszę jeszcze zamienić kilka słów z
Billem i on mnie podrzuci do ciebie.
- Martin, o co on pytał - czy ona jest tą... "
- Przed laty opowiedziałem Billowi o tobie. Widział także twoje zdjęcie...
Jedz już, zobaczymy się w domu.
W domu Anna najpierw zdjęła buty, potem rozpięła sukienkę. Miała jednak
podrażnioną skórę. - Nie cierpię sukienek - mruknęła idąc do sypialni.
- Masz rację.
Odwróciła się przestraszona. - Martin, jak tu wszedłeś?
- Moja droga - powiedział protekcjonalnie. - A kto to zostawia klucze w
zamku od zewnątrz? - Przyjrzał się jej uważnie. - Faktycznie, lepiej by ci było
bez sukienki.
Anna minęła go bez słowa idąc do kuchni. Nastawiła ekspres. W tym czasie
Martin nastawił płytę. Anna zakręciła się mimo woli w takt walca.
- Uwielbiam patrzeć, jak tańczysz. - Martin stał w progu.
- Martin, ja...
- Chodz, Anno, usiądz przy mnie.
Poszli do salonu. Może będzie okazja do rozmowy o przeszłości, pomyślała
Anna.
Na stole stały dwa kieliszki do wina napełnione złocistym płynem. Kawę
modemy wypić pózniej - oznajmił Martin.
Usiedli na sofie. - Martin, Lolita wspomniała mi o Johnie - Anna uznała, że
Martin powinien wiedzieć, iż zna już powód jego przygnębienia.
- Co za tragedia, Anno! Był moim najlepszym przyjacielem... on... Martin
ukrył twarz w dłoniach.
W tej chwili Anna zapomniała o całym świecie. Liczył się tylko ten
nieszczęśliwy mężczyzna, którego kiedyś bardzo kochała - którego zawsze już
będzie kochać.
Objęła go ramieniem i przytuliła do siebie. Schwycił ją w ramiona
kurczowo, jak tonący. Złożył głowę na jej piersiach. Anna gładziła go
delikatnie po włosach.
Wreszcie Martin wyprostował się. Nie patrząc na Annę zaczął mówić.
- Znasz mnie, Anno. Zmierć jest dla mnie czymś strasznym. Dlatego
zająłem się wtedy badaniami naukowymi. Nie mogłem znieść
odpowiedzialności lekarza za życie pacjenta.
- Chcesz mi opowiedzieć o Johnie, Martin?
RS
46
Popłynęła opowieść o dziecięcych zabawach, chłopięcych sporach,
młodzieńczej przyjazni. Szczególnie interesowały Annę lata spędzone w
college'u. Martin opowiadał o rzeczach, które zdarzyły się już w czasie ich
znajomości. Nadstawiła uszu. Martin mówił teraz o tej nocy, kiedy go opuściła.
- Szkoda, że nigdy nie poznałaś Johna. Był u mnie wtedy, gdy ode mnie
odeszłaś.
Chciała, żeby już przestał. Wspomnienie tej nocy nadal ją dręczyło.
Pozwoliła jednak mówić mu dalej.
- Obgadywaliśmy wtedy wszystkie nasze dziewczyny. Pamiętam nawet, że
ja mówiłem o dziewczynie, która ciągle się za mną uganiała. Znasz ją - to
Marybeth!
- Marybeth! - szepnęła Anna. Czyżby zle zrozumiała Martina. Jeśli tak, to
wyrządziła mu wielką krzywdę. Przez wszystkie te lata sądziła, że to o niej
była mowa owej nocy.
- John był wspaniałym przyjacielem. Bardzo mi pomógł, gdy ode mnie
odeszłaś. - Martin urwał. Wydawało się, że czeka na jakąś reakcję ze strony
Anny. Ona jednak milczała. Pomyślała, że najlepiej będzie pozwolić mu
wygadać się. Jej kolej przyjdzie pózniej...
Zaczęła powoli masować mu kark i ramiona. Nigdy przedtem nie miała w
sobie tyle czułości dla niego.
Martin powoli odprężał się. Anna była głęboko poruszona tym, co od niego
usłyszała. Nie miała racji, tyle lat tkwiła w błędzie.
Martin wysunął się z objęć Anny i spojrzał jej głęboko w oczy. Podała mu
usta w pocałunku. Pocałował ją czule i delikatnie, a jednocześnie namiętnie.
Nie przerywając pocałunku popchnął Annę ostrożnie na sofę.
- Martin... musimy... musimy porozmawiać...
- Pózniej, pózniej - szepnął i jego dłonie ruszyły w wędrówkę po jej ciele.
Delikatnie gładziły jej szyję, kark, ramiona, aż w końcu zsunęły się do jej
pełnych piersi.
- Martin, och - westchnęła poddając się jego pieszczotom. Martin ściągnął
jej sukienkę przez głowę. Anna zaś rozpięła guziki jego koszuli. Chciała być
jak najbliżej tego mężczyzny, którego pieszczot nigdy nie zapominała.
- Anno, jesteś taka piękna... - mruczał Martin dotykając delikatnie jej nagiej
skóry.
Zciągnęła jego koszulę do końca. Kreśliła palcami małe i większe kółka
wokół jego brodawek. Jęknął. Dłonie Anny zsunęły się w dół docierając do
RS
47
suwaka dżinsów. Martin nakrył je jedną ręką, druga zaś wśliznęła się pod jej
majtki. Anna zamknęła oczy i przytuliła się mocno do Martina.
On pochylił głowę i pocałował ją znowu. Odwzajemniła pocałunek. Nigdy
wcześniej nie pragnęła tak bardzo tego mężczyzny... Ciało miała obolałe z
pożądania.
Drżącymi palcami rozpięła suwak w dżinsach Martina. - Kocham cię. -
Niech choć ta jedna noc należy do nas.
Martin zesztywniał. Cofnął ręce i usiadł. Namiętność w jego oczach
ustąpiła miejsca chłodnej stanowczości.
- O nie - oddychał ciężko. - Nie tak. To się nie może powtórzyć. Zapiął
koszulę i zasunął suwak dżinsów.
Anna czuła się okropnie. Pragnęła tego mężczyzny. I dlatego
przezwyciężyła dumę i poprosiła ochrypłym głosem: - Proszę, Martin...
Patrzył na nią długo w milczeniu, ale w końcu pokręcił głową. - Ciągle
miałem nadzieję, że będzie inaczej niż wtedy. - Zaśmiał się z goryczą. - Ale
widocznie się pomyliłem.
- Martin, co...
- Cały czas myślałem o tobie, tęskniłem za tobą... Pewnie jestem
największym głupcem w okolicy.
Ciągle patrzył na nią dziwnym nieruchomym wzrokiem. Zrobiło się jej
nieprzyjemnie. Zasłoniła się sukienką. O czym on właściwie mówił?
- Anno, gdyby mi chodziło tylko o seks, pojechałbym do miasta. Od ciebie
oczekiwałem czegoś więcej. Sądziłem, że dzisiejszej nocy rozwalimy ten
dzielący nas mur.
Anna patrzyła na niego z niedowierzaniem. - Martin, o czym mówisz?
Naprawdę nie rozumiem, o co ci chodzi.
- Chodzi mi o to, że nie mogę o tobie zapomnieć. Próbowałem, ale nic z
tego nie wyszło.
Podszedł do drzwi, otworzył je i odwrócił się jeszcze raz. - Już zrobiłaś ze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]