logo
 Pokrewne IndeksHoward Robert E. Conan Conan i prorok ciemnościJedwabne a zbrodnie na Kresach 1939 1941 prof. Jerzy Robert NowakMiloĹĄ JesenskĂ˝ & Robert Leśniakiewicz Tajemnica księżycowej jaskiniKościuszko Robert Wojownik Trzech CzasĂłw 1 ElezarIsaac Asimov & Robert Silverberg The Ugly Little BoyM165. Roberts Alison Prawdziwy tataForward, Robert L Rocheworld 3 Ocean Under the Ice02.Robert Ludlum Dziedzictwo ScarlattichHeinlein, Robert A Historia del Futuro IIIKolaczyk Anne i Ed PomaraśÂ„cze na śÂ›niegu
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lorinka.htw.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    - To miło z twojej strony.
    - Jak widzisz, potrafię być miły - powiedział cicho.
    Sandra nie potrafiła odpowiedzieć nic rozsądnego. W głowie
    miała zamęt, który całkowicie pozbawiałjązdolnosci logicznego
    myślenia. Wspomnienie minionej nocy powracało nieustannie i
    wcale nie było jej niemiłe.
    - Jesteś tam? - Głos Randalla przywrócił ją do rzeczy
    wistości.
    - Tak. Dlaczego mówisz tak cicho? Masz jakieś spotkanie?
    - Zgadza się. Zapewne nie skończy się przed trzecią.
    - Zrobię zakupy - powiedziała bez związku.
    - Zwietnie. - Zrobił przerwę. - Wiesz, że powinniśmy po
    rozmawiać.
    - Wiem.
    124 BURZLIWE MAA%7łECSTWO
    - Wrócę koło czwartej. Chcesz gdzieś wyjść, czy wolisz zo
    stać w domu?
    - Jak uważasz.
    - Cóż za zadziwiające posłuszeństwo - powiedział z lekkim
    rozbawieniem.
    - Czasami popłaca być posłuszną.
    Cisza, jaka zapadła po tych słowach, była nie do zniesienia.
    - Powinniśmy byli porozmawiać rano - odezwał się wresz
    cie Randall. - Przepraszam, ale muszę kończyć. Zobaczymy się
    pózniej.
    Sandra odłożyła słuchawkę i poszła do łazienki, podniosła z
    podłogi ręcznik Randalla i przycisnęła do piersi. Zdała sobie
    sprawę z tego, co robi, dopiero kiedy spojrzała na swe odbicie
    w lustrze. Zachowuje się jak zakochana nastolatka!
    Niecierpliwym gestem odwiesiła ręcznik na miejsce. Przecież
    przez wszystkie dni, które spędziła z Randallem, marzyła o chwi
    li, w której uwolni się od niego na zawsze. Dlaczego jednak myśl,
    że ten dzień jest coraz bliżej nie sprawia jej radości? Dlaczego
    przestała wyczekiwać go z taką niecierpliwością?
    I nagle zrozumiała dlaczego. Randall był jej życiem. Był
    sensem jej istnienia. Jak mogła wcześniej tego nie zauważyć?
    - Cóż za idiotka! - krzyknęła. - Cóż ze mnie za tępa, naiwna,
    bezmyślna istota! Jak mogłam być tak ślepa?
    Przez cały czas patrzyła na Randalla przez pryzmat swego
    uprzedzenia. Nie chciała widzieć go takim, jakim był w rzeczy
    wistości. Ale teraz to się zmieni. Rzuci mu się do kolan i będzie
    błagać o przebaczenie. Będzie czuła, kochająca, zrobi wszy
    stko...
    W tej samej chwili jednak jej uniesienie zniknęło. Przecież
    Randall jej nie kocha. Marzy o innej, a z nią ożenił się tylko dla
    korzyści.
    Przygnębiona weszła do sypialni. Jej marzenie o szczęśliwej
    przyszłości pękło jak bańka mydlana. Już zawsze będzie dla
    BURZLIWE MAA%7łECSTWO 125
    niego tylko tą drugą, nędzną namiastką kobiety, której naprawdę
    pragnął.
    A może z czasem ją pokocha? Przecież nie był całkiem od
    porny na jej wdzięki. W końcu seks jest w małżeństwie bardzo
    ważny, a w tej dziedzinie spodziewała się odnieść sukces. Poza
    tym miała jeszcze jedną przewagę nad rywalką. Była blisko
    niego. Będzie towarzyszyć mu w każdej wyprawie w interesach,
    będzie rozmawiać z nim o firmie, wypełni Oakland miłością,
    przyjaciółmi, rodziną.
    Rodziną? Ciekawe, że myśląc o Barrym nigdy nie brała pod
    uwagę tego, że mogłaby zostać matką jego dzieci. Z Randallem
    wydawało się jej to tak naturalne i nieuchronne jak jej miłość do
    niego.
    Wróciła do łazienki, żeby wziąć prysznic. Zastanawiała się,
    czy powinna powiedzieć Randallowi o zmianie, jaka w niej
    zaszła, czy raczej pozwolić, by jęj czyny mówiły za nią. W końcu
    zdecydowała, że ta druga ewentualność jest znacznie lepszym
    rozwiązaniem.
    Gorąca woda, którą czuła na ciele, przypomniała Sandrze
    gorące pocałunki Randalla. Pospiesznie wyszła spod prysznica i
    wytarła się do sucha. Włożyła kolorową, radosną suknię, jedną
    z tych, które ze sobąprzywiozła. Nie mogła doczekać się powrotu
    męża.
    Zadzwonił telefon. Z lekkim drżeniem sięgnęła po słuchawkę.
    Niestety, usłyszała w niej głos Barry'ego.
    - Cześć - powitał ją radośnie. - Sprawdzam tylko, czy do
    tarłaś bezpiecznie do domu.
    - Dotarłam - powiedziała zirytowanym tonem.
    - Nie zjadłabyś dzisiaj ze mną lunchu?
    - Po południu wyjeżdżamy do Norfolk.
    - Może spotkalibyśmy się o wpół do pierwszej?
    - Odpowiedz ciągle brzmi:  nie".
    - Zgódz się, Sandro. Jak pomyślę o swoim wczorajszym
    126 BURZLIWE MAA%7łECSTWO
    zachowaniu, mam ochotę strzelić sobie w łeb. Chciałbym cię
    przeprosić...
    - To nie będzie konieczne.
    - Proszę!
    Westchnęła z rezygnacją.
    - Dobrze. Przyjdę do Ritza o dwunastej- trzydzieści.
    Dopiero w taksówce zastanowiła się, czy postępuje mądrze.
    Gdyby Randall dowiedział się o tym spotkaniu... Postanowiła,
    że nigdy więcej nie umówi się z Barrym. Wykreśli go ze swego
    życia raz na zawsze.
    Siedząc z nim przy jednym stoliku, nie mogła zrozumieć, jak
    kiedykolwiek mogła darzyć go uczuciem.
    - Przypomniały mi się stare dobre czasy - powiedział Barry,
    kiedy złożyli zamówienie.
    - Nie powiedziałabym tego.
    Uśmiechnął się lekko i zmienił temat.
    - Podoba ci się, że nic nie robisz, Sandro?
    - Jestem bardzo zajęta. Pomagam komuś kończyć książkę dla
    dzieci, a potem zamierzam wydać własną.
    Opowiedziała mu o swym pomyśle, ale Barry nie był specjal
    nie zainteresowany tematem. Tym bardziej zapragnęła zobaczyć
    Randalla.
    - Może poprosimy o kawę? Nie wiem, o której Randall wró
    ci, a nie chciałabym, żeby zastanawiał się, gdzie jestem.
    - Cóż za kochająca żona!
    - %7łebyś wiedział.
    W końcy Barry zapłacił rachunek i zaprowadził ją do samo
    chodu. Był duży ruch i droga do hotelu zajęła im ponad dwa
    dzieścia minut. Pożegnała się z Barrym i podeszła do głównych
    drzwi. Omal nie zderzyła się z wychodzącym z hotelu Randal
    lem. Na jego widok lekko się zarumieniła. Ujął ją za łokieć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl