[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To miło z twojej strony.
- Jak widzisz, potrafię być miły - powiedział cicho.
Sandra nie potrafiła odpowiedzieć nic rozsądnego. W głowie
miała zamęt, który całkowicie pozbawiałjązdolnosci logicznego
myślenia. Wspomnienie minionej nocy powracało nieustannie i
wcale nie było jej niemiłe.
- Jesteś tam? - Głos Randalla przywrócił ją do rzeczy
wistości.
- Tak. Dlaczego mówisz tak cicho? Masz jakieś spotkanie?
- Zgadza się. Zapewne nie skończy się przed trzecią.
- Zrobię zakupy - powiedziała bez związku.
- Zwietnie. - Zrobił przerwę. - Wiesz, że powinniśmy po
rozmawiać.
- Wiem.
124 BURZLIWE MAA%7łECSTWO
- Wrócę koło czwartej. Chcesz gdzieś wyjść, czy wolisz zo
stać w domu?
- Jak uważasz.
- Cóż za zadziwiające posłuszeństwo - powiedział z lekkim
rozbawieniem.
- Czasami popłaca być posłuszną.
Cisza, jaka zapadła po tych słowach, była nie do zniesienia.
- Powinniśmy byli porozmawiać rano - odezwał się wresz
cie Randall. - Przepraszam, ale muszę kończyć. Zobaczymy się
pózniej.
Sandra odłożyła słuchawkę i poszła do łazienki, podniosła z
podłogi ręcznik Randalla i przycisnęła do piersi. Zdała sobie
sprawę z tego, co robi, dopiero kiedy spojrzała na swe odbicie
w lustrze. Zachowuje się jak zakochana nastolatka!
Niecierpliwym gestem odwiesiła ręcznik na miejsce. Przecież
przez wszystkie dni, które spędziła z Randallem, marzyła o chwi
li, w której uwolni się od niego na zawsze. Dlaczego jednak myśl,
że ten dzień jest coraz bliżej nie sprawia jej radości? Dlaczego
przestała wyczekiwać go z taką niecierpliwością?
I nagle zrozumiała dlaczego. Randall był jej życiem. Był
sensem jej istnienia. Jak mogła wcześniej tego nie zauważyć?
- Cóż za idiotka! - krzyknęła. - Cóż ze mnie za tępa, naiwna,
bezmyślna istota! Jak mogłam być tak ślepa?
Przez cały czas patrzyła na Randalla przez pryzmat swego
uprzedzenia. Nie chciała widzieć go takim, jakim był w rzeczy
wistości. Ale teraz to się zmieni. Rzuci mu się do kolan i będzie
błagać o przebaczenie. Będzie czuła, kochająca, zrobi wszy
stko...
W tej samej chwili jednak jej uniesienie zniknęło. Przecież
Randall jej nie kocha. Marzy o innej, a z nią ożenił się tylko dla
korzyści.
Przygnębiona weszła do sypialni. Jej marzenie o szczęśliwej
przyszłości pękło jak bańka mydlana. Już zawsze będzie dla
BURZLIWE MAA%7łECSTWO 125
niego tylko tą drugą, nędzną namiastką kobiety, której naprawdę
pragnął.
A może z czasem ją pokocha? Przecież nie był całkiem od
porny na jej wdzięki. W końcu seks jest w małżeństwie bardzo
ważny, a w tej dziedzinie spodziewała się odnieść sukces. Poza
tym miała jeszcze jedną przewagę nad rywalką. Była blisko
niego. Będzie towarzyszyć mu w każdej wyprawie w interesach,
będzie rozmawiać z nim o firmie, wypełni Oakland miłością,
przyjaciółmi, rodziną.
Rodziną? Ciekawe, że myśląc o Barrym nigdy nie brała pod
uwagę tego, że mogłaby zostać matką jego dzieci. Z Randallem
wydawało się jej to tak naturalne i nieuchronne jak jej miłość do
niego.
Wróciła do łazienki, żeby wziąć prysznic. Zastanawiała się,
czy powinna powiedzieć Randallowi o zmianie, jaka w niej
zaszła, czy raczej pozwolić, by jęj czyny mówiły za nią. W końcu
zdecydowała, że ta druga ewentualność jest znacznie lepszym
rozwiązaniem.
Gorąca woda, którą czuła na ciele, przypomniała Sandrze
gorące pocałunki Randalla. Pospiesznie wyszła spod prysznica i
wytarła się do sucha. Włożyła kolorową, radosną suknię, jedną
z tych, które ze sobąprzywiozła. Nie mogła doczekać się powrotu
męża.
Zadzwonił telefon. Z lekkim drżeniem sięgnęła po słuchawkę.
Niestety, usłyszała w niej głos Barry'ego.
- Cześć - powitał ją radośnie. - Sprawdzam tylko, czy do
tarłaś bezpiecznie do domu.
- Dotarłam - powiedziała zirytowanym tonem.
- Nie zjadłabyś dzisiaj ze mną lunchu?
- Po południu wyjeżdżamy do Norfolk.
- Może spotkalibyśmy się o wpół do pierwszej?
- Odpowiedz ciągle brzmi: nie".
- Zgódz się, Sandro. Jak pomyślę o swoim wczorajszym
126 BURZLIWE MAA%7łECSTWO
zachowaniu, mam ochotę strzelić sobie w łeb. Chciałbym cię
przeprosić...
- To nie będzie konieczne.
- Proszę!
Westchnęła z rezygnacją.
- Dobrze. Przyjdę do Ritza o dwunastej- trzydzieści.
Dopiero w taksówce zastanowiła się, czy postępuje mądrze.
Gdyby Randall dowiedział się o tym spotkaniu... Postanowiła,
że nigdy więcej nie umówi się z Barrym. Wykreśli go ze swego
życia raz na zawsze.
Siedząc z nim przy jednym stoliku, nie mogła zrozumieć, jak
kiedykolwiek mogła darzyć go uczuciem.
- Przypomniały mi się stare dobre czasy - powiedział Barry,
kiedy złożyli zamówienie.
- Nie powiedziałabym tego.
Uśmiechnął się lekko i zmienił temat.
- Podoba ci się, że nic nie robisz, Sandro?
- Jestem bardzo zajęta. Pomagam komuś kończyć książkę dla
dzieci, a potem zamierzam wydać własną.
Opowiedziała mu o swym pomyśle, ale Barry nie był specjal
nie zainteresowany tematem. Tym bardziej zapragnęła zobaczyć
Randalla.
- Może poprosimy o kawę? Nie wiem, o której Randall wró
ci, a nie chciałabym, żeby zastanawiał się, gdzie jestem.
- Cóż za kochająca żona!
- %7łebyś wiedział.
W końcy Barry zapłacił rachunek i zaprowadził ją do samo
chodu. Był duży ruch i droga do hotelu zajęła im ponad dwa
dzieścia minut. Pożegnała się z Barrym i podeszła do głównych
drzwi. Omal nie zderzyła się z wychodzącym z hotelu Randal
lem. Na jego widok lekko się zarumieniła. Ujął ją za łokieć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]