logo
 Pokrewne IndeksLore Pittacus Dziedzictwa planety Lorien Księga 1 Jestem Numerem Cztery0855. Leclaire Day Książęce pary 02 Miłość czy koronaClive Staples Lewis Opowieści z Narnii 04 Książe KaspianDay Leclaire Książęce pary 02 Miłość czy korona.pdbfMiloĹĄ JesenskĂ˝ & Robert Leśniakiewicz Tajemnica księżycowej jaskiniCarroll Jonathan Kości księżyca (pdf)Biblia Księga przysłówForsyth Frederick Falszerzjames L. Halperin The First ImmortalKrechowiecki Adam Prawdy i bajki
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lorinka.htw.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    jej teraz w oczy. Jego włosy były wciąż w nieładzie, a brodę miał
    pobrudzoną sadzą. Wyglądał jak ktoś, kto pozwolił sobie odsłonić się
    na moment przed drugim człowiekiem. Nie miała pojęcia, co ma mu
    odpowiedzieć.
    - A ja bym się założyła, że będziesz wspaniałym ojcem -
    wykrztusiła przez zaciśnięte gardło.
    Niemal w tej" samej chwili pożałowała tego, co powiedziała
    uznając, że palnęła coś niestosownego. I w ogóle nigdy się nie
    zastanawiała, jakim ojcem będzie Tarrant Seaton.
    - Naprawdę tak myślisz? - spytał trochę rozbawiony jej
    nieoczekiwaną opinią.
    - Nie wiem. Ja... - zaczęła z zakłopotaniem i utkwiła wzrok w kociej
    rodzinie. Biały kłębek, który wyciągnęła z rozprutej kanapy, ssał
    teraz matkę. - Tarrant! Spójrz! Wydaje mi się, że niedoszła zguba jest
    już w świetnej formie.
    - Uratowałem go dla ciebie. Jak chciałabyś dać mu na imię? -
    spytał i spojrzał na koty. - Dlaczego nie mielibyśmy wymyślić dla
    niego imienia?
    - Jakiegoś absurdalnego imienia dla chłopca? -powiedziała cicho,
    85
    RS
    coraz bardziej zakłopotana całą sytuacją.
    - Jak do tego doszłaś, że to chłopiec? - spytał z uśmiechem.
    - Ja tylko zgaduję, ale prawdopodobieństwo, że tak jest, wynosi
    pięćdziesiąt procent.
    - Rzeczywiście, szansa jest duża. No więc, jak chciałabyś dać
    swojemu chłopcu na imię?
    - Książę... - wymknęło się jej, zanim sobie uświadomiła, że to
    przecież towarzysko-gazetowy przydomek Tarranta.
    Ze zdenerwowania zagryzła wargi. Gotów był pomyśleć, że
    nazwała tak kocię ze względu na niego! A ona naprawdę chciała,
    żeby biały kłębek nosił takie imię.
    - Niech będzie Książę - odparł na to Tarrant, choć na jego twarzy
    malowało się zdziwienie. I po chwili dodał już bardziej cierpko: -
    Może on będzie znosił lepiej takie imię.
    - Nie jesteś zadowolony, że nazywają cię Słodkim Księciem?
    - Ten przydomek, na który nie miałem żadnego wpływu, to raczej
    moje utrapienie. Jest stale obecny w gazetach i wciąż naraża mnie na
    oświadczyny różnych kłamczuch, które przychodzą tu pod osłoną
    nocy.
    Po tym szczerym wyznaniu, Angeli było łatwiej wczuć się w jego
    sytuację. Spędzając z nim dzisiejszy wieczór poznała go na tyle
    dobrze, by gazetowe rewelacje na temat zepsucia Tarranta Seatona
    przestały do niej przemawiać. A od czasu, kiedy strażnik tak
    nieustępliwie prowadził ją do pałacu, gdy wybrała się na samotną
    przechadzkę po ogrodzie, wiedziała, że po zmroku często zakradały
    się tu kobiety, chcąc usidlić właściciela Wrót Raju.
    - Tarrancie, jeśli o mnie chodzi, to możesz być spokojny. Ja nie
    jestem jedną z tych kobiet, mimo że mi nie wierzysz - powiedziała
    cicho, nie patrząc mu w oczy.
    Po tym oświadczeniu zapadła na dłuższą chwilę taka cisza, że
    słychać było tylko mruczenie kotki i pomiaukiwanie kociąt,
    przepychających się w drodze do matczynych sutek.
    - Masz jakiegoś stałego adoratora, Angelo?- spytał nagle Tarrant.
    - O, tak. Oczywiście, że mam - skłamała kompletnie zbita z tropu
    86
    RS
    tym pytaniem.
    - O! To, gdzie go ukrywasz? - spytał ponownie z krzywym
    uśmieszkiem, jakby ani przez moment nie wierzył jej zapewnieniom.
    Zignorowała to pytanie.
    - Zwróciłaś uwagę, że powiedziałem o adoratorze a nie o
    kochanku? Jak sądzisz, dlaczego? - indagował dalej ze spokojem.
    Potrząsnęła głową, ale wciąż milczała.
    - Moja matka powiedziała mi kiedyś, że wyglądasz niewinnie jak
    dziewica - ciągnął, przyglądając się jej w zadumie. - Czasami wydaje
    mi się, że ma rację. Na przykład dziś, kiedy z takim samozaparciem
    szukałaś zaginionego kociaka, wyglądałaś jak pozbawiony skazy
    anioł miłosierdzia. I teraz...
    Tarrant patrzył na nią bez śladu lekceważenia. Angela poczuła
    nagły przypływ pragnienia, by kochać się z nim, ale instynktownie
    odsunęła się do tyłu. Tarrant, jakby wyczuwając jej opór, przyciągnął
    ją do siebie i objął. Gdy przybliżył wargi do jej ust, była w panice, że
    znowu zacznie ją całować. Nie wiedziała, jak się zachować. Nogi
    wrosły jej w ziemię i na chwilę zesztywniała jak manekin.
    - Tarrancie, tylko nie próbuj mnie pocałować - powiedziała
    zduszonym szeptem.
    - Nie zrobię niczego, czego nie chcesz - obiecywał z niemal
    smutnym uśmiechem, ale zaraz dotknął jej ust i zaczął ją delikatnie
    całować. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl