[ Pobierz całość w formacie PDF ]
schodów. Nie chciał wracać do tego ohydnego tunelu, nie miał bowiem ochoty pełzać
ponownie w tym przedsionku piekła.
Większa część pomieszczenia pozostawała dla niego niewidoczna, gdyż
płomień zapalniczki rozjaśniał tylko niewielką przestrzeń. Azim posuwał się naprzód
wzdłuż ściany, w kierunku, który zdawał się wskazywać potwór za pośrednictwem
coraz rzadszych kropel krwi pozostawianych za sobą na ziemi.
Wejście z lewej strony.
Kolejna sala, przez którą prowadziła krwawa ścieżka.
Przeszedłszy pod kamiennym gzymsem, Azim przemierzył dwumetrowy
korytarz i trafił do pomieszczenia, które - sądząc po stłumionym odgłosie kroków -
musiało być mniejsze.
Wydobywał się stamtąd straszliwy odór uryny. Wkrótce dołączył do niego
inny: zjełczały smród surowego mięsa, który można zazwyczaj odnalezć w piwnicach
rzezników.
Zwiatło zapalniczki padło najpierw na żelazny wieszak, który ktoś niedawno
umocował w murze. Częściowo przykrywał go zawieszony na nim ogromny płaszcz z
kapturem.
Ramiona Azima aż napęczniały od pokrywającej je gęsiej skórki.
To było ubranie ghula.
Potwór znajdował się bardzo blisko.
Azim chwycił rewolwer, nie przejmując się za bardzo tym, że w tej sytuacji
niewiele mógłby zdziałać za jego pomocą, potrzebował bowiem dodającego siły
dotyku broni.
Następnie pomarańczowy krąg światła zatrzymał się na beczce wypełnionej
ciemną cieczą. Azim podszedł powoli, rozglądając się ostrożnie na boki, wypatrując
znaków czyjejś obecności lub ruchu i bojąc się, że ktoś zbliży się doń niepostrzeżenie.
Pochylił się dostatecznie nisko, żeby jego oczy znalazły się na wysokości
beczki.
W rzeczywistości ciecz okazała się wodą.
Uspokojony, Azim wyprostował się.
W tej samej chwili ujrzał coś potwornego.
Pojawiło się w drżącym świetle zapalniczki.
Tuż obok zbiornika z wodą. Trup mężczyzny.
Oparty o ścianę, z częścią twarzy odartą ze skóry do żywego mięsa, z którego
sączyły się rozmaite płyny fizjologiczne. Ktoś wyrwał mu czubek nosa, większą część
policzków oraz wargi, odsłaniając usta i całe uzębienie. Pożółkłe szkliwo jego
zepsutych zębów lśniło w blasku płomienia.
Azim domyślił się, że był to Murzyn, prawdopodobnie Sudańczyk, pozbawiony
zupełnie zarostu.
Nie żył zaledwie od godziny lub dwóch. Miał wilgotne gałki oczne, z których
jedna była nienaturalnie napuchnięta.
Coś nie dawało Azimowi spokoju. Poza okaleczeniami ciała, jakich dokonano
na tym biedaku, detektywa dręczył jeszcze jakiś szczegół, którego nie potrafił nazwać.
Azim cofnął się, a następnie odwrócił.
Opuścił dłoń, aby oświetlić stary stół.
Zesztywniał.
Na stole leżał trup kota.
Błyskawicznie podniósł przed siebie broń niczym tarczę, przeszukując mrok
rozciągający się pod cienkim woalem płomyka.
Ghul nie mógł znajdować się daleko, tego Azim był pewien.
Może nawet był tutaj, razem z nim. Szpiegował go.
Azim nie poczuł delikatnego ruchu powietrza za plecami.
Gęste cienie, tworzące z tyłu mur, skrywały niemal całkowicie ogromną postać
Sudańczyka. I oto nagle w tych nieprzeniknionych ciemnościach trup się poruszył.
Głowa wyprostowała się ukradkiem. Błyszczące w resztkach światła wielkie,
okrągłe oczy wpatrywały się w Azima.
Szczęki o połamanych zębach rozwarły się nieco, z ust zaś pociekła - najpierw
po brodzie, pózniej na ziemię - półprzezroczysta, gęsta strużka śliny.
Po czym trup osunął się bezszelestnie w ciemność.
Azim, który nic nie usłyszał, rozejrzał się jeszcze po pomieszczeniu.
Na stole stał talerz ze świeżymi resztkami jedzenia. Przeżute pajdy chleba,
pozostałości w postaci lepkiej papki i plaster wędliny, którego jeden brzeg ktoś tak
długo ssał, że miejscami aż popękał.
Azim wymacał pod stopą coś miękkiego.
Opuściwszy zapalniczkę, ujrzał kłębowisko sierści i cuchnących wnętrzności,
wśród których roiły się tłuste robaki.
Psy, koty, a nawet kilka szakali - wszystkie wypatroszone.
Okrążywszy całą tę trupiarnię, Azim przystanął przed lepiącym się z brudu
siennikiem, przykrytym częściowo równie brudną kołdrą.
Na widok tego, co zobaczył obok, poczuł skurcz żołądka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]