[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie podobają ci się?
Spojrzała na niego z wyrzutem.
- Podobają, bardzo, ale nie spodziewałam się takiego...
- Wspaniałego gustu z mojej strony?
- Takiej ekstrawagancji!
Katherine wstała i pocałowała go w policzek, a następnie uściskała Teresę i
Antonia.
- Doskonale pasują do twoich oczu - stwierdziła Teresa i spojrzała na syna. - To
dlatego je wybrałeś?
Roberto skinął głową.
- Tak, ale bałem się, że ich nie przyjmie. Kiedy w Viana do Castelo zapłaciłem za
jej buty, zrobiła mi awanturę!
Katherine poczuła, że się rumieni.
- To była inna sytuacja!
- Prawda - rzekł Roberto. - Dziś nie możesz mi odmówić, bo jest Boże Narodzenie.
Pomogę ci je założyć.
Kolczyki tak bardzo nie pasowały do prostej koszulki, że Katherine roześmiała się
figlarnie.
- Kopciuszek musi się przebrać w suknię balową. O której przyjadą goście? -
spytała.
- Zaczną się pojawiać w południe - rzekł Antonio. - Chodz, Roberto, musimy
sprawdzić węgle.
- Kto będzie piekł mięsa? - spytała Katherine.
- Zaczną Antonio i Roberto. Geraldo, mąż Marii, będzie pilnował ognia. Potem
grillem zajmą się inni mężczyzni.
- Przebierz się szybko! - zawołał Roberto na odchodne. - Załóż zieloną sukienkę!
Dla Katherine to Boże Narodzenie tak bardzo różniło się od spokojnego
świętowania w towarzystwie Charlotte i Sama, że od czasu do czasu musiała się
uszczypnąć. W sandałach na niskim obcasie i wielkim fartuchu Marii zarzuconym na
R
L
T
zieloną sukienkę pomagała roześmianym służącym nosić naczynia i nakrywać stoły.
Roberto był tak szczęśliwy, że w niczym nie przypominał zgorzkniałego, kulejącego
mężczyzny, którego poznała w Portugalii. Tuż przed południem Teresa zabrała Katherine
do domu, żeby mogły doprowadzić się do porządku. Za chwilę mieli przybyć goście.
- Czy tak wyglądają każde wasze święta? - spytała Katherine.
- Zazwyczaj tak. Inaczej było tylko rok temu, po śmierci Luisa - posmutniała
Teresa. - Ale życie toczy się dalej. Dziś świętujemy to, że Roberto jest cały, zdrowy i
szczęśliwy.
Katherine przytuliła Teresę.
- To dobry powód do świętowania - stwierdziła.
Wcześniej Katherine podejrzewała, że przygotowano zdecydowanie za dużo
jedzenia. Kiedy jednak zaczęli pojawiać się goście z dziećmi, a czasami i z wnukami, a
także rodziny pracowników rancza, przestała się dziwić. Roberto i Antonio opuścili
stanowiska, by powitać kolorowo ubranych przybyłych. W powietrzu unosiła się cu-
downa woń pieczonego mięsa.
Roberto trzymał się blisko Katherine, kiedy państwo de Sousa przedstawiali ją
kolejnym gościom. W pewnej chwili ujrzeli Ildefonsa Soaresa z córką Glorią ubraną w
wyjątkowo krzykliwą, pomarańczową suknię z nadmiarem falban.
- Spokojnie, kochana - szepnął Roberto przez zaciśnięte zęby, kiedy poczuł, że
Katherine sztywnieje. - %7ładnych kłótni w Boże Narodzenie.
Katherine posłała nowo przybyłym urocze spojrzenie.
- Bardzo mi miło - powiedziała. - Wesołych świąt.
Gloria chciała pocałować Roberta, ale ten poklepał ją po policzku i uścisną dłoń
Ildefonsa.
- Przyszłam wcześniej, żeby pomóc - obwieściła dziewczyna, ale Antonio ostudził
jej zapał.
- Nie trzeba, moja droga. Dziś pomaga nam Katherine.
Teresa zaprowadziła ich do stołu przeznaczonego dla rodziny Soaresów.
Potem wraz z Antoniem zajęła miejsce na jednym krańcu stołu, przy którym
siedziały rodziny ich pracowników, a Roberto i Katherine na drugim. Początkowo
R
L
T
kobiety nie odzywały się wiele, ale gdy Roberto zapewnił tłumaczenie, odprężyły się i
śmiały wraz z Katherine, szczególnie, kiedy wręczył jej tykwę z mate, popularnym w
tamtych stronach naparem. Obserwowana przez wszystkich pociągnęła łyk i oczy wyszły
jej na wierzch. Z trudem przełknęła gorzki, gorący napój. W końcu wzdrygnęła się.
- Dziękuję. Teraz poproszę o wodę! - zawołała wesoło, rozbawiając obecnych.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]